[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niczego takiego na szczęście nie zrobiłam, ale wspomnienie tego wieczoru dodawało mi sił jeszcze długo, kiedy to musiałam znosić nowe upokorzenia i niesprawiedliwości, których nigdy nie brakowało.Powzięłam nagle twarde postanowienie, że zabiorę się do nauki: najpierw w domu, potem w nowej szkole, jak mi doradzał Juma.Z tych marzeń wyprowadził mnie głos liki, który zawsze się kręcił koło Jurny.- Jak człowiek zacznie jeść, toby jadł i jadł! Teraz bym wrąbał jeszcze talerz makaronu, takiego, jaki robili przed wojną!- Dlaczego makaronu? - zdziwił się Juma.- Tyle jest lepszych rzeczy! Mój dziadek z Odessy mawiał: „Czego potrzebuje biedny, stary Żyd? Kawałka świeżej bielusieńkiej bułeczki.A kawior? Kawior, czort z nim, niech będzie czarny!”Ilka głośno się zaśmiał.- Nie wiem, jak smakuje kawior.Też się zaśmiałam i powiedziałam pobłażliwie:- Nie wiesz też, jak smakuje prawdziwy makaron! To, co wyrabiają w fabrykach, to namiastka! Prawdziwy makaron rośnie tylko w słonecznej Italii na wiecznie zielonych drzewach i nazywa się spaghetti! Oni tam jedzą świeże, pachnące, zielone makarony.Nawijają je na widelec! A makaron pokrajany i wysuszony w słońcu do białości przysyłali nam jeszcze przed rewolucją.Ilka aż otworzył usta ze zdumienia, a Juma popatrzył na mnie jakoś dziwnie.- Słyszałaś to oczywiście od ojca? Bardzo musiał mu smakować taki makaron w dzieciństwie, przed rewolucją.- Skąd wiesz? - zdziwiłam się.- Domyśliłem się - odpowiedział Juma.- Po prostu marzę o spotkaniu z twoim ojcem.Zadałbym mu parę pytań.- Odpowie na każde! - zapewniłam go.- To już zrozumiałem - odrzekł Jurna, uśmiechnął się i poszedł do siebie na górę.- Mogłabym nie spać do rana - zwierzyłam się Koli.- Dziś jest tak cudownie i niezwykle.Był to rzeczywiście wyjątkowy wieczór.Nie przeszkadzał nam nawet fetor z rozgrzanego śmietnika i z wychodka, napływający falami z każdym powiewem wiatru.- Tak - z radością zgodził się Kola.- Dziś wszystko jest takie nieprawdziwe i bajeczne.I wszystko to dała nam władza radziecka - dodał z przyzwyczajenia, ale przerwał, poszukał oczami mojej mamy i zaśmiał się.Mama też się zaśmiała i kazała mi iść spać.Kola poszedł do Sary, a żeby zwolnić nowożeńcom pokój na noc poślubną, cała rodzina Sary została u Rywy.Kola zniknął na kilka dni.Przyszedł do nas przed samym wyjazdem na front.Trzymając na kolanach żołnierską czapkę, rozejrzał się dokoła.- Mariko Georgiewna, jak się niby nazywa ten pałac? No ten, co nim nie jest wasze mieszkanie? - zapytał nagle.- Pałac Elizejski - powiedziała mama.- Dla mnie ten dom był lepszy od wszystkich Elizejów - zawołał z przekonaniem.-Jeżeli Bóg zechce zażartować i mnie ocali, to na pewno wrócę.Przyjadę i zrobię tu remont!- Kola - zaczęła mama niepewnie.- Nie właź pod kule!.Pokochasz to dziecko.Ono nikomu przecież nic złego nie zrobiło.A później napłodzisz własnych.Kola objął mamę i pocałował ją po rosyjsku, z dubeltówki.- Kula mnie sama znajdzie.Potem szybko, w pośpiechu, pocałował mnie i brata i wybiegł.Bez Koli zrobiło się w domu bardzo pusto.Chłopcy przestali się bawić przy śmietniku i gdzieś się wynieśli.Juma też znikał na całe godziny.Nie mogliśmy razem chodzić na zwiady ani do natarcia, ale przecież mogłabym zostać członkiem jego paczki.Zapytałam przy okazji ostrożnie, kiedy znowu pójdziemy ratować ekspedientki przed mankiem.Udał zdziwienie.- Coś ty?! Zapomnij o tym! Przycisnęłam Ilkę w bramie.- Dlaczego Juma mi nie ufa? Dlaczego nie bierzecie mnie ze sobą? - zapytałam wprost.- Daj spokój - wywinął się Ilka.- To nie jest kwestia zaufania.Robimy teraz całkiem co innego - dodał tajemniczo.- Baby się do tego nie nadają.I splunął z fasonem.Chciałam koniecznie wiedzieć, co robią, a jemu jeszcze bardziej chciało się mówić.Uśmiechnął się.- Golimy piżonów pod kinem.Okazało się, że Juma zorganizował sprzedaż modnych podówczas czapek z daszkiem wprost z głowy piżona.Chłopcy kręcili się pod kasą kina czy na peronie stacji, a Juma przyjmował zamówienia od ewentualnych nabywców.- Ta - mówił nabywca, wskazując palcem czapkę, która mu się podobała.- Ta beżowa w kratkę na łbie tego z zakrzywionym nosem!Juma ustalał z nim sumę, umawiał się, że za dziesięć minut czapka będzie na jego głowie, i rzeczywiście
[ Pobierz całość w formacie PDF ]