[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Id¹c, rozrzuca³ je nabok kopniakami, jakby by³y winne temu co siê sta³o.Z jakiegoœ powodu automatynie zd¹¿y³y uprz¹tn¹æ œmietniska.Jeden z automatów, skierowany tu przez mózgstacji, wychyn¹³ na moment z niewielkiego otworu konserwacyjnego, by,wyczuwaj¹c cz³owieka, zgodnie ze swoim autonomicznym programem natychmiastcofn¹æ siê do skrytki.Obok, pod œcian¹, sta³ automatyczny pojemnik na odpady,lecz najwyraŸniej nikomu nie chcia³o siê z niego korzystaæ.Nie dziwne, ¿e nikttu nie zagl¹da³.Szybki rzut oka dooko³a przekona³ go, ¿e okoliczne perceptorys¹ porozbijane.Na trop wyjaœnienia przyczyny naprowadzi³y go walaj¹ce siê przypojemniku plastalowe prêty.Znajduj¹ce siê w pobli¿u promenady zbiorniki naodpady by³y popularnym celem dla œmieciarzy – nielicznych biedaków, grabi¹cychœmieci z co cenniejszych przedmiotów, zanim trafi¹ na roj¹ce siê od gangówodzyskiwaczy wysypisko.Kolejny problem, którego w³adze usilnie stara³y siê niedostrzegaæ, a którego nie mo¿na by³o nie dostrzec, gdy mieszka³o siê na stacjichoæby przez tydzieñ.Œmieciarze rzucali coœ w stronê automatu, blokowaliprêtem uchylaj¹c¹ siê klapê i wygrzebywali zawartoœæ na korytarz, licz¹c, ¿ejakiœ bogaty kolonista wyrzuci³ coœ na tyle cennego, ¿e znalezisko zapewni imdobry posi³ek, lub pêkaty worek.Porzucone prêty podpowiada³y, ¿e œmieciarzacoœ zaskoczy³o, sk³aniaj¹c do rezygnacji z przysz³ego ³upu.Arto skl¹³ siê ostro za swoj¹ g³upotê.Jak móg³ na to pozwoliæ? Dlaczego da³siê prowadziæ jakiemuœ doros³emu, jak skoñczony… nawet brak³o mu s³Ã³w, bysiebie odpowiednio nazwaæ.On, który zawsze uwa¿a³ siebie za lepszego, któryoszukiwa³ doros³ych jak chcia³, kiedy chcia³, ile razy chcia³ i gdzie chcia³,teraz zosta³ wykiwany przez jakiegoœ g³upiego…Dokera?Jego wzrok spocz¹³ na kawa³ku syntetycznego p³Ã³tna, rzuconego pod œcianê przyjednej ze starych skrzyñ, tu¿ przy pojemniku.P³Ã³tno by³o znajome.Nie le¿a³ojak zgubione przypadkiem i, s¹dz¹c po sposobie, w jakim by³o noszone, nie mog³ozostaæ zgubione.Podszed³ bli¿ej, wietrz¹c pu³apkê.Rozejrza³ siê – wci¹¿nikogo nie by³o.Perceptory wci¹¿ by³y martwe.A mo¿e… to dlatego…?Podniós³ p³Ã³tno, nie czekaj¹c na powrót œmieciarza.Pod spodem znalaz³ jedyniestare, plastikowe odpadki.Rozpostar³ p³aszcz miêdzy rêkami – by³ identyczny ztym, który nosi³ doros³y.Dokerzy tu siê nie krêcili, nie w roboczychp³aszczach, a ten wygl¹da³ na wziêty prosto z magazynu, niemal nieu¿ywany,jakby w³aœciciel dopiero znalaz³ pracê przy œluzie.Oczywiœcie, uk³adyelektronicznej metki by³y wyrwane.Tkwi¹cy w rêkawie miniprojektor iobs³uguj¹cy go panel by³y nienaruszone, lecz zdarto z nich wszelkie œladyprowadz¹ce do kupca, sklepu czy magazynu.Wszystko zosta³o usuniête lubumiejêtnie zatarte.Po co to wszystko? Po co to kretyñskie bieganie? Doros³y móg³ równie dobrzeuciec w p³aszczu, jak i bez.W t³umie niczego by nie zauwa¿y³, zw³aszcza gdybygo z siebie zdj¹³ i za³o¿y³ na rêkê.Po co go wyrzuca³? By zwróciæ jego uwagê?Przeszuka³ pozapinane na zatrzaski kieszenie, znajduj¹c jedynie wymiêt¹,cienk¹, plastikow¹ kartkê papieru.„Zaufaj mi, smoczy kapitanie.Wkrótce za wszystko mi podziêkujesz.”To by³o wszystko.Czytaj¹c to, Arto poczu³ sp³ywaj¹cy po ciele ucisk, wêdruj¹cy szybko od gard³aa¿ do brzucha.Krótka treœæ bez w¹tpienia by³a przeznaczona tylko dla niego.Mówi³a – wiem o tobie wszystko, lecz nic nie robiê.Ty zrób dla mnie to samo,albo… Z trudem prze³kn¹³ œlinê.Rêka, trzymaj¹ca kartkê, nagle zadr¿a³a.Sk¹d,na pró¿niê, na wielk¹ przestrzeñ, doros³y wiedzia³, ¿e Arto dowodzi Smokiem?Sk¹d wiedzia³, ¿e w szkole s¹ grupy i kapitanowie? Jak to by³o mo¿liwe, jak,sk¹d…? Nikt nie móg³ mu o tym powiedzieæ, nikt nigdy nie skanowa³ jego mózgu.Jedyny sposób, w jaki doros³y móg³ siê o tym dowiedzieæ, to przez obserwacjê,bardzo d³ug¹ i wnikliw¹, tak¹ sam¹ jak¹ on przeprowadza³ przed wyprawami domagazynu.Kim by³, po co to robi³? I za co mia³by mu dziêkowaæ? Za to, ¿e goœledzi³? Czy mia³ coœ wspólnego z robakami w systemie grupy?Wiedzia³ jedno – to on by³ celem, nikt inny.Ta kartka by³a na to dowodem.Doros³y chcia³, by go wtedy zauwa¿y³, tam, na promenadzie, tak jak terazchcia³, by odkry³ tê kartkê.Ze z³oœci¹ cisn¹³ p³aszcz w stronê pojemnika.Automatyczna klapa z ochot¹ otworzy³a siê i zamknê³a, poch³aniaj¹c rzuconyprzedmiot.Jeszcze raz przyjrza³ siê kartce.Pismo by³o pewne, litery proste.Ich autormusia³ du¿o pisaæ.On tak nie potrafi³.Ca³e ¿ycie u¿ywa³ konsoli.Pisak w rêkutrzyma³ jedynie podczas rysowania symbolu Smoka na d³oniach m³odszaków.Pe³en gniewu zmaza³ palcem zawartoœæ kartki, zmi¹³ j¹ w d³oni i wsun¹³ dokieszeni – lecz nie wykasowa³ jej pamiêci.Poczu³ wœciek³oœæ, na siebie.Zosta³pokonany, i to nie przez jakiegoœ starszaka, lecz przez zwyk³ego doros³ego!Lecz wœciek³oœæ minê³a gdy palce jego w³o¿onej do kieszeni d³oni przypadkiemdotknê³y kulki zmiêtej kartki.Wcale nie takiego zwyk³ego.Poczu³ nag³y dreszcz strachu.Cokolwiek robi³, cokolwiek próbowa³ robiæ, tamten doros³y go kontrolowa³.Wiedzia³ o nim a¿ za wiele.Móg³ wiedzieæ wszystko.Jaki mia³ w tym cel? Nienapisa³ tego bez powodu, nie bez powodu go tu zwabi³ – by³ pewien, ¿e pozwoli³mu siê goniæ, bo tego chcia³, dlatego pozwoli³ siê zobaczyæ – i nie bez powodunapisa³ tê kartkê.Elementem czego mia³a byæ ta kartka? To niew¹tpliwie kolejny krok.Ku czemu?Ten doros³y by³ dobry.Arto ju¿ nie wierzy³, ¿e zdo³a przed nim umkn¹æ.Czu³siê bezsilny.Nie spodziewa³ siê, ¿e go zobaczy, choæ jeden raz, dopóki doros³ysam tego nie zechce [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •