[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Japoński rząd zabronił wówczas nauczania najbardziej niebezpiecznych sposobów walki, większość szkół zastosowała się do tych wytycznych.Jednak niektóre, szczególnie na Okinawie, kontynuowały tradycję.Ot, i wszystko.- Wzruszyłem ramionami.- A konkretniej? - Margarita zmarszczyła brwi.- Może jakiś przykład?- No dobrze - mruknąłem bez entuzjazmu.- Złap mnie za ubranie - zwróciłem się do Dżumy.- Nie tak mocno, matołku!Zwróciłem się bokiem do Małgorzaty, żeby lepiej widziała, co robię.- No więc w tej sytuacji większość szkół preferuje wyzwolenie się z uchwytu - kontynuowałem.-Kopnięcie w krocze, kolano, wyłamanie palców napastnikowi, dźwignie czy rzuty to standardowa reakcja na taki atak.W efekcie napastnik jest lekko poturbowany, czasem kontrolowany, na przykład poprzez dźwignię na łokieć czy nadgarstek.Tak czy owak, nadal pozostaje zagrożeniem, bo żyje.Karate z Okinawy sugeruje definitywne załatwienie problemu…Położyłem jedną rękę na czubku głowy Olega, drugą ująłem go pod brodę.- Nie interesują mnie jego ręce - wyjaśniłem.- Chce mnie szarpać za ubranie? Niech szarpie.W tym samym momencie skręcam mu głowę, a co za tym idzie kręgosłup na odcinku szyjnym.- I co? - spytała zdezorientowana Małgorzata.- Przerywam rdzeń kręgowy.Mój przeciwnik jest martwy, zanim upadnie na ziemie.Na dywanie leżały dwa pistolety, garść nabojów i kompas, nadszedł czas na kolejną lekcje -Małgorzata nie pozwoliła mi zapomnieć, że obiecałem nauczyć ją strzelać.Potrafiła już swobodnie żonglować dwiema piłeczkami i wytrwale ćwiczyła trzema naraz.Cóż, mogłem się spodziewać, że nie da mi się wywinąć… Aby prowadzić badania naukowe na poziomie, na jakim robiła to moja żona, trzeba było mieć żelazną wolę i odporną psychikę.Mogłem się spodziewać, że jeszcze kilka zajęć i spotkamy się na strzelnicy…- Przyjrzałaś się? - spytałem.Małgorzata odpowiedziała nieartykułowanym mruknięciem, ze zmarszczonymi w skupieniu brwiami wpatrywała się w rozłożone przedmioty.Przykryłem wszystko ręcznikiem.- Opisz, co widziałaś - poprosiłem.- Dwa pistolety, kilkanaście naboi, kompas - odparła, wzruszając ramionami.- Żadne wyzwanie.No i nie rozumiem celu tego ćwiczenia.- Uważa się, że operator powinien umieć jednym rzutem oka ocenić sytuację, zapamiętać wszelkie niuanse.Na przykład, kto w pomieszczeniu ma broń, gdzie ją trzyma, ile czasu zajmie mu sięgniecie po nią… - tłumaczyłem.- Do tego dochodzą względy bezpieczeństwa.Nawet na strzelnicy warto wiedzieć, ile pocisków zostało w magazynku, czy pistolet jest zabezpieczony, czy nie - dodałem cierpko.- A propos, czy te pistolety były odbezpieczone?- Nie bardzo wiem, o co…- W jakim położeniu był bezpiecznik?- Nie zwróciłam uwagi - przyznała Małgorzata.- To może powiesz, ile naliczyłaś nabojów?- Nie wiem, kilkanaście - powiedziała bezradnie.- Jakiego kalibru? W którą stronę względem ciebie skierowane były lufy pistoletów? Czy wystarczy, że sięgniesz po któryś i od razu będziesz mogła strzelać, czy też musiałabyś go najpierw odwrócić? Jaki kierunek pokazywał kompas?Odpowiedziało mi milczenie.Moja żona z pewnym oszołomieniem patrzyła na przykryte ręcznikiem przedmioty.- Zaskoczyłeś mnie - burknęła wreszcie.- Za drugim razem pójdzie mi lepiej.- Możliwe.- Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu.- Pooglądaj to sobie jeszcze, zaraz wrócę.Muszę pogadać z Olegiem, coś mi się przypomniało - wyjaśniłem.- Tylko oszczędzaj gardło - poprosiła.- Postaram się - obiecałem.Na szyi miałem specjalny opatrunek, a co dwie godziny spryskiwałem gardło jakimś lekiem w aerozolu.Trzeba przyznać, że pomagał lepiej niż rumianek.Tak czy owak, wydawało się, że jeszcze przez jakiś czas nie uda mi się zapomnieć o Ito…Wyszedłszy na korytarz, wymieniłem oszczędne pozdrowienia z ochroną - od czasu kiedy Marina przestraszyła się burzy, jeden z patroli przebywał na odległość głosu od jej kwatery - skierowałem się do pokoju Dżumy.Zapukałem i wszedłem, nie czekając na zaproszenie.Oleg siedział przy komputerze, przeglądając plan Petersburga.Na wirtualną mapę naniesiono sieć pulsujących czerwienią punktów.- Co to jest? - spytałem.- Efekt intensyfikacji śledztwa - odparł z przekąsem.- Założyliśmy, że ktoś, kto ma dostęp do konta Ludy na forum, zna też hasła i kody do kont bankowych, jest w posiadaniu jej kart płatniczych.Wspominałem, że zniknęła również jej torebka? Zainstalowaliśmy kamery w najbardziej newralgicznych miejscach.Może nam się poszczęści - westchnął.- A może nie… Na razie trwonimy pieniądze, czas i wykorzystujemy ludzi, którzy potrzebni są gdzie indziej.Wzruszyłem ramionami.Kłopoty kadrowe rosyjskich służb specjalnych mnie nie interesowały, to sprawa pomiędzy ich szefami a Biełowem.- Coś mi przyszło do głowy - zacząłem.- Tak?- Rozmawialiście z lekarzem Ludy?- Oczywiście - odparł ze znużeniem Oleg.- To znaczy z jej osobistym lekarzem.Konsultowała się ze specjalistami, w sumie było ich kilkunastu, ale rozmowy z nimi uznaliśmy za stratę czasu.Gdyby coś się stało, zgłosiliby to medykowi zajmującemu się na co dzień zdrowiem Ludmiły.A dlaczego pytasz? Odkryłeś coś? Jeśli chodzi o kwestię ewentualnej niepoczytalności Ludy, sprawdziliśmy to już dawno.Na trzy tygodnie przed zniknięciem przechodziła rutynowe badania, w tym EEG.Nie stwierdzono żadnych zmian neurologicznych, a osobisty lekarz dziewczyny ma trzy specjalizacje, jedną nich jest psychiatria.Tak więc… - Rozłożył wymownie ręce.Przygryzłem wargi, chyba nie było sensu drążyć w tym kierunku, a jednak czułem jakiś niepokój, coś mówiło mi, że mimo wszystko warto zainteresować się zdrowiem starszej córki Biełowa.Intuicja?Możliwe.Nerwy? Jeszcze bardziej prawdopodobne.Jednak lepiej na zimne dmuchać.- Miałem sen - powiedziałem w końcu.- To cytat z Martina Luthera Kinga? - spytał zimno Dżuma.- Czy może zająłeś się jogą snu, jak ci goście z Ziranmen? - Potrząsnął otrzymanym ode mnie raportem.- Ani jedno, ani drugie - westchnąłem ciężko.- Myślę, że coś zauważyłem, coś, co mi umyka, ale podświadomie…- Zauważyłeś?! Gdzie?- Na komputerze Ludy znajduje się sporo filmów, kilka z nich nakręcono tuż przed jej zniknięciem.Oglądałem je.Prawdopodobnie właśnie tam coś rzuciło mi się w oczy.Parę godzin temu przejrzałem je powtórnie, ale niczego szczególnego nie dostrzegłem - przyznałem.- Jednak… W tym śnie Luda miała na sobie lekarski fartuch.Sam wiesz, jak czasem działa intuicja, nasz mózg…- No dobrze! - warknął, przerywając mi, Dżuma.- Sprawdzimy ponownie te filmy.Już dawno przegrzeba-liśmy cały komputer Ludy, ale co tam… Pogadamy też z lekarzami.Z każdym z osobna.Co jeszcze rosyjskie służby specjalne mogą zrobić dla naszego drogiego gościa? W końcu obowiązują nas dyrektywy Biełowa: sprawdzać każdą hipotezę wysuniętą przez Janusza Pawłowicza…Zacisnąłem zęby urażony tonem Dżumy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]