[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Zaraz oszaleję.Hyper z piskiem popędził naprzód.Gray odrzucił zniszczone okulary i odepchnął się za nim.Obok przemknął rój pająków.Kilka wplątało mu we włosy.Gray przeklinając odpędził je, lecz nie mógł nadążyć za stworzeniem.Hyper przeciskał się przez otwór w ścianie tunelu.Gray krzyknął i otrzepują się z pająków, skierował się ku otworowi.Za późno,— Ty idioto!Wsunąwszy lewe ramię w zamykającą się dziurę, uchwycił pętlę kabla.Palce w rękawicy namacały miękkie ciało Hypra.Gray usiłował lepiej złapać przewód.Hyper piszczał i syczał.— O, Chryste — wymamrotał Gray.— Przepraszam.Wiedział, że tylko pogarsza sprawę.Stworzenie kurczyło się i zmagało, ciągnąc Graya na ścianę.Przekręcił głowę, przykleił się do ściany lewym policzkiem.Dziura w tunelu zamknęła się dookoła jego ramienia.— Proszę, wróć tutaj! Mogę ci pomóc!Nacisk ściany na ramię wzmocnił się; teraz drut wrzynał mu się w palce.Gray krzyknął, potem puścił kabel i wyciągnął rękę.Musiał zacisnąć pięść, żeby zachować obślizgłą rękawicę.Przez chwilę stał, drapał się w rękę i patrzył na szybko gojącą się w ścianie ranę.Komary krążyły energicznie wokół jego twarzy, starały się dostać do oczu i uszu.O, do licha.Nie można pomóc tym ludziom uratować życia: kiedy próbowałeś, tylko pogorszyłeś sprawę.W tunelu błysnęło światło; ktoś na nim szedł.O, nie! Nie Liang, nie teraz!Odwrócił się, odganiając komary i spojrzał w tunel, ku wolności.Droga była zablokowana fioletową mgłą.— Co teraz?Promień fioletowego światła zaatakował, parząc go w brodę.— A to co, do diabła! — zapytała Judy Taves–Roth, wyłaniając się tuż za nim.Kiedy zobaczył, że to ona, odetchnął z ulgą.— Nie wiem.Coś w rodzaju organicznego lasera!— Ja nie… do diabła! — Odwachlowała brzęczącą chmurę komarów, wyczesując je z włosów.Nie miała czepka.— Auu, nagle te małe bękarty gryzą.— Zdaje się, że nas tutaj nie chcą.Myślę, że Hyperion nas wyrzuca.— Jakby system immunologiczny czy coś w tym rodzaju? Dlaczego nie uruchomili tego wcześniej?Potrząsnął głową i walnął coś pełzającego po wewnętrznej stronie nogawki.— Kto wie? To zwariowane miejsce.Rój tłustych pająków wylazł z fioletowej mgły.Ich szczęki mlaskały zajadle.Gray zamachnął się długą latarką, przepędzając pół tuzina z powrotem w głąb tunelu.Zobaczył na podłodze swoje okulary zabezpieczające i podniósł je.Pasek był przerwany; zawiązał supeł i spróbował je założyć.Przylegały teraz zbyt mocno, mimo iż wykorzystał cały zapas, jaki dawała regulacja.Ale był skłonny przyzwyczaić się do tego.Zbyt mocno denerwowała go perspektywa, że za chwilę znowu coś wpadnie mu do oka.Zaczerpnął nawet tlenu, potem zaoferował maskę Judy.Odmówiła, machnąwszy ręką.— Dokąd szedłeś?Tam, gdzie nie ma Liang — pomyślał, a głośno powiedział: — Chyba do próżni.To było najbezpieczniejsze miejsce, na ile znał Starszą Panią.— Pójdę z tobą.— Doskonale.Uśmiechnął się do niej.Czy naprawdę miała ochotę na jego towarzystwo? A może było jej wszystko jedno.Judy także jakby się uśmiechnęła.No i co…XXXIV.Minąwszy wejście do Zielonej Komnaty, skierowali się prosto do wygięcia w kształcie litery „S”.Na ukos przez próżnię, w centrum Komnaty Centralnej unosiły się światła.Gray spojrzał na zegarek odliczający.Zrezygnowały z następnych.Po śmierci Younga zostało spełnionych jeszcze pięć rytualnych ofiar w dziesięciominutowych odstępach.Potem nagle Zabijanie ustało.Od blisko trzech godzin nie odbyło się żadne zgromadzenie Hyprów.Jeszcze jeden wybuch fioletowego światła przeszedł obok i zamarł w oddali.— Chwileczkę — powiedział Gray.Judy podążyła za nim do Zielonej Komnaty i patrzyła, jak gasił światła przy skrzynce z przerywaczem.— Patrz — dodał.Nikłe promienie fioletowego światła tu i ówdzie błyskały w komnacie, im dłużej obserwował, tym lepiej jego oczy przyzwyczajały się do warunków dostrzegał coraz więcej światełek.— Powinieneś to donieść Liang — wyszeptała Judy.— Tak, prawdopodobnie…Zawahał się.— To, to idź — powiedziała Judy głośniej.— Przekaż jej.— Nie ponaglaj mnie.— Co się stało? Nie rozmawiacie ze sobą?Zanim zdążył odpowiedzieć, ściany skurczyły się na kilka sekund.— Co to było? — zapytała dziewczyna.— Nie wiem.Czułem się tak, jakby całe to przeklęte miejsce zmieniło kierunki.Gray rozejrzał się.Wszystko wróciło do normalności.— No, idź — powiedziała Judy.— Teraz masz dwie rzeczy do przekazania.— W porządku, w porządku.— Wyciągnął krótkofalówkę, ale radio było pełne piszczących zakłóceń.— Posłuchaj — powiedział, nastawiając aparat; głośniej, aby Judy też mogła usłyszeć.Radio gwizdało, syczało i jęczało.— Hyperion odkrył radość emisji elektromagnetycznej.Wyłączył urządzenie, po czym wyciągnął rękę, żeby odczepić pająka, gryzącego plecy czarnego kombinezonu Judy.— Coś się dzieje — stwierdził.— Sądzę, że będzie lepiej, jak wrócimy… aha… zaczekaj chwilę.Skierował latarkę na wewnętrzną ścianę Komnaty Centralnej.Długie, żółte hacie majtały się i wyciągały, machając w powietrzu czarnymi łebkami.Większość małych, okrągłych końców otworzyła się, ujawniając kępki delikatnych, rudych włosków.Było ich miliony.Wyściełały wnętrze komnaty, tak daleko, jak sięgało światło.— Kwitnie! To zwariowane miejsce kwitnie!Zwrócił się do Judy, ale dziewczyna patrzyła na coś, co znajdowało się za nim.— Alex.Spojrzał.O, Chryste, to była pułkownik Liang balansująca na grzbiecie esowatego wygięcia.Zablokowała im drogę powrotną.Jej kostium izolacyjny ociekał żółtym, ciągnącym się śluzem, a twarz ukryta za przezroczystą przyłbicą kasku wydawała się odległa, martwa, jakby trupia.— No cóż, masz mnie — powiedziała, gapiąc się za niego w ciemną próżnię.— Myślę, że jesteś zadowolony.— Mnie pani o to oskarża? — zapytał Gray.— To Chandler Young!— Pan… — Liang przerwała, w tym czasie oddział pająków przemaszerował przez jej ramię na przód kombinezonu.Ręce opadły jej wzdłuż ciała.Po prostu przyglądała się i znosiła tę inwazję.— Niech pan zapali światła.Chcę to zobaczyć — poprosiła, gdy pająki zakończyły wędrówkę.— Tak, proszę pani.Poszedł sam do Zielonej Komnaty i włączył przerywacze.Kiedy wrócił, Liang unosiła się w wejściu z ramionami zaplątanymi w linię bezpieczeństwa.— O, mój Boże… — wyszeptała, jej wzmocniony głos był prawdopodobnie donośniejszy, niż sądziła.W próżni płaszczki spadały i podnosiły się, prześlizgując się przez poruszające się smugi automatycznych reflektorów.— Dzieje się tu coś dziwnego, odkąd… — Gray urwał.Hyperion skurczył się znowu, ściany tunelu lśniły lekko jak galareta.— Znowu! — powiedziała Judy.— Po prostu poprawka orientacji — powiedziała Liang, nadal patrząc w próżnię.— Trzyma krótką oś wycelowaną w Słońce.— O — rzekł Gray, jakby to robiło jakąś różnicę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]