[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tyle dowiedzieliœmy siê na pocz¹tek.Pozwolono nam nastêpnie przedyskutowaæmiêdzy sob¹ nasze stanowiska, pozostawiaj¹c nas samych w zamkniêtej ³adowniAlfy.Dyskutowaliœmy z pewnym skrêpowaniem, nie maj¹c pewnoœci, czy wœród nasnie ma dalszych zakonspirowanych wspó³pracowników rebeliantów.Dlatego rozmowyprowadzane by³y pó³g³osem i w ma³ych grupach, przy u¿yciu ostro¿nychsformu³owañ.- Przede wszystkim musimy mieæ na uwadze bezpieczeñstwo osadników.Powierzononam cztery tysi¹ce ludzi, których mamy bezpiecznie dostarczyæ na powierzchniêplanety.Dopóki tego nie uczynimy, nie wolno nam przedsiêbraæ ¿adnychgwa³townych œrodków - stwierdzi³ admira³: - Jeœli nadal uwa¿acie mnie zadowódcê Konwoju, traktujcie to jako rozkaz.¯adnych prób oporu, dopóki ostatnipojemnik nie znajdzie siê na planecie.PóŸniej zadecydujemy, co robiæ dalej.- Popieram admira³a - powiedzia³em wówczas.- Widzia³em, jak zgin¹³ Bogar.Oninie ¿artuj¹.Przy próbach oporu bêd¹ dzia³aæ w sposób bezwzglêdny izdecydowany.- To fanatycy, opêtani ide¹ wprowadzenia w ¿ycie jakiegoœ b³êdnego modelustosunków spo³ecznych.Osadnicy maj¹ im pos³u¿yæ za obiekty eksperymentuspo³ecznego - zauwa¿y³ dowódca Alfy.- Myœlê, ¿e to zwolennicy któregoœ z tychradykalnych anarchistycznych pr¹dów socjologicznych, daj¹cych o sobie znaæ wostatnich dziesiêcioleciach.Na Ziemi nikt ich nie traktowa³ zbyt serio, wiêcchc¹ tutaj wprowadziæ w czyn i praktycznie zademonstrowaæ skutecznoœæ swychpomys³Ã³w spo³eczno-ekonomicznych.- Poczekajmy wiêc - powiedzia³em pojednawczo.- I tak musimy powœci¹gn¹æ naszedzia³ania do czasu zakoñczenia l¹dowania.Mo¿e siê okazaæ, ¿e ich propozycjebêd¹ do przyjêcia zarówno dla nas, jak dla osadników.Po có¿ powodowaæ napiêciai doprowadzaæ do walki, kiedy nie wiadomo, przeciwko jakim ideom walczymy?- S³usznie - potwierdzi³ admira³.– Potrzebny jest spokój i przynajmniej zpozoru zgodna wspó³praca.Sprawa administracji i systemu spo³ecznego jestkwesti¹ drugorzêdn¹.Ostatecznie nikt nie powiedzia³ nam, ¿e to my w³aœnie mamystanowiæ w³adzê na tej planecie.Nasze zadanie nie koñczy siê z chwil¹szczêœliwego doprowadzenia ich tutaj.Bêdziemy im potrzebni jako doradcytechniczni i to powinno zapewniæ nam w³aœciw¹ pozycjê w tym nowymspo³eczeñstwie.Osadnicy to ludzie m³odzi, z odpowiednim wykszta³ceniemwprawdzie, lecz bez ¿adnego doœwiadczenia w sprawach zasiedlania obcej planety.W dzisiejszym spo³eczeñstwie faktyczn¹ w³adzê sprawuje i tak ten, kto dysponujewiedz¹ i œrodkami technicznymi.- Myœlê, ¿e raczej ten, kto dysponuje broni¹ - zauwa¿y³ sceptycznie Letto,jeden z pilotów.- Dlatego czu³bym siê pewniej maj¹c w garœci dobry miotaczalbo choæby pora¿acz.- Obawiam siê, ¿e w swej prostodusznoœci nie docenia ich pan, admirale -westchn¹³ komandor B³ochin, mój dowódca.- S¹dz¹c z tego, co uda³o im siêzdzia³aæ dotychczas, oni przewiduj¹ posuniêcia na kilka ruchów naprzód.A mynie powinniœmy siê przyzwyczajaæ do roli pos³usznych wykonawców ich poleceñ.Czas pracuje na ich korzyœæ i za kilka tygodni nic ju¿ nie bêdzie mo¿naporadziæ.Wtedy rzeczywiœcie pozostanie nam tylko milczeæ i nie sprzeciwiaæ siêich umys³om.Ostatecznie jednak zgodziliœmy siê przeprowadziæ operacjê l¹dowania zasobnikówpod lufami pilnuj¹cych nas buntowników i wszystko przebieg³o sprawnie ibezpiecznie.Warunki naturalne na planecie nie odbiega³y od tego, co wiedzieliœmy zwczeœniejszych sondowañ.Wszystkie prawie l¹downiki uda³o siê nam osadziæblisko miejsca wybranego jako teren pod pierwsze osiedle.By³a to równinaporoœniêta czêœciowo gêstym dziewiczym lasem.wcinaj¹ca siê obszernym pó³wyspemw wody wielkiego s³odkowodnego jeziora.Osiedle mia³o powstaæ w pobli¿u wody nakoñcu pó³wyspu, u stóp wyniesienia wspinaj¹cego siê ³agodnym stokiem w stronêjego nasady.W ci¹gu kilku pierwszych dni, pracuj¹c w pe³nym sk³adzie za³Ã³g, pod stra¿¹rebelianckich patroli, zdo³aliœmy przetransportowaæ i zestawiæ w jednym miejscywszystkie l¹downiki zawieraj¹ce Sprzêt i materia³y przeznaczone do budowyosiedla.U¿ywaliœmy przy tym zmontowanych na miejscu maszyn transportowych iroboczych.Zasobniki z hibernowanymi osadnikami zgromadziliœmy w innym punkcie,na doœæ odleg³ej od brzegu jeziora leœnej polanie, po drugiej stronie wzgórza.Buntownicy traktowali nas bardzo przyzwoicie, otrzymywaliœmy dostateczne racje¿ywnoœciowe i tylko na noc zamykano nas w jednym z opró¿nionych ³adowników.Wszystkie l¹downiki, u³o¿one teraz poziomo i odpowiednio pogrupowane, stanowi³ykompleks baraków magazynowych.Opró¿nialiœmy je stopniowo, montuj¹c zezmagazynowanych czêœci ró¿ne urz¹dzenia - maszyny, pojazdy l¹dowe ipowietrzne.Up³ynê³o kilka tygodni, lecz nasza nowa w³adza nie kwapi³a siê jakoœ zuwolnieniem osadników z ich anabiotycznego letargu.Zastanawialiœmy siê, czyoznacza to, ¿e zw¹tpili w atrakcyjnoœæ proponowanego przez nich systemu, czyboj¹ siê, ¿e nie zostan¹ zaakceptowani przez ogó³.Woleliœmy, aby wreszciezaczê³o siê tu jakieœ normalne ¿ycie, aby ktoœ odci¹¿y³ nas nieco od naszychobowi¹zków jedynych pracuj¹cych na planecie.Niektórzy z nas liczyli jeszcze nato, ¿e osadnicy nie uznaj¹ w³adzy buntowników i ¿e coœ siê zmieni.Nie docenialiœmy przebieg³oœci i pomys³owoœci rebeliantów.Nim pierwszy osobnikopuœci³ pojemnik anabiotyezny, czeka³o nas jeszcze wiele pracy.Najpierwzmuszeni zostaliœmy do wykopania w stoku wzgórza sieci rozleg³ych pomieszczeñ ikorytarzy podziemnych, stanowi¹cych po wykoñczeniu i obudowaniu rodzaj bunkra,którego g³Ã³wna czêœæ zag³êbiona by³a we wnêtrze wzgórza, a tylko ma³a, iniepozorna nadbudówka wystawa³a ponad powierzchniê.Nastêpnie musieliœmyopró¿niæ l¹downiki ze wszystkiego co zawiera³y i przenieœæ to do wnêtrzabunkra.Dopiero w trakcie tej pracy zaczêliœmy domyœlaæ siê dalszych planównowej w³adzy, lecz i tak rzeczywistoœæ przeros³a znacznie nasze wyobra¿enia.Nie doceniliœmy ich sprytu, bior¹c ich zrazu za dyletantów, podczas gdy nieby³o w ich planach ¿adnej improwizacji.Byli przygotowani do dzia³ania niegorzej, ni¿.my do ca³ej tej wyprawy.Przewidzieli wszystko w najdrobniejszychszczegó³ach i teraz tylko konsekwentnie realizowali swój precyzyjny program.W czeluœciach twierdzy, któr¹ w³asnymi rêkami wygrzebaliœmy w stoku wzgórza,zniknê³y tak¿e pojazdy i maszyny budowlane, agregaty energetyczne, urz¹dzenia³¹cznoœci, nie mówi¹c o zapasach ¿ywnoœci, przeznaczonych dla osadników napierwszy okres zagospodarowywania planety.Po zakoñczeniu tych prac poza bunkrem pozosta³y jedynie puste baraki powsta³e zkorpusów ³adowników, a rakiety patrolowe znalaz³y siê w g³êbi l¹du, daleko pozaobszarem pó³wyspu.Pozwolono nam odpocz¹æ, przydzielono nam nawet dodatkoweporcje ¿ywnoœci, a nastêpnie zwo³ano nas do baraku, gdzie jeden z buntowników,nazwiskiem Morlen - g³Ã³wny, jak siê zdaje, teoretyk ich ruchu - wyg³osi³prelekcjê.Na wstêpie udzieli³ nam pochwa³y za sprawne przeprowadzenie prac,wyrazi³ swoje uznanie dla naszej postawy, pe³nej - jak siê wyrazi³ -zrozumienia i dobrej woli, a nastêpnie przeprowadzi³ szkolenie w zakresiepodstaw teoretycznych nowego porz¹dku spo³ecznego [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •