[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zbierali si tam wszyscy czonkowie Prometeusza.Po co?Wszystko jedno, najwaniejsze, e si w ogóle zbierali.Musia tam dotrze.Szybko.Jak najszybciej.- Ten pielgniarz.- zacz i gwatownie urwa.Przed oczyma przewiny mu si obrazy z Rock Creek Park.Betonowy bunkier igone omotanie do drzwi.Szofer Dunne'a, który chce si widzie z szefem.Szczupy, zwinny, dobrze uminiony Murzyn.Solomon.Strzela, ma okrutne,niemal sadystyczne oczy.Pada na podog.Martwy.Z przestrzelonej piersi buchakrew.Lufa dymicej czterdziestki pitki w rku Dunne'a.A go zemdlio.- To by szofer Dunne'a - powiedzia.- Nasali go ci z Prometeusza.- Jak to? Przecie mówie, e on nie yje, e Dunne go zabi!- Chryste, bo tak mylaem! Maj tych wszystkich specjalistów od efektówspecjalnych.Baterie, malekie adunki wybuchowe w ubraniu, torebki z krwi,setki przerónych sztuczek! Wahaem si i Dunne musia zrobi codramatycznego, eby mnie przekona.Co to? Syszysz?Przekrzywia gow.- Nie.Odlege, mocno stumione ump-ump-ump gównego wirnika.Lotnisko? Jakafabryka? Nie.- migowiec - powiedzia.- Bardzo cicha maszyna.Musi by dokadnie nadnami.Masz jakie lusterko?- Mam.- Opu szyb, wystaw je na zewntrz i sprawd.Tylko dyskretnie.- Mylisz, e nas ledz?- Sysz go od kilku minut.Odgos ani nie cichnie, ani nie robi sigoniejszy.Kilka minut to co najmniej kilkanacie kilometrów.Elena otworzyapuderniczk i ostronie wysuna rk za okno.- Masz racj, co tam jest.Tak, to migowiec.- Sukinsyny - mrukn Bryson.Tablica, na tablicy napis, e za niecae dwa kilometry bd mijali bar szybkiejobsugi, sklep i toalety.Nick przyspieszy, zjecha na prawy pas i za starym,zdezelowanym el dorado skrci na parking.Karoseria samochodu bya przeartardz, maska obwizana sznurem, rura wydechowa niemal wloka si po ziemi.Wysiad z niego brudny, kaprawy, dugowosy mczyzna w podartych dinsach,czarnym berecie, czarnym podkoszulku z napisem Grateful Dead" i w zielonejwojskowej kurtce.pun, pomyla Bryson.Nawalony pun.- Co ty robisz? - spytaa Elena.- Ma zmyk.- Otworzy schowek na mapy i wyj jakie dokumenty.- Chod.Zabierz torebk i co tam jeszcze masz.Zdezorientowana Elena wysiada.- Widzisz tego puna?- Widz.- Zapamitaj jego twarz.- Nie da si jej zapomnie.- Kiedy wyjdzie, stój tu i czekaj.Wszed do baru i stwierdzi, e kierowcy nie ma ani w kolejce po jedzenie, aniprzy stoliku.Kupuje papierosy z automatu albo jest w kiblu, pomyla.Przyautomatach go nie byo, by za to w ubikacji - pozna go po znoszonych czarnychadidasach wystajcych spod drzwi jednej z kabin.Facet podcign spodnie,wyszed i stan przy umywalce.Mie zaskoczenie: nie wyglda na takiego, coto lubi czysto.- Hej - powiedzia Bryson, patrzc w lustro.- Zrobisz co dla mnie? punzerkn na niego podejrzliwie, przez kilka sekund bez sowa namydla rce,potem spuci wzrok i z wrogoci w gosie spyta:- Co?- Moe dziwnie to zabrzmi, ale nie sprawdziby, czy na parkingu nie ma mojejony? Chyba mnie ledzi.- Nic z tego, stary, spiesz si.- Potrzsn rkami i rozejrza si wposzukiwaniu papierowych rczników.- Posuchaj, strasznie mi na tym zaley.Nie prosibym ci, gdyby byo inaczej.Chtnie ci zapac.- Wyj z kieszeni zwitek banknotów i odliczy dwiedwudziestki.Tylko nie przesad, bo zacznie co podejrzewa.- Wystarczy, ewyjrzysz.Wyjrzyj, wró tu i powiedz, czy ona tam jest.- Cholera jasna.Nie ma rczników.Nie znosz tych pieprzonych suszarek.-Ponownie strzsn wod z rk i schowa pienidze do kieszeni.- Ale ostrzegam,jak wytniesz mi jaki numer, nogi ci z dupy powyrywam.- adnych numerów, to czysta sprawa.- Jak wyglda?- Moja ona? Brunetka, trzydzieci par lat, czerwona bluzka, jasno-brzowaspódnica.adna laska.Trudno jej nie zauway.- A co bdzie z fors, jak jej tam nie ma?- Jak to co? Bdzie twoja, stary, twoja.Czowieku, duo bym da, eby tazdzira posza std w choler.- Myla chwil.- Jak wrócisz, doo cijeszcze cztery dychy.- Jezu, co ty, facet, knujesz? - mrukn pun, krcc gow.Przeszed przez sal z automatami i wyjrza na dwór.Elena staa na parkingu.Zzaoonymi rkami i z wciekym wyrazem twarzy rozgldaa si na wszystkiestrony.pun wróci do toalety.- Widziaem j .Wkurzona jest jak diabli.- Niech to szlag - wysycza Nick, podajc mu obiecane czterdzieci dolarów.- Ato suka.Musz j zgubi.- Ponownie wyj zwitek banknotów, odliczydwadziecia setek i rozoy je w rku niczym wachlarz.-azi za mn i azi.Koszmar.pun poera wzrokiem banknoty.- Co teraz? - spyta nieufnie.- Nie pójd na adn lewizn.Mam do kopotów.- Jasne, e nie.le mnie zrozumiae.Do toalety wszed jaki mczyzna.Obrzuci ich czujnym spojrzeniem i stanprzed pisuarem.Zaczekali, a wyjdzie.- To stare el dorado to twoja bryka?- Bo co?- Sprzedasz? Daj dwa tysice.- Odpada.Woyem w ni dwa i pó patola, ma nowe amortyzatory.- Trzy tysice.- Nick wyj z kieszeni kluczyki do buicka.- Pojedziesz moim.- Trefny jest?- A skd.Zauway znak firmowy Herza na breloczku.- Chwila, to wóz z wypoyczalni.- No, jasne.A takim idiot nie jestem.Daj ci go, eby móg spokojniedojecha tam, gdzie jedziesz.Wszystko opacone.Zostaw go byle gdzie, resztato moja sprawa.pun dugo myla.- Nie chc, eby przyazi do mnie z pretensjami.Uprzedzam, ten rzch ma naliczniku ponad dwiecie osiemdziesit tysicy.- Spoko.Nie znamy si.Nie wiem nawet, jak ci na imi.Widzimy si pierwszy iostatni raz.Zaley mi tylko na jednym: chc uciec tej babie.- I warto wybuli na to a trzy i pó patola?- Warto, warto - mrukn Bryson z udawanym rozdranieniem.- Mam tam troch rzeczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •