[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nina nie s³ysza³a rozmowy.Myœla³a o tym, jak z³y i fa³szywy jest œwiat, jakbardzow nim sama jest i bezbronna, jak nie przygotowana na niespodziewane ciosy,któremog¹ spaœæ z ka¿dej strony.Przygl¹da³a siê Dyzmie.We³niste w³osy, kwadratowe czo³o, krótki nos, ustaw¹skiei ogromna, potê¿na szczêka dolna.Tu³Ã³w mo¿e przyd³ugi i rozstawione nogi.- Zdawa³oby siê, zwyk³y cz³owiek - myœla³a - a jednak w tej pozornejpospolitoœciuderza jakaœ skupiona, zaczajona si³a, jakaœ uœpiona moc, ale celowo ukrywana.Nik.mój Nik.By³a jakby zaskoczona tym, ¿e ten powa¿ny cz³owiek z m¹drym pó³uœmiechem natwarzy,s³uchaj¹cy w milczeniu paplaniny tych ludzi, ¿e ten m¹¿ stanu, wielkiekonomista,ten cz³owiek tak.obcy, mo¿e nie obcy, lecz jakby jej daleki, jest jejNikiem!No tak! Jej narzeczonym, wkrótce mê¿em, jest tym, który bêdzie odt¹d kierowaæjejlosem, ¿yciem, który zapewni jej bezpieczeñstwo, os³oni przed wszelkim z³em.O, on to potrafi, jak nikt inny.Jest jak piramida na pustyni, której ¿adenhuragannie poruszy.Pan Hell te¿ by³ prawdziwym mê¿czyzn¹, ale.Wola³a ju¿ o nim nie myœleæ.Podano do sto³u.Toczy³a siê zwyk³a rozmowa oniczym.Gdy po obiedzie na chwilê znaleŸli siê sami, szepnê³a Dyzmie: - Kocham, bardzokocham.Wzi¹³ j¹ za rêkê i poca³owa³.- Niku.Dziœ pojedziemy do ciebie? - Achcia³abyœ?- zapyta³ figlarnie.Przygryz³a wargi i, patrz¹c mu prosto w oczy rozszerzonymiŸrenicami,wyszepta³a: - Bardzo, bardzo.bardzo.Nieco zblad³a, co ju¿ Dyzma zna³dobrze.- Trzy dni - mówi³a - nie byliœmy razem.- Dobrze - skin¹³ g³ow¹ ipomyœla³:- Oho, bêdzie zajêcie.Gdy wychodzili przed ósm¹, Nina zapowiedzia³a, ¿e id¹ doOpery.Ze œmiechem wyjaœni³a Nikodemowi póŸniej, ¿e dlatego wybra³a Operê, ¿e dziœgraj¹tam „ Afrykankê ” , która koñczy siê a¿ po pó³nocy.- Przebieg³a jest twoja Nineczka, prawda? - Ho.ho! Przeczeka³, a¿ krokiNinyucich³y w bramie, i spojrza³ na zegarek.By³a pierwsza.Zawróci³ ku domowi.Znajdowa³ siê zaledwie kilkanaœcie metrów od kamienicy, w której mieœci³ siêbank,gdy ujrza³ Mañkê.Sta³a oparta o latarniê.WyraŸnie czeka³a na niego.Nastroszy³ siê.Chcia³ przejœæ, udaj¹c, ¿e jej nie spostrzega, lecz zast¹pi³amudrogê.- Czego? - warkn¹³ g³ucho.- Nikodem.163 - Czego? !- Nikodem.Nie gniewaj siê.Ale ja bez ciebie ¿yæ nie mogê.-Posz³awont! Plujê na ciebie! I nie leŸ, œcierwo jedna, bo ci pysk rozwalê! Patrza³anañprzera¿onymi oczyma.- Ale za co? Za co, Nikodem? - Nadojad³aœ mnie, docholery,i ju¿.- Ale ja ciebie kocham, a ty obieca³eœ.- Plujê na to, co obieca³em, inaciebie plujê! Rozumiesz? ! Byl e dziwka, byle szmata przyczepi siê i napastuje.Takipoœmieciuch!- Nikodem!.- Wont, cholero! ! ! Pchn¹³ j¹ tak, ¿e zatoczy³a siê i upad³anastertê brudnego œniegu.Nie wstawa³a.Patrzy³a za odchodz¹cym.- To tak? !Zakry³atwarz zmarzniêtymi rêkoma i p³aka³a.- Poœmieciuch.dziwka.szmata.Naglezerwa³a siê i pogrozi³a piêœci¹ w kierunku banku.- Poczekaj¿e ty! Otrzepa³apaletkoze œniegu i prêdko, jak mog³a najprêdzej, zacz ê ³ a i œ æ k u Marsza³kowskiej.„ Popamiêtasz mnie jeszcze, popamiêtasz!.Ja ciê nic bêdê mia³a, ale itamtanie! Ju¿ ja ciê urz¹dzê.”Chêæ zemsty, natychmiastowej zemsty, opanowa³a j¹ wszechw³adnie.Prawie bieg³a.Niezawaha³a siê, gdy stoj¹cy przy wejœciu policjant zapyta³ j¹, czego chce.- Chcêkapowaæna jednego - powiedzia³a.- Kapowaæ?.Dobra, idŸ do dy¿urnego przodownika.Tamtedrzwi.W du¿ym pokoju, przedzielonym balustradk¹, stanê³a przed biurkiem.- Czego? - zapyta³ zajêty pisaniem przodownik nie podnosz¹c oczu.Rozejrza³asiê.Byli sami.- Wsypaæ chcê jednego.- No? - zapyta³ flegmatycznie.- On w maju jeszczezakatrupi³jednego ¯yda.Du¿o forsy zagrabi³.Sam chwali³ siê i pokazywa³.A teraz szykujesiêdo obrobienia banku na Wspólnej.Przodownik od³o¿y³ pióro i podniós³ na ni¹ oczy.- Banku? Kto taki? - NazywasiêDyzma.Nikodem Dyzma.- A ty sk¹d o tym wiesz? - Wiem.- Jak siê nazywasz? -MañkaBarcik.- Adres? - £ucka 36.- Zawód twój? - Dziewczynka - odpar³a po chwiliwahania.- A dlaczego go sypiesz? - To moja sprawa.Przodownik zanotowa³ nazwisko iadres.- Powiadasz, ¿e szykuje siê na bank na Wspólnej? - Tak.- A wiesz, ¿e tu ¿artówniema? Je¿eli ze³ga³aœ, pójdziesz do aresztu.164 - Wiem.Przyjrza³ siê jej.By³a spokojna.Z zaciêtego wyrazu jej twarzy wywnioskowa³,¿emówi prawdê.- Gdzie on teraz jest ten Dyzma? - W banku.- Co? ! - Sama widzia³am, jakwchodzi³.On ze stró¿em ma sztamê.Policjant chwyci³ s³uchawkê telefonu i wymieni³ numer.- Jest pan komisarz?.Proszê koniecznie obudziæ.Wa¿na sprawa.Tu dy¿urnyprzodownikKasparski.Po d³u¿szej chwili odezwa³ siê komisarz.Przodownik zameldowa³ mu, ¿e jesttakiedoniesienie.- Zatrzymaæ j¹ - kaza³ komisarz - zaraz przyjadê i sam j¹ zbadam.Przodownikpo³o¿y³s³uchawkê i wskaza³ Mañce ³awkê pod œcian¹.- Poczekaj.- Dobrze.Usiad³a.O, on j¹ popamiêta! Nikodem le¿a³ w ³Ã³¿ku iczyta³gazetê, gdy zadzwoni³ telefon.Zakl¹³ i postanowi³ me wstawaæ.Telefon jednaknieprzestawa³ dzwoniæ.- Co za cholera? ! Nie nak³adaj¹c pantofli wyskoczy³ Ÿ³Ã³¿ka,w ciemnym gabinecie potkn¹³ siê o krzes³o.- Halo! - Czy mogê mówiæ z panemprezesemDyzm¹? - Jestem.Kto mówi? - Tu mówi komisarz Jaskólski.Moje uszanowanie panuprezesowi.- Dzieñ dobry.O co chodzi? - Przepraszam pana prezesa, ¿e dzwoniê tak póŸno,alejest bardzo wa¿na sprawa.- Co za sprawa? - Zg³osi³a siê do komisariatuprostytutka,nazwiskiem Barcik, zeznaje, ¿e pan prezes robi podkop pod Bankiem Zbo¿owym.- Co?.Komisarz wybuchn¹³ œmiechem.- Nie wygl¹da na wariatkê, ale zuporemtwierdzi to, co panu prezesowi mówiê? Czy pan prezes j¹ zna?- A czort j¹ wie! - No, naturalnie.Kaza³em j¹ zatrzymaæ.Myœla³em pocz¹tkowo,¿ejest pijana, ale nie.Ona nie wie, ¿e pan jest prezesem Banku Zbo¿owego.Ichocia¿jej to powiedzia³em, nie chce cofn¹æ zeznania.Musi mieæ do pana prezesa jak¹œz³oœæ.Czy pan prezes rzeczywiœcie mieszka³ kiedyœ na ulicy £uckiej?- Ale¿ Bo¿e broñ! Jak ¿yjê, nie mieszka³em [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •