[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podobno stamtąd dostają część narkotyków.- Ale w tym wypadku możemy odłożyć jugoli na półkę?- Chyba tak.Tym razem straty są po ich stronie.- No więc - kontynuował Norlander - nie mamy zbyt wielu informacji.Przepytaliśmy więźniów, żeby dowiedzieć się, czym Lordan Vukotić był zajęty poprzedniego wieczoru, ale nikt nic nie wie.Wygląda na to, że dyrektor zakładu karnego miał rację: koleś naprawdę trzymał się z boku.Zjadł obiad o wpół do piątej.Nie wiemy, co się działo do zamknięcia celi o wpół do ósmej.Przez trzy godziny.Więźniowie z sąsiednich cel mówią tylko.- Co - przerwał Söderstedt.- Co? - zdziwił się Norlander.- A więźniowie z sąsiednich cel mówią tylko: co?Wielki Lars Viksjö roześmiał się na całe gardło.Bernt Nilsson i Viggo Norlander zmarszczyli brwi.Söderstedt uśmiechał się ukradkiem; kusiło go, żeby podrażnić się trochę z Norlanderem.Trochę mu namieszać.Na Norlanderze nie zrobiło to jednak najwyraźniej wrażenia.Ciągnął dalej, już bardziej w swoim stylu:- Nie wiedzą nic oprócz tego, że nagle pękły im bębenki.„Puff", i po wszystkim.- Jeden został - odezwał się Bernt Nilsson.- Co powiecie na spotkanie po latach?Söderstedt i Norlander spojrzeli na siebie.Spotkanie po latach? Bez słowa wpuścili Gorana Anderssona do środka.Przyglądali mu się w milczeniu.Jego długie ciało zapakowane było w zgniłozielony kombinezon.Na stopach miał parę schodzo- nych sandałów Birkenstocka.Jego twarz się zmieniła.Zamiast schludnego urzędnika bankowego o nienagannej fryzurze siedział przed nimi - nie potrafili znaleźć odpowiedniego słowa - myśliciel? Rozczochrane jasne włosy, zaniedbany zarost, który wyglądał jak przyklejony do twarzy, i jasnoniebieskie spojrzenie - krystalicznie czyste.Jedyne, co zaburzało obraz skończonego artysty, to dwa lekko zakrwawione waciki wystające z uszu.Leonardo da Vinci, pomyślał Söderstedt.Peter Dahl, pomyślał Norlander.Prawda była pewnie gdzieś pośrodku.Ilu ludzi zabił ten człowiek?Pięciu? Sześciu?- Cześć - przywitał się Goran Andersson.- Gdzie się podział Hjelm?Potrzebowali chwili, żeby zrozumieć, że nie ma na myśli kasku dla rowerzystów3.- Już razem nie pracujemy - powiedział Söderstedt.- Co? - zdziwił się Goran Andersson.Söderstedt zachichotał.„A więźniowie z sąsiednich cel mówią tylko: co?"- Słyszysz cokolwiek?! - krzyknął.Andersson również zachichotał.- Wystarczy, jeśli będziesz mówił trochę głośniej.Podobno pęknięte bębenki da się wyleczyć, ale po pierwsze potrzeba do tego czasu, a po drugie zostają rany, które już na zawsze zniekształcają odbiór dźwięków.- Jak tam twoja rodzina? - zapytał głośno Söderstedt.- A dziękuję - odpowiedział Andersson równie głośno, jakby miał w uszach słuchawki.- Jojje ma prawie dwa lata.Widzieliśmy się tylko tutaj.Ojciec z Kumli.- Twój syn ma na imię Jojje?- Tak naprawdę nazywa się Jorge.Być może to najjaśniejszy Jorge na świecie.Söderstedt i Norlander spojrzeli na siebie zaskoczeni.- Jorge? - powiedzieli chórem.- Na cześć człowieka, który uratował mi życie.Jorge Chavez.I Paul.Na cześć Hjelma.Paul Jorge Andersson.Tych dwóch policjantów wyrwało mnie z ciemności.Ciąg dalszy należy do Jojje.I Leny, oczywiście.Czeka na mnie.Dźwiga mnie wciąż na swoich wątłych ramionach.- To ci dopiero - odezwał się Söderstedt.- Dalej rzucasz lotkami do tarczy?- Nigdy więcej - odparł ze spokojem Goran Andersson.- Opowiadaj - przerwał Viggo Norlander.Andersson przeniósł ze spokojem swoje jasne oczy na Nor- łandera.- A to nie ty zostałeś ukrzyżowany? - zapytał.Norlander spojrzał instynktownie na okrągłe blizny na dłoniach.Stygmaty.- Mów.- Niewiele mam do powiedzenia - powiedział Goran Andersson.- Śniadanie, potem z powrotem do nauki, bum.Wyjątkowo nieprzyjemne uczucie, gdy krew leje ci się z uszu.Lekko mistyczne.- Masz celę obok Lordana Vukotićia?- Miałem.Wydaje mi się, że zamknęli ten sektor.Nie wiem, gdzie będę spać tej nocy.- Czego się uczysz? - zapytał Söderstedt.Oczy zwróciły się ponownie na jasnoskórego Fina szwedzkiego pochodzenia.- Dostrzegam pewną rozbieżność między waszymi sferami zainteresowań - powiedział łagodnym tonem.- Można tak to nazwać - odrzekł równie łagodnie Söderstedt.- Studiuję historię sztuki.Gdy skończę, zacznę malować.Teoria i praktyka złączą się w nierozerwalną całość.- Trzymasz się z boku, Vukotić też trzymał się z boku - powiedział Norlander.- Być może to tworzy swego rodzaju więź.Widziałeś go rano?- Nie.Zwykle spotykamy się na śniadaniu.Ale nie dzisiaj.- Był wczoraj na obiedzie o wpół do piątej.Zdaje się, że potem nikt go nie widział.A ty?- Musisz zrozumieć, że siedzę w swojej celi.Nie robię nic innego.Jem w stołówce, na kilka minut jestem wypuszczany na dziedziniec, uczę się w swojej celi.Nic więcej.Söderstedt rozejrzał się wokół.Czy tylko on wyczuł, że słowom Gorana Anderssona towarzyszył lekki przytyk?- Nie odpowiedziałeś na pytanie - rzucił tylko.Andersson zamilkł.Siedział nieruchomo.Zupełnie tak jak wtedy, gdy czekał na swoje ofiary.Chociaż nie do końca.Wzruszył ramionami.- Gdybym był kimś innym, niż jestem teraz, uznałbym to za doskonałą okazję do negocjacji.Wówczas, moi drodzy, zapytałbym, czy nie czas już na kolejną przepustkę albo przynajmniej wydłużone godziny odwiedzin.W surowym pokoju przesłuchań zrobiło się cicho.Cztery pary oczu skierowały się na rzekomo zmienione spojrzenie mordercy.- Ale się zmieniłem - powiedział
[ Pobierz całość w formacie PDF ]