[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Drzewiec d³ug¹ chwilê patrza³ na nich w milczeniu ikiwa³ g³ow¹.Wreszcie zagadn¹³ Gandalfa:- A wiêc Saruman nie chce opuœciæ Orthanku? Niczego innego nie spodziewa³em siêpo nim.Serce ma zbutwia³e jak czarny huorn.Swoj¹ drog¹ przyznam siê, ¿e gdybymnie pokonano i wyciêto wszystkie drzewa, ja te¿ bym nie odszed³, pókizosta³aby mi chocia¿ jedna ciemna kryjówka.- Tak, ale ty nie knu³eœ spisków, ¿eby ca³y œwiat obsadziæ drzewami i zdusiæwszelkie inne ¿ycie na ziemi – odpar³ Gandalf.– Saruman zosta³, by dalejhodowaæ swoj¹ nienawiœæ i w miarê mo¿noœci snuæ nowe sieci zdrady.Ma kluczOrthanku.Lecz nie dajcie mu uciec.- Nie damy.Entowie go przypilnuj¹ – rzek³ Drzewiec.– Saruman bez megopozwolenia kroku nie zrobi poza tê ska³ê.Entowie bêd¹ trzymali stra¿.- Dobrze! – powiedzia³ Gandalf.– Na to liczy³em.Mogê wiêc opuœciæ Isengard izaj¹æ siê innymi sprawami zrzuciwszy tê troskê z serca.Musicie jednak czuwaæpilnie.Woda ju¿ opad³a.Stra¿e wokó³ wie¿y nie wystarcz¹.Na pewno s¹ jakieœpodziemne lochy, którymi Saruman zechce mo¿e wkrótce wydostaæ siêniepostrze¿enie.Je¿eli nie wzdragacie siê przed t¹ ciê¿k¹ prac¹, proszê was,zalejcie kotlinê znowu wod¹ i utrzymujcie powódŸ, dopóki Isengard nie zamienisiê w stoj¹c¹ sadzawkê albo dopóki nie odkryjecie tajemnych przejœæ.Je¿elipodziemia bêd¹ zalane, a wyjœcia zabarykadowane, Saruman bêdzie musia³ siedzieæna górze i tylko wygl¹daæ przez okna na œwiat.- Zdaj to na entów – rzek³ Drzewiec.– Zbadamy dolinê od szczytów do dna izajrzymy pod ka¿dy kamieñ.Wróc¹ do niej znów drzewa.Nazwiemy to miejsce LasemStra¿ników.Nawet wiewiórka nie przemknie siê têdy bez mojej wiedzy.Zdaj to naentów.Póki nie up³ynie siedemkroæ tyle lat, ile Saruman nas drêczy³, niezejdziemy z warty.Rozdzia³ 11PalantirS³oñce ju¿ zachodzi³o za wyd³u¿one ramiê gór, gdy Gandalf ze swoj¹ dru¿yn¹ ikról ze swymi jeŸdŸcami wyruszyli wreszcie z Isengardu.Gandalf wzi¹³ na koniaMeriadoka, Aragorn zaœ Pippina.Dwaj królewscy wojownicy wyprzedzaj¹c oddzia³puœcili siê zaraz za bram¹ w cwa³ i wkrótce zniknêli towarzyszom z oczu.Resztaposuwa³a siê bez zbytniego poœpiechu.Entowie ustawili siê szpalerem po obu stronach bramy wznosz¹c d³ugie ramionapo¿egnalnym gestem, lecz zachowali milczenie.Gdy ujechali krêt¹ drog¹ doœædaleko w górê doliny, hobbici obejrzeli siê za siebie.Na niebie jeszczeœwieci³o s³oñce, ale nad Isengardem rozpostar³y siê cienie i szare gruzy ledwiemajaczy³y w mroku.Drzewiec sta³ przed bram¹ samotnie i z daleka wygl¹da³ jakpieñ starego drzewa.Hobbitom ten widok przypomnia³ pierwsze spotkanie z entemna s³onecznej pó³ce skalnej u skraju Fangornu.Zbli¿ali siê do s³upa z god³emBia³ej Rêki.S³up sta³ po dawnemu, lecz rzeŸbiona rêka le¿a³a strzaskana naziemi.Poœrodku drogi biela³ d³ugi kamienny palec wskazuj¹cy, a niegdyœczerwony paznokieæ teraz pociemnia³ i sczernia³.- Entowie nie pomijaj¹ najdrobniejszych nawet szczegó³Ã³w – rzek³ Gandalf.Ruszyli dalej wœród gêstniej¹cych ciemnoœci.- Czy bêdziemy jechali przez ca³¹ noc? – spyta³ po jakimœ czasie Merry.– Niewiem, Gandalfie, jak ty siê czujesz z uczepion¹ twojej po³y ha³astr¹, aleha³astra chetnie by siê odczepi³a i po³o¿y³a spaæ.- A wiêc s³ysza³eœ te obelgi? – odpar³ Gandalf.– Nie pozwól im j¹trzyæ siê wswoim sercu.B¹dŸ zadowolony, ¿e Saruman nie poczêstowa³ was d³u¿szymprzemówieniem.Nigdy przedtem nie spotka³ hobbitów i nie wiedzia³, w jaki tonuderzyæ zwracaj¹c siê do nich.Dobrze jednak wam siê przyjrza³.Je¿eli to mo¿ebyæ plastrem na twoj¹ zranion¹ dumê, to wiedz, ¿e w tej chwili pewnie wiêcejmyœli o tobie i Pippinie ni¿ o nas wszystkich.Kim jesteœcie? Jak siêdostaliœcie do Isengardu i po co? Ile wiecie? Czy byliœcie w niewoli, a jeœlitak, jakim sposobem uratowaliœcie ¿ycie, skoro orkowie wyginêli co do nogi? Nadtymi zagadkami biedzi siê teraz m¹dra g³owa Sarumana.Szyderstwo z tych ust,Meriadoku, jest zaszczytem, jeœli cenisz sobie jego zainteresowanie.- Dziêkujê ci – odpar³ Merry – ale najwiêkszym zaszczytem jest dla mnieczepianie siê twojej po³y, Gandalfie.Po pierwsze dlatego, ¿e dziêki temu mogêpowtórzyæ raz jeszcze to samo pytanie: czy bêdziemy jechali przez ca³¹ noc?Gandalf rozeœmia³ siê.- Nie pozwolisz nikomu wykrêciæ siê sianem.Ka¿dy czarodziej powinien mieæhobbita albo kilku hobbitów stale u boku; ju¿ oni by go nauczyli wyra¿aæ siêœciœle i nie bujaæ w ob³okach.Przepraszam ciê, Merry.Dobrze wiêc, pomówmywiêc o tych przyziemnych szczegó³ach.Bêdziemy jechali jeszcze parê godzin, bezpoœpiechu zreszt¹, a¿ do wylotu doliny.Jutro ruszymy szybciej.Zamierza³em zIsengardu wracaæ prosto przez step do królewskiego domu w Edoras, ale ponamyœle zmieniliœmy plany.Wys³aliœmy goñców do Helmowego Jaru, ¿ebyzapowiedzieli tam na jutro powrót króla.Stamt¹d Theoden z liczniejsz¹ œwit¹pojedzie do Warowni Dunharrow przebieraj¹c siê œcie¿kami przez góry.Odt¹dbowiem nie bêdziemy siê w wiêkszej gromadzie pokazywaæ na otwartym polu we dnieani w nocy, chyba ¿e nie da³oby siê tego w ¿aden sposób unikn¹æ.- Z tob¹ tak zawsze: albo nic, albo wszystko na raz – rzek³ Merry.– Mnietymczasem interesowa³ tylko dzisiejszy nocleg.Gdzie jest ów Helmowy Jar i coto za miejsce? Pamietaj, ¿e nie znam wcale tych okolic.- A wiêc warto, byœ siê o nich czegoœ dowiedzia³, je¿eli chcesz zrozumieæ, cosiê doko³a nas dzieje.Ale nie ode mnie siê tego dowiesz i nie w tej chwili.Zadu¿o mam teraz pilnych spraw do przemyœlenia.- Dobrze, wezmê na spytki Obie¿yœwiata podczas najbli¿szego popasu.On jestmniej obraŸliwy od ciebie.Ale powiedz mi przynajmniej, dlaczego musimy siêkryæ? Myœla³em, ¿e wygraliœmy bitwê.- Owszem, wygraliœmy, lecz to dopiero pierwsze zwyciêstwo, a odniós³szy je, tymbardziej jesteœmy zagro¿eni.Miêdzy Isengardem a Mordorem istnieje jakaœ³¹cznoœæ, której nie podejrzewa³em.Nie wiem dok³adnie, w jaki sposób siêporozumiewaj¹, lecz na pewno wymieniali wiadomoœci.Oko Barad-Duru bêdzie, jaks¹dzê, z niecierpliwoœci¹ wpatrywa³o siê w Dolinê Czarodzieja, a tak¿e w stepyRohanu.Im mniej zobaczy, tym dla nas lepiej.Z wolna posuwali siê krêt¹ drog¹ w dó³ doliny.Isena w swoim kamiennym korycieto przybli¿a³a siê, to znów oddala³a.Noc zesz³a z gór.Mg³a ust¹pi³a ju¿zupe³nie.Dmuchn¹³ ch³odny wiatr.Ksiê¿yc, bliski tego wieczora pe³ni, rozlewa³na wschodniej czêœci nieba blad¹, zimn¹ poœwiatê.Z prawej strony ramiona góryzni¿y³y siê opadaj¹c nagimi stokami.Przed podró¿nymi ukaza³a siê szeroka,szara równina.Wreszcie zatrzymali siê, a potem skrêcili z goœciñca na miêkk¹ trawêp³askowy¿u.Przejechali niewiele ponad milê w kierunku na wschód i znaleŸli siêw ma³ej dolince, otwartej od po³udnia, a wspartej o zbocza ostatniego wpo³udniowym ³añcuchu kopulastego wzgórza Dol Baran, zanurzonego w zieleni izwieñczonego u szczytu kêpami wrzosów.Stoki dolinki zarasta³ g¹szczzesz³orocznych paproci, wœród których mocno zwiniête wiosenne pêdy ledwie siêprzebija³y przez pachn¹c¹ œwie¿oœci¹ ziemiê.Ni¿ej krzewi³y siê bujniekolczaste zaroœla i w ich cieniu wêdrowcy rozbili obóz na dwie godziny przedpó³noc¹.Rozpalili ognisko w wykrocie miêdzy rozcapierzonymi korzeniami g³ogu,wysokiego jak drzewo, pokrzywionego ze staroœci, ale zdrowego i krzepkiego.Naka¿dej jego ga³¹zce ju¿ nabrzmiewa³y p¹czki.Wyznaczono stra¿e, po dwóch na ka¿d¹ wartê.Reszta kompanii zjad³szy wieczerzêowinê³a siê w p³aszcze i posnê³a.Hobbici le¿eli nieco odosobnieni w jakimœzak¹tku na podœció³ce z suchych paproci.Merry by³ senny, lecz Pippina ogarn¹³dziwny niepokój.Paprocie trzeszcza³y i szeleœci³y pod nim, gdy krêci³ siê iprzewraca³ ustawicznie.- Co ci jest? – spyta³ Merry [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •