[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Do dziœ widzê jego twarz, pe³n¹ pogardy, jak¹cz³onek zespo³u mo¿e ¿ywiæ dla tak zwanego aktora, który zawiód³ publicznoœæ.- Dak - odezwa³em siê pokornie.- Przykro mi, naprawdê.Myli³em siê.Spojrza³ na mnie ostro.- Wiêc zagrasz?- TakMówi³em szczerze.Nagle przypomnia³em sobie o czymœ, co utrudnia³o sprawêrównie mocno, jak gdybym mia³ graæ Królewnê Œnie¿kê od siedmiu krasnoludków.-To znaczy.có¿, chcia³bym, ale.- Ale co? - prychn¹³ pogardliwie.- Wci¹¿ twój cholerny temperament?- Nie, nie! Ale powiedzia³eœ, ¿e lecimy na Marsa.Dak, czy ta rola bêdziewymaga³a, abym mia³ wokó³ siebie Marsjan?- Co? Tak, oczywiœcie.Czy na Marsie mo¿na inaczej?- Uch.Ale, Dak, ja nie znoszê Marsjan! Rzygaæ mi siê od nich chce.Chcia³bym.móg³bym nawet spróbowaæ.ale bojê siê, ¿e wypadnê z roli.- Och, jeœli tym siê martwisz, zapomnij o tym.- Co? Ale ja nie mogê o tym zapomnieæ.Nic na to nie poradzê.Ja.- Powiedzia³em ci ju¿.Zapomnij.Stary, wiemy, ¿e pod tym wzglêdem jesteœkompletnym wieœniakiem.Wiemy o tobie wszystko, Lorenzo, a twój lêk przedMarsjanami jest tak dziecinny i nieracjonalny, jak lêk przed paj¹kami czywê¿ami.Przewidzieliœmy to jednak i zajmiemy siê tym.Mo¿esz przestaæ siêprzejmowaæ.- No.to dobrze.Nie przesta³em siê przejmowaæ, ale potr¹ci³ bolesn¹ strunê.Wieœniak? Przecie¿wieœniacy to publicznoœæ! Przemilcza³em to.Dak poci¹gn¹³ komunikator w swoim kierunku, nie próbowa³ zag³uszyæ tekstu, jakiprzekazywa³:- Mlecz do Bluszczu - odwo³aæ plan Kleks.Dokoñczymy Mardi Gras.- Dak?- zagadn¹³em, kiedy siê roz³¹czy³.- PóŸniej - odpar³.- Bêdê teraz ³¹czy³ orbity.Kontakt mo¿e okazaæ siê trochêbrutalny, ale nie mam czasu zajmowaæ siê szczegó³ami.SiedŸ wiêc cicho itrzymaj siê wiatru.Rzeczywiœcie, by³o ciê¿ko.Zanim znaleŸliœmy siê na ¿agwiowcu, czu³em siêszczêœliwy, ¿e mogê wróciæ do wygodnego stanu niewa¿koœci.Md³oœci przy zmianieci¹¿enia s¹ jeszcze gorsze ni¿ choroba kosmiczna.W stanie niewa¿koœcipozostaliœmy jednak nie d³u¿ej ni¿ piêæ minut.Trzej ludzie, którzy mieliwróciæ na ,,Pude³ko" t³oczyli siê w œluzie transferowej jeszcze d³u¿sz¹ chwilêpo tym, jak wraz z Dakiem przesiedliœmy siê na ¿agwiowiec.Przez nastêpne kilkachwil panowa³o nieopisane zamieszanie.Podejrzewam, ¿e taki szczur ziemski jakja ³atwo ulega dezorientacji, zw³aszcza kiedy nie potrafi odró¿niæ pod³ogi odsufitu.Ktoœ zawo³a³: ,,Gdzie on jest?".Dak odpowiedzia³: ,,Tutaj!".Ten samg³os zawo³a³: ,,To on?", jakby nie móg³ uwierzyæ w³asnym oczom.- Tak, tak - odpar³ Dak.- Jest ucharakteryzowany.Niewa¿ne, wszystko wporz¹dku.Pomó¿ mi go wprowadziæ do tej prasy.Czyjaœ rêka z³apa³a mnie za ramiê i poci¹gnê³a w¹skim przejœciem do jakiegoœprzedzia³u.Pod jedn¹ ze œcian sta³y dwie koje, tak zwane ,,prasy", to znaczyzbiorniki w kszta³cie wanien, wyposa¿one w hydraulikê i urz¹dzenia do redukcjiciœnienia, stosowane przy du¿ych przyspieszeniach na ¿agwiowcach.Nie widzia³emich nigdy przedtem, ale korzystaliœmy z doœæ przekonuj¹cych atrap w kosmicznejoperze Poszukiwacze Ziemi.Na œcianie nad jedn¹ z koi wymalowany by³ napis: UWAGA!!! NIE PODDAWAÆ SIÊ BEZKOMBINEZONU GRAWITACJI WY¯SZEJ NI¯ TRZY G.Zgodnie z ,,Postanowieniem."obróci³em siê powoli i napis przesun¹³ siê poza zasiêg wzroku, zanim uda³o misiê skoñczyæ czytanie.Ktoœ wepchn¹³ mnie do prasy.Dak i ten drugi pospiesznieprzypinali mnie do niej, kiedy gdzieœ z boku rozleg³o siê przeraŸliwe wyciesyren.Po chwili ucich³o, zamiast niego dobieg³ równie przeraŸliwy g³os:- Czerwony alarm! Czerwony alarm! Podwójna grawitacja! Trzy minuty!Znów rozleg³o siê wycie.Przez ha³as s³ysza³em pospiesznie wypowiadane s³owa Daka:- Projektor jest ustawiony? Taœmy w³o¿one?- Tak, tak!- Masz strzykawkê? - Dak przekrêci³ siê w powietrzu i zwróci³ siê do mnie: -S³uchaj, koleœ, damy ci zastrzyk.Wszystko gra.Czêœæ leku to nullgrav, resztato lekki œrodek stymuluj¹cy.bo bêdziesz musia³ uczyæ siê roli.Najpierwpoczujesz, ¿e piek¹ ciê ga³ki oczne, potem zacznie ciê swêdzieæ, ale nie bêdziebola³o.- Czekaj, Dak, nie.- Nie mamy czasu! Muszê podpaliæ tê kupê z³omu! - obróci³ siê i wylecia³ przezdrzwi, zanim zd¹¿y³em zaprotestowaæ.Drugi podci¹gn¹³ mi rêkaw, przy³o¿y³pistolet-strzykawkê do skóry na ramieniu i zanim siê zorientowa³em, by³o ju¿ powszystkim.W chwilê póŸniej znik³.Wycie znowu ust¹pi³o wrzaskowi: ,,Czerwonyalarm! Podwójna grawitacja! Dwie minuty!".Próbowa³em siê rozejrzeæ, ale narkotyk sprawi³, ¿e czu³em siê jeszcze bardziejzdezorientowany.Ga³ki oczne zaczê³y mnie piec, zêby te¿, a potem poczu³emnieznoœne swêdzenie na plecach.By³bym siê podrapa³, ale pasy bezpieczeñstwatrzyma³y mocno i nie pozwala³y mi dosiêgn¹æ torturowanego obszaru, co uchroni³omnie byæ mo¿e przed z³amaniem ramienia wskutek przeci¹¿enia.Wycie znowuucich³o, ale tym razem jego miejsce zaj¹³ spokojny baryton Daka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]