[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zrobiło mi się miękko koło serca, kiedy usłyszałam rodzimą gwarę.Chłop przyglądał mi się uważnie.W tym momencie ktoś z oddziału zawołał mnie po nazwisku.Chłop usłyszawszy je, aż w ręce klasnął.- Toż dochtórka Jałgowszczynka z naszych stron, ze wszystkim mało zmieniła sia.Ja Józef, wasz sąsiad - wymienił nazwę sąsiedniej wioski.- Jak dziś pamiętam dochtórkę, jak mała była i z naszo wiedźmo po polach latała.Dębina ja wtedy u was na stodoła obrabiał.W tym momencie jakiś mężczyzna wniósł na rękach chłopca.Krew rzeczywiście lała się obficie przez rozdartą na udzie nogawkę.- Nu, tak może by dochtórka szybcińko ta krew zamówiła - szepnął.Młodziutka pielęgniarka, stojąca obok mnie, zrobiła wielkie oczy.- Mamy lepsze sposoby od zamowy - powiedziałam.- Proszę natychmiast zawieźć chłopca na salę operacyjną - zwróciłam się do sanitariusza.Tam założyłam opaskę Esmarcha na krwawiącą kończynę i pod krótką narkozą rozcięłam ranę.Po wyciągnięciu około dwudziestopięcio-centymetrowego kawałka drewna ranę szeroko oczyściłam i zaszyłam.Po kilku dniach noga zaczęła się ładnie goić.A ja i moja rodzina z rodziną pana Józefa zaprzyjaźniliśmy się później.Róża, czerwony kolor i kumpiaczekWczoraj koleżanka dyżurna ze szpitala zakaźnego, gdzie teraz już trzeci tydzień leżę jako rekonwalescentka po ciężko przebytej włośnicy, przyszła mnie odwiedzić.Pogadałyśmy o tym i o owym, pytam, jak przebiega dyżur, a ona mówi, że przed chwilą przyjęła na oddział chorego z różą.- Trzeba zamówić - zażartowałam i przypomniał mi się przypadek sprzed z górą dwudziestu jeden laty, który ilustrował nie tylko wiarę w skuteczność zamowy przy róży, ale i w tajemnicze właściwości czerwonego koloru.Opowiedziałam o tym koleżance.Zgłosił się wtedy do ambulatorium Kliniki Chirurgicznej Akademii Medycznej w Gdańsku chory pochodzący spod Smorgoń, z obrzękiem i zaczerwienieniem podudzia.Ponieważ obrzęk był bardzo rozległy, obejmował też staw skokowy, z zaognioną i podminowaną skórą, poprosiłam na konsultację świeżo przybyłego z Wilna docenta Kieturakisa.- Według mnie to róża.- Tak, koleżanko, to jest bardzo brzydka róża, ale mamy na szczęście prontosil, koleżanka da jeden zastrzyk, a w domu niech chory przyjmuje po sześć tabletek dziennie.Proszę też dać kilka ampułek tego leku, niech smaruje tym roztworem zajętą skórę.Słysząc to, chłop stwierdził:- To ja już przepadł, bo nie ma inszego lekarstwa od róży jak zamowa, a gdzież ja jej szukać będa?! Nie gniewajci sia, ale wy, dochtory, róży leczyć nie umiecie.I tak wiem, co żadne wasze tabletki ani smarowania ni pomogo.Wszystko to przez te czortowskie komary, co ich tu nad rzeko pełno, a u nas i na zawod ich by nie znalazł.Docent Kieturakis, odwróciwszy się w moją stronę, mrugnął z łobuzerskim uśmiechem i najczystszą podwileńską gwarą przemówił do chorego:- Dziadźka pewnie jeszcze nie słyszał, co my nowe, czerwone, specjalne od róży lekarstwo mamy: i czerwone zastrzyki, i czerwone tabletki.Ot, dochtórka zaraz wam jeden zastrzyk wstrzyknie, a do domu dostaniecie tych czerwonych tabletków, trzy razy na dzień po dwie ich łykać trzeba, na wschód odwróciwszy sia.I za kużdym razem całym kubkiem zimnej wody popijać.- Koleżanka da mu ze trzydzieści tabletek i sześć-siedem ampułek prontosilu - powiedział do mnie.Zwróciwszy się zaś do chorego, udzielał mu dalszych wskazówek: - O, a te zastrzyki, co dzień jeden, szyjka odpiłowawszy, do kieliszka wleisz i trzy razy na dzień, watka pomoczywszy w tym czerwonym lekarstwie, chora miejsca smarować będziesz.Pierwszy raz rano, przed wschodem słońca, drugi raz w południe, równo o dwunastej, i wieczorem zaraz po zachodzie.Koleżanko, która godzina? - spytał.- Za kwadrans dwunasta - odpowiedziałam.- Proszę pośpieszyć się, bo pędzlowanie tym czerwonym płynem musi być dokładnie o dwunastej - powiedział, mrugnąwszy do mnie porozumiewawczo.- Aha, i jeszcze dobrze by było, żeb róża zawijać czystym lnianym płótnem, ot, może od starej koszuli podołek oderwawszy.Macie lniane koszuli (chłop właśnie taką miał na sobie)?- A jakże, panoczku, toż my tylko w lnie chodzim.Chłop wyraźnie się uspokoił, a pan docent dodał jeszcze:- Jak lnianej czystej koszuli dziś w chacie ni będzi, to niech wasza baba stara koszula ci tam lniane onuczki w wodzie z ługiem wygotuji i dobrze wypłukawszy, na słońcu wysuszy, a na dzisiejsza wieczorna przewiązka dochtórka wam gazy da i tych wacików, co nimi umoczywszy w lekarstwo, smarować noga będziecie.Dziadźka, a na szósty dzień pokażcie sia nam! - rozkazał.Chory uspokojony odszedł.Docent spotkawszy mnie na korytarzu, śmiał się serdecznie:- Musiałem tę komedię odstawić, boby chłop ani prontosilu nie łykał, ani pędzlowania nie robił, tylko by znachora szukał, a to bardzo niebezpieczna, daleko zaawansowana róża.Koleżanka wie, czemu tak podkreślałem, że lekarstwo jest czerwone?- Jak bym mogła nie wiedzieć? Przecież w naszych stronach wszyscy wierzą, że kolor czerwony ma w sobie tajemniczą siłę i od uroków chroni, dlatego niemowlętom na przegubach lub na szyi nitkę z czerwonej wełny zawiązują, a niektóre choroby dymem z czerwonej palącej się łatki wypędzają, chorego okadzając.Po pięciu dniach, jak kazano, pojawił się chory w ambulatorium.- Nu, jak tam, dziadźka, pomogło? - spytał docent, przyszedłszy.- Oj, pomogło, panoczku, jeszcze jak pomogło, już na drugi dzień pal zeszedł.- Nu, widzisz, że mamy dobre lekarstwa.- Dochtor, nie pogniewajcie sia, ja za wdzięczność kumpiaczek wam przywiózł, bo my niedawno parsiuczka byli zabiwszy.Docent nie mrugnął nawet okiem na te formę wdzięczności, tylko spytał:- A dzieci macie?- Mam, Pan Bóg dzieci nie poskąpił, sześcioro ich mam.- Nu, tak my od was ta wdzięczność bierzym, a kumpiaczek od nas w prezencie swoim dzieciom zawieziesz.- Znaczy sia, pogardzacie mojo wdzięcznościo.Pan docent nagle zmienił ton:- Jak mówie, że wdzięczność przyjmujemy, to znaczy przyjmujemy, a co do tego ma ten kumpiaczek! Dzieciom masz jego zawieźć - huknął na chorego i odszedł.Chłop za potylicą poskrobał się i mówi:- Widać, co z naszych stron ten dobry dochtór jest i mowa nasza, i obyczaji zna, a wisz, kumpiaczka tak i nie wzioł.Holenderka i wątrobowa puchlina wodnaAgrypicha wiedźma ważna jest i znachorka nie byle jaka, nie tylko ludzkie choroby leczyć umie, ale i na żywiole zna sia.Pamiętam, kiedyś wzdęło nam krowę, bo objadła się mokrej koniczyny.Oj Lońka, Lońka, czemuś ty jej nie upilnował! Taka krowa! Czystej krwi holenderka, czarno-biała, łaciata [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •