[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Natomiast pani Tułajowa bardzo się myliła, sądząc, że palą się do niej.Co innego zaprzątało im myśli.Decyzja zapadła jeszcze wieczorem na naradzie w Klondike.Szef uważnie wysłuchał sprawozdania Cegiełki i Karioki, a potem sam Cegiełka poddał genialną myśl.Zdarzała się wyjątkowa okazja do przetrząśnięcia całego domu i wyjaśnienia tajemnicy zakopanej na działkach puszki.Szef w lot się połapał, że najlepiej będzie, jeśli wszyscy zgłoszą się ochotniczo do pracy.Ot, proszę, życie samo podsuwa pomysły.Pani Tułajowa wprowadziła ich do korytarza.Zatrzymała się, zapukała cicho do drzwi.Po chwili dał się słyszeć nikły głos:- Proszę.Weszli do niewielkiego pokoju.Na tapczanie leżała stara kobieta.W półmroku wyglądała jak nieruchoma kukła.Twarz miała martwą, obrzękłą, oczy ginęły w fałdach pomarszczonej skóry.Robiła przygnębiające wrażenie.- Proszę pani - powiedziała pani Tułajowa od progu - przyprowadziłam największych łobuzów z całej okolicy.Przez martwą twarz chorej przemknął cień uśmiechu.Proszę, proszę - jej głos brzmiał głucho.- Jaka to bieda, że nie mam ich czym poczęstować.My nie na poczęstunek, psze pani - wyjaśnił Cegiełka.- My tu w charakterze pomocy domowej.Nie zrozumiała.Pytające spojrzenie skierowała do pani Tułajowej.Ta wytłumaczyła:- Chcą pani pomóc, posprzątać, zrobić generalne porządki.Widocznie bardzo nabroili i teraz pragną odpokutować.Kobieta zdumionymi oczami wodziła po twarzach przybyłych.Porządki? Może z komitetu blokowego was przysłali?Nie, psze pani, my sami, z własnej woli.To zdumiewające - wyszeptała chora.- Od kiedy przestałam śpiewać, nikt się mną nie interesuje.I gdyby nie łaskawa pani, to umarłabym i nikt by nawet o tym nie wiedział.Pani Kokoszyńska - wyjaśniła pani Tułajowa - była kiedyś znaną śpiewaczką.Chora uniosła się z wysiłkiem.- W Operze Wiedeńskiej śpiewałam, kwiatami mnie zasypywali, a potem.- urwała nagle i bezsilnie opadła na poduszkę.Cegiełka skłonił się szarmancko.- Bardzo nam miło poznać sławną artystkę.- Naraz szerokim gestem wskazał Cygana.- My też mamy artystę.Ma muzyczne zdolności.Młody Paganini.Pokaż się, Cygan - złapał chłopca za ramie i wypchnął przed siebie.Twarz chorej jakby ożyła, a martwe oczy zajarzyły się.Na skrzypcach grasz, chłopcze? A kto cię uczy? Cygan wzruszył ramionami.Ja sam.ze słuchu.Pokiwała głową.Zmarnujesz się, zmarnujesz.Słuch ma, tylko uczyć mu się nie chce - wtrąciła pani Tułaj owa.- Woli grać po knajpach niż do szkoły chodzić.Ot, cała zagadka.Już nieraz mu mówiłam.Cegiełka, chcąc ratować kolegę z opresji, przerwał jej w pół słowa:On, psze pani, ma artystyczne zdolności, a najlepiej umie myć podłogę.Proszę mu tylko pokazać, gdzie mydło i ścierka, a zaraz da pani koncert.Ty, filozof - szepnął zrozpaczony Cygan i niewidocznym ruchem kopnął go w kostkę.Przepraszamy - ciągnął Cegiełka - ale czas ucieka, a my nawet nie starliśmy kurzu.Pani Tułaj owa zaśmiała się.Co ci się stało, Bolek? Jeszcze nigdy nie widziałam cię tak chętnego do roboty.To dla pani kurator niespodzianka.- Nagle odwrócił się do kolegów i zawołał wesoło: - Do roboty, wiara! Żeby mi było czysto jak w wiedeńskiej operze!Warto było zobaczyć sławnych gangsterów od Tolka Banana, jak nagle przemienili się w wysoko wykwalifikowanych sprzątaczy.Cegiełka z Cyganem zabrali się do mycia podłogi, Julek robił porządki na półkach, a Karioka z Filipkiem urządzili wielkie pranie.Te, Karioka - mówił Filipek ze zwykłą sobie powagą - uważaj, żeby ci lakier z paznokci nie odprysnął i żebyś sobie skóry na palcach nie zdarła.Nie mędrkuj - ofuknęła go dziewczyna.- Kolorów nie kładzie się do białej bielizny.Muka! - odburknął.- Tu wszystko czarne jak święta ziemia.Widocznie ostatnie pranie było przed wojną.Trzyj lepiej o tarę.Szkoda, że elektrycznej pralki nie ma.Dosyp jeszcze proszku, bo za mało się pieni.Karioka westchnęła.Ten nasz szef ma pomysły.W domu nigdy nie prałam.Muka - jęknął Filipek.- Myślisz, że ja skarpetki kiedy sobie przeprałem? Ale jak szef chce, to szkoda gadać, warto się pomęczyć.Sama mówiłaś, że ten Mauer musiał mieć dużą forsę, skoro bał się napadu.Drogo za to pranie zapłaci.No, wykręcaj, co się gapisz?Tymczasem Cegiełka wytarł do sucha ostatni kąt.Z wyrazem dumy spojrzał na chorą.Fachowa sprzątaczka z ministerstwa higieny lepiej by pani podłogi nie umyła.Jak lustro.Można się przejrzeć i własne odbicie zobaczyć.Dziękuje wam, moi mili.Dziękuję serdecznie - mówiła z wysiłkiem.- Nie ma za co, psze pani.My tylko spełniamy swój obowiązek.A podłoga jak lustro - spojrzał z zachwytem na wytarte linoleum i na białe deski przeświecające przez dziury.- Popatrz, Julek!Julek był już tak zmęczony, że nie potrafił ocenić mistrzowskiej sztuki kolegi.Dusze się - powiedział kaszląc.- Tu chyba zalega kurz z epoki łupanego kamienia.Wytarłeś wszystko na glanc?Zobacz, jeśli nie wierzysz.To dobrze - podsunął się bliżej i szepnął: - Teraz dopiero zaczynamy prawdziwą robotę.- Dał mu znak, żeby wyszedł za nim.Gdy znaleźli się za domem, przymrużył porozumiewawczo oko.- Miałem klasa pomysł, co? Niby generalne sprzątanie, a tymczasem fachowa akcja.Te, umiesz dobrze rysować?Nieźle.To zrobisz najpierw szkic sytuacyjny całego ogrodu, a potem plan tego zabytkowego pałacu.Ja walę do Karioki.Musimy nareszcie zbadać, czy klucze pasują.- Wyjął z kieszeni pęk kluczy, które znaleźli w puszce, i podrzucił go kilka razy w dłoni, a potem zapytał: - No, jak się czujesz, chłopie? Jak ci się podoba nasza paczka?Klasa.A w domu nie masz trudności?Jakoś daję sobie radę.Wczoraj mama dziwiła się, że grając w tenisa natarłem sobie pęcherze, ale jej wytłumaczyłem, że miałem mocnego przeciwnika.Zresztą mama jest nawet zadowolona, bo nareszcie mam dobry apetyt.To zdrowo! - Cegiełka trącił go gestem przyjaznej aprobaty.- Trzymaj się.A jak będziesz potrzebny, to gwizdnę na palcach.Odwrócił się i pokuśtykał w stronę drzwi.Karioka płukała w wielkiej balii bieliznę.Niech Filipek z Cyganem skończą tę przepierkę, a my walimy na zwiad - szepnął Cegiełka.- Trzeba sprawdzić, czy klucze pasują.Pani Tułajowa już poszła? - zapytała dziewczyna.- Poszła nakarmić bezdomne szczeniaki.Teraz możemy uczciwie pracować.Weszli do sieni.Sień była długa i mroczna.Z prawej prowadziły drzwi do mieszkania pani Kokoszyńskiej, z lewej do pokoju, którego zabite okno widać było od frontu.W głębi widniały masywne żelazne drzwi.Sprawdzimy najpierw te żelazne - szepnął Cegiełka.Wyjął z kieszeni pęk kluczy.Najpierw przyjrzał się zamkowi, a potem fachowo ocenił klucze.Wybierał z rozwagą.Wreszcie wyłuskał cienki, długi, z masywną nakładką.Wsunął go wolno w otwór zamku.Trafiłem w dziesiątkę - powiedział zadowolony.- Co fachowiec, to fachowiec.Przekręcił klucz.Zachrobotało coś wewnątrz, ale klucz obrócił się.Chłopiec nacisnął klamkę.Drzwi zapiszczały i ustąpiły pod naporem ręki.Ujrzeli strome, kamienne schody.Okrywała je gruba warstwa kurzu i śmieci; stare gazety, kartki powyrywane z książek, puszki po konserwach, kawałki sznurka, szmaty.Trupiarnia - szepnął Cegiełka.Aż strach tam iść.Cegiełka pierwszy wśliznął się przez uchylone drzwi.Spod stóp unosił się drobny pył i smugami drżał w pasmach padającego z góry światła.Szli ostrożnie, krok za krokiem, jak gdyby bali się, że następny stopień przyniesie jakąś przykrą niespodziankę.Schody doprowadziły ich do korytarza oświetlonego niewielkim oknem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]