[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.ROZDZIAŁ 53- Oliver, nie masz dość cmentarzy? To wygląda na jakąś obsesję - odezwała się Annabelle, kiedy wędrowali asfaltową ścieżką po cmentarzu Arlington, najświętszym miejscu pochówku wojskowych.Większość nagrobków to były zwykłe białe płyty, choć zdarzały się też rzeźby górujące nad grobami znanych i bogatych - niekiedy w złym guście.Stone miał swoje zdanie na ten temat - im prostszy nagrobek, tym większe zasługi zmarłego dla ojczyzny.- Chodź, to już niedaleko - powiedział.Poprowadził ją znajomą ścieżką, w myślach licząc rzędy.To była najcichsza część cmentarza, pojawiał się tu często, żeby odzyskać spokój.Chwilę później poczuł, że traci równowagę.Tego dnia ta część cmentarza wcale nie była cicha i spokojna.Przy trzydziestym dziewiątym grobie w czwartym rzędzie panowało spore zamieszanie.Jacyś mężczyźni rozkopywali grób.Stone i Annabelle widzieli, jak wyciągają z ziemi trumnę i przenoszą ją do czekającego w pobliżu samochodu.- Oliver? - zapytała Annabelle.- O co tu chodzi? Co się dzieje? - Położyła mu rękę na ramieniu.Stone oparł się ciężko o drzewo.W końcu odzyskał głos.- Nie idź teraz za mną.Spotkamy się u mnie w domu.- Ale.- Idź już.- Ruszył za odjeżdżającym samochodem.Grabarze zaczęli zasypywać dół w ziemi.Udająca przypadkową spa-cerowiczkę Annabelle zbliżyła się do grobu.- Wydawało mi się, że trumny zakopuje się w ziemi, a nie wykopuje - zauważyła.Jeden z robotników spojrzał na nią, ale się nie odezwał.Wrócił do swojego zajęcia.Podeszła nieco bliżej i pochyliła się, żeby przeczytać nazwisko na tabficy.- Może mi ktoś powiedzieć, gdzie tu odbywa się zmiana warty? - zapytała kolejnego grabarza.Robotnik odpowiedział jej, a ona, patrząc mu przez ramię, w końcu odczytała wyryte w kamieniu nazwisko.- John Carr - powiedziała do siebie.Stone biegł za samochodem, aż ten wyjechał na główną ulicę.Wkrótce stracił go z oczu.Samochód nie przejechał przez most w stronę Waszyngtonu.Skręcił na zachód, do Wirginii.Stone szybko zorientował się, dokąd jechał - do Langley, siedziby CIA.Zadzwonił z telefonu komórkowego do Reubena.- Skontaktuj się ze wszystkimi swoimi znajomymi z DIA i sprawdź, dlaczego ekshumowano dziś grób na cmentarzu Arlington.- Czyj grób? - zapytał Reuben.- Johna Carra.- Znałeś go?- Tak dobrze jak ciebie.Pospiesz się, Reuben, to ważne.Stone rozłączył się i wykonał kolejny telefon, tym razem do Aleksa Forda, jedynej osoby, prócz Annabelle Conroy, która znała jego prawdziwe nazwisko - John Carr.- Widziałeś, jak rozkopywali grób? - zapytał Alex.- Tak.Proszę, powęsz, gdzie się da.Stone wrócił piechotą do swojego domku, przekonany, że zastanie tam już Annabelle.Faktycznie, stała przy jego biurku, kiedy wchodził.- Wyglądasz całkiem nieźle jak na nieboszczyka.- Gdzie jest Paddy i Caleb? - zapytał.- Poszli do sklepu.Nie masz tu zbyt wiele do jedzenia.Caleb był przerażony.- Wskazała na papiery leżące na biurku.- Masz niezłą dokumentację na Jerry’ego.- Na Jerry’ego i na ciebie - postraszył ją.- Zbierasz kwity na starych przyjaciół?- Nie.Mój znajomy zdobył papiery na Baggera.Te dotyczące ciebie pojawiły się przy okazji.Usiadł za biurkiem.- Marna sprawa z tym cmentarzem, co?- Powiedzmy, że będą bardzo zdziwieni, kiedy otworzą trumnę.Nie znajdą w niej tego, kogo powinni, czyli mnie.- W trumnie jest jakieś inne ciało? Stone wzruszył ramionami.- Nie miałem na to żadnego wpływu.Bardziej byłem zajęty tym, żeby to rzeczywiście nie moje ciało się tam znalazło.- Dlaczego teraz dokonali ekshumacji?- Nie mam pojęcia.- Więc o co chodziło?- Nie mogę o tym rozmawiać.Na jej twarzy pojawiła się złość.- I ty mi to mówisz? A ja powiedziałam ci o wszystkim! Po raz pierwszy w życiu! Po raz pierwszy, rozumiesz?! Żądam prawdy!Stone skrzywił się w duchu.Przez lata w parku Lafayette stał jego transparent z takim samym napisem: „Żądam prawdy!”.- Annabelle, nie mogę o tym mówić.- Przestań.Przestań się głupio wymigiwać.Stone usiadł, a Annabelle zaczęła miarowo stukać obcasem w deskę podłogi.- Słuchaj, Oliverze czy Johnie, czy jak się tam naprawdę nazywasz.- Powiedziałem ci już wcześniej swoje prawdziwe nazwisko.John Carr.- To na dobry początek.Mów dalej.Stone podniósł się.- Nie.Nic więcej nie powiem.I nie mogę ci pomóc w sprawie Jer-ry’ego Baggera.Im prędzej znikniesz z mojego otoczenia, tym lepiej.Zabieraj swojego ojca i wykorzystaj pieniądze na to, żeby uciec stąd tak szybko i tak daleko, jak możesz.Przykro mi, Annabelle.Naprawdę mi przykro.Jeżeli będziesz blisko mnie, zginiesz.Nie mogę za to wziąć odpowiedzialności.Chwycił ją za ramię, doprowadził do drzwi i zamknął je za nią.ROZDZIAŁ 54Matka Harry’ego Finna wstała wcześnie.Ból w kościach nigdy nie dawał jej rano spać.Skorzystała z łazienki, poczłapała z powrotem do łóżka i jak każdego dnia zaczęła metodycznie przeglądać gazety.Następnie przyszła kolej na wiadomości radiowe i telewizyjne.W pewnej chwili zobaczyła na ekranie jego twarz.Chwyciła pospiesznie pilota i szeroki triumfujący uśmiech mężczyzny zniknął.Łapiąc z trudem powietrze, spojrzała na telefon komórkowy, który dostała od swojego syna.Nigdy z niego nie korzystała, miał posłużyć tylko w razie nagłej potrzeby.Nosiła go na pasku na szyi, a zdejmowała tylko wtedy, gdy szła do łazienki.Musiała do niego teraz zadzwonić.Musiała dowiedzieć się czegoś o mężczyźnie, którego pokazywali w telewizji.Czy to prawda? Usłyszała, że ktoś nadchodzi, i szybko wślizgnęła się pod kołdrę.Drzwi otworzyły się i pogwizdując, cicho weszła pielęgniarka.- Jak się dzisiaj czujemy, panno Queenie? - zapytała.To przezwisko przylgnęło do niej ze względu na jej władcze zachowanie.Jej twarz nie zdradzała żadnych emocji.Wymruczała kilka słów w swoim dziwacznym języku, którym przemawiała do Finna.Dla wszystkich innych brzmiało to jak bezsensowny bełkot, i o to jej właśnie chodziło.Pielęgniarka była przyzwyczajona do tego mamrotania.- W porządku, możesz sobie dalej paplać, a ja w tym czasie zabiorę brudne rzeczy i posprzątam łazienkę.Dla ciebie wszystko, panno Queenie.- Pielęgniarka zerknęła na starannie złożone gazety.Panna Queenie nie była tak oderwana od świata, na jaką chciała wyglądać.Kobieta wykonała swoją pracę i wyszła.Matka Finna natychmiast usiadła wyprostowana na łóżku i ponownie spojrzała na telefon.To dziwne, ale im człowiek starszy, tym szybciej podejmuje decyzje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]