[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie.To nie miało być morderstwo.Pułapka.Cholerny Gus Tate.Czekajże! Nie jesteś przecie w Beaumont House.Jesteś na.– Hudson Ramp trzydzieści trzy – usłyszał dobiegający go od drzwi wejściowych głos Powella.Reich odwrócił się błyskawicznie, przykucnął, poderwał dezintegrator do góry i oparł go o łokieć lewej ręki, tak jak uczyli go zawodowcy Quizzarda.Powell odstąpił w bok.– Nie radzę – powiedział ostrym tonem.– Ty sukinsynu! – ryknął Reich.Zwrócił się ku Powellowi, który jednak zdążył przemknąć przed lufą i ponownie uszedł z linii ognia.– Wnikaczu pieprzony! Ty zawszony, wścibski skur.Nagle Powell zrobił całym ciałem zwód w lewo, zmylił przeciwnika, przyskoczył bliżej i wymierzył krótki, ostry cios w splot nerwowy nad łokciem.Dezintegrator upadł na podłogę.Reich wydał histeryczny wrzask i zaczął walić na oślep: grzmocił pięściami, drapał i bił bykiem klnąc przy tym jak potępieniec.Odpowiedzi Powela były trzy błyskawiczne ciosy: pod ucho w szyję, w splot słoneczny i w pachwinę przeciwnika.Reich zachłysnął się powietrzem i zatkało go całkowicie.Brocząc krwią z nosa, runął na ziemię i zwymiotował.– Myślisz, bratku, że ty jeden umiesz się bić? – warknął Powell.Zostawiając przeciwnika, podszedł do Barbary, która nadal klęczała na podłodze, i podniósł ją.– Wszystko w porządku, Barbaro? – spytał.– Cześ, tatku.Miałam zły sen.– Wiem, dziecko.Musiałem ci to zrobić.Chciałem sprawdzić coś, co dotyczy tego tam draba.– Daj buzi.Pocałował ją w czoło.– Szybko rośniesz – uśmiechnął się.– Wczoraj jeszcze gaworzyłaś.– Josnę, bo obiecałeś na mnie zaczekać.– Obiecałem.Pójdziesz po schodach sama, czy trzeba cię zanieść.jak wczoraj?– Mogę sama.– Doskonale, dziecko.Idź do swego pokoju.Podeszła do schodów, chwyciła mocno za poręcz i ruszyła w górę.Zanim dotarła na szczyt, obejrzała się na Reicha i pokazała mu język.Potem zniknęła.Powell podszedł do Mary Noyes, sprawdził jej puls i ułożył wygodniej na kanapce.– Pierwszy opór, co? – mruknął.– Bolesne, ale za godzinę jej przejdzie.– Wrócił do Reicha i krzywiąc gniewnie swą szczupłą twarz spojrzał na niego z góry.– Powinienem odpłacić panu za Mary, ale jakąż przyniosłoby to korzyść? I tak nie nauczyłby się pan niczego.Choćby nawet pana zatłuc.niczego pan nie pojmie, nieszczęsny skurwielu.– Zabij mnie! – wycharczał Reich.– Zabij mnie albo pozwól wstać i ja zabiję ciebie!Powell, nie spuszczając Reicha z oka, podniósł dezintegrator.– Proszę spróbować rozluźnić mięśnie.Ten skurcz nie powinien trwać dłużej niż parę sekund.– Przysiadł z dezintegratorem na kolanach.– No cóż, nie wyszło panu.W pięć minut po wyjściu z domu domyśliłem się, że telefon Chooki to oszustwo, które miało wywabić mnie z mieszkania.Oczywiście, to pan ją zmusił.– Sam pan oszukuje! – wrzasnął Reich.– Pan, z całą tą pańską etyką i mowami o moralności.Pan, z całą tą cholerną.– Wspomniała o broni, z której zabito D’Courtney’a – mówił dalej Powell, nie zwracając uwagi na krzyki Reicha.– Zgoda, ale nikt prócz pana i mnie nie wie, czym dokonano morderstwa.Zawróciłem, ale trochę zamarudziłem.Niewiele brakowało, a byłbym się spóźnił.Niech pan już spróbuje wstać.Nie czuje się pan przecież aż tak źle.Reich podniósł się nie bez trudu, dysząc ciężko.I nagle sięgnął do kieszeni wydobywając balon-wybuszkę.Powell błyskawicznie odchylił się i kopnął Reicha w pierś.Pojemnik frunął w powietrze, a Reich tyłem zwalił się na kanapę.– Kiedyż ludziska nauczą się, że nie można zaskoczyć wnikacza? – mruknął Powell.Podszedł do leżącego na ziemi ładunku wybuchowego i podniósł go.– Ma pan ze sobą cały arsenał, co? Zachowuje się pan jak człowiek, na którego głowę wyznaczono nagrodę, a nie jak obywatel o nieposzlakowanej opinii.Proszę zauważyć, iż nie użyłem słowa „niewinny”.– I jak długo pozostanę na wolności? – syknął Reich przez zęby.– Ja też nie mówię o niewinności.Ale kiedy mnie zamkniecie?– Nigdy.Miałem przeciwko panu niezbite dowody.Każdy szczegół dopięty był na ostatni guzik.Sprawdziłem wszystko teraz, gdy czytałem pana i Barbarę.Wszystko grało prócz jednego drobiazgu – i ten właśnie drobiazg rozwalił mi całość w drobny mak.Panie Reich, jest pan wolnym człowiekiem.Pańska sprawa została zamknięta.Reich zbaraniał.– Zamknięta?– Nie inaczej.Zamknięta z braku dowodów.Jestem skończony.Może pan odłożyć broń, Reich.Może pan zająć się swymi interesami.Nikt już nie będzie pana nachodził.– Łżecie! To jedna z waszych sztuczek, wy.wnikacze!– Bzdury.No dobrze, wyłożę rzecz wprost.Wiem o panu wszystko.Wiem, czym przekupił pan Gusa Tate’a.Wiem, co obiecał pan Churchowi.skąd pan wytrzasnął tę grę w SARDYNKI.co pan zrobił z kapsułkami rodopsynowymi (wymyślił je Jordan).Wiem, że dla stworzenia sobie alibi opróżnił pan ładunki i następnie ponownie uzbroił je pan wodą i żelem.miałem pyszny łańcuch dowodów.Sposób, sposobność.i brak motywu.Sąd wymaga motywu, a ja nie mogłem go przedstawić.Temu właśnie zawdzięcza pan wolność.– Łże pan!– Oczywiście, mógłbym oskarżyć pana o włamanie i usiłowanie zabójstwa.ale to za mało.Nie strzelam z wiatrówki do celu, do którego chybiłem z działa.Zresztą i z tego prawdopodobnie pan by się wywinął.Moimi jedynymi świadkami były telepatka i chora dziewczyna.Ja.– Łże pan! – ponownie warknął Reich.– Hipokryta! Załgany wnikacz! I ja mam panu uwierzyć? Mam wysłuchać całej reszty? Nie dysponuje pan niczym, Powell.Niczym! Pobiłem pana we wszystkim.Oto dlaczego podkładał mi pan te pułapki.Oto dlaczego.– Przerwał nagle i palnął się w czoło.– A ta prawdopodobnie jest najchytrzejsza ze wszystkich.I dałem się nabrać.Ależ cholerny ze mnie dureń! Ale.– Dość! – uciął nagłe Powell.– Nie mogę odczytać umysłu człowieka o tak rozbieganych jak u pana myślach.Co z tymi pułapkami? Niech pan weźmie się w garść.Reich zaśmiał się złośliwie.– Jakby pan nie wiedział.Kabina na statku.Sejf.Mój skoczek.Przez prawie minutę Powell skupił całą swą percepcję na Reichu, czytając go i przetrawiając zdobyte informacje.I nagle twarz wnikacza pobladła, a jego oddech uległ przyspieszeniu.– Boże mój! – powiedział.– Mój Boże! – poderwał się na równe nogi i zapominając o całym świecie, zaczął przemierzać pokój szybkim krokiem.– Otóż to! Wszystko się zgadza! Staruch miał rację.Pobudki emocjonalne.a myśmy myśleli, że Staruch się wygłupia.I ta wizja syjamskich bliźniąt w umyśle Barbary.Poczucie winy D’Courtneya.Nic dziwnego, że Reich nie mógł strzelić do nas u Chooki Frood.Ale tu już nie chodzi o samo morderstwo.Sprawa sięga głębiej.o wiele głębiej.I kryje w sobie niebezpieczeństwo.Większe, niż byłem w stanie pojąć.– Zatrzymał się, odwrócił i wbił w Reicha pełne nienawiści spojrzenie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]