[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Matka jego była całkowicie sparaliżowana.Gdy wszyscy lekarze bezsilnie opuścili ręce, mąż, Jacques Champollion, właściciel księgarni w małej francuskiej mieścinie Figeac — kazał w połowie 1790 roku zawezwać do jej łoża „cudotwórcę” Jacquou.Miasteczko Figeac leży w południowo-wschodniej Francji, w Delfinacie, w „prowincji siedmiu cudów”, jednej z najpiękniejszych części Francji, którą Bóg i tak już obrał sobie za siedzibę.Mieszkańcy Delfinatu to ludzie twardzi i konserwatywni.Trudno ich zbudzić z letargu, ale raz z niego zbudzeni, zdolni są do bezgranicznego fanatyzmu.Są to przy tym pobożni katolicy ze skłonnościami do mistycyzmu i cudów.Cudotwórca — fakt ten, jak i to, co dalej następuje, potwierdza wielu świadków — kazał ułożyć chorą na gorących ziołach, dawać jej gorące wino i zapowiedział szybkie wyleczenie.Ponadto, ku najwyższemu zdumieniu całej rodziny, przepowiedział, iż wkrótce urodzi ona chłopca, dodając, że dziecko to, dziś jeszcze znajdujące się w łonie matki, dostąpi wielkiej sławy, która przetrwa wieki.Trzy dni później chora wstała z łóżka.A 23 grudnia 1790 roku o godzinie drugiej w nocy urodził się Jean-Francois Champollion, który wsławić się miał odcyfrowaniem hieroglifów.Oba proroctwa spełniły się.Jeżeli dzieci spłodzone przez diabła mają końskie kopyto, to nikogo nie zdziwią pomniejsze znamiona u dziecka, w którego przyjście na świat wmieszany był czarownik.U małego Francois lekarz ku wielkiemu swemu zdziwieniu stwierdził żółtą rogówkę, właściwą tylko ludom wschodnim, zdarzającą się u Europejczyków niezmiernie rzadko.Prócz tego niemowlę miało niezwykle ciemną, omal że brązową cerę, a i cały owal twarzy był zdecydowanie wschodni.Wszystko to sprawiło, że w dwadzieścia lat później Champolliona nazywano „Egipcjaninem”.Champollion był dzieckiem rewolucji.We wrześniu 1792 roku w Figeac dowiedziano się o ogłoszeniu republiki.Od kwietnia 1793 roku rozpoczął się okres terroru.Dom rodzinny Champolliona stał o trzydzieści kroków od Place d’Armes (później plac ten nazwano jego imieniem), na którym zasadzono Drzewo Wolności.Pierwszymi dźwiękami, które doszły do uszu małego Francois, była burzliwa melodia Carmagnoli i płacz ludzi szukających w domu jego ojca schronienia przed rozszalałym plebsem; znajdował się wśród nich pewien ksiądz, który później miał się stać jego nauczycielem.Champollion miał pięć lat, gdy — jak ze wzruszeniem notuje jeden z jego biografów — po raz pierwszy „odcyfrował” tekst pisany.Nauczywszy się go na pamięć i porównując z drukiem, sam bez niczyjej pomocy nauczył się czytać.Jeszcze nie skończył siódmego roku życia, gdy po raz pierwszy usłyszał słowo „Egipt”.Padło ono — jak później mówi o tym — „w ułudnym blasku fatamorgany”, gdy brat starszy odeń o lat dwanaście powziął zamiar wzięcia udziału w ekspedycji egipskiej; plan ten zresztą nie doszedł do skutku.W Figeac, jak stwierdzają świadectwa szkolne i wypowiedzi współczesnych, Champollion jest złym uczniem.Dlatego w 1801 roku jego brat, sam zresztą zdolny filolog, żywo interesujący się archeologią, zabiera go do Grenoble, by zająć się jego edukacją.Gdy jedenastoletni Francois zaczyna niebawem przejawiać zupełnie niebywałe wiadomości z zakresu łaciny i greki i ze zdumiewającymi wynikami uczy się hebrajskiego, brat, choć sam nieprzeciętnie uzdolniony, przewidując, że Francois zdobędzie kiedyś sławę i przyniesie honor rodzinnemu nazwisku, postanawia przez skromność nosić odtąd nazwisko Champollion-Figeac, a później nawet tylko Figeac.W tym samym roku z młodym Francois rozmawia Fourier.Słynny fizyk i matematyk brał udział w ekspedycji egipskiej: był sekretarzem Instytutu Egipskiego w Kairze, komisarzem francuskim przy rządzie egipskim, szefem sądownictwa i duszą Komisji Uczonych.Teraz, jako prefekt departamentu Izery, zamieszkał w Grenoble, gdzie od razu zgromadził dokoła siebie najwybitniejsze umysły.Podczas wizytacji jednej ze szkół wdaje się w dłuższą rozmowę z Francois.Jest nim żywo zainteresowany, zaprasza go do siebie i pokazuje mu swe egipskie zbiory.Śniady chłopiec patrzy jak urzeczony na pierwsze fragmenty papirusów.Ogląda napisy hieroglificzne na kamiennych płytach.— Czy można to przeczytać? Fourier zaprzecza ruchem głowy.— A ja to odczytam! — mówi mały Champollion z najgłębszym przekonaniem.(Później sam często opowiadał tę historię.) — Odczytam za parę lat.Kiedy dorosnę.Czy nie przypomina nam to innego chłopca, który mówił do swego ojca: „Ja znajdę Troję” — a mówił to z tym samym przekonaniem, z tą samą somnambuliczną pewnością.Jakże różne jednak były drogi, jak z gruntu odmienne metody, które miały jednego i drugiego przywieść do urzeczywistnienia chłopięcych marzeń.Schliemann zdążał do tego celu jako całkowity samouk, Champollion natomiast ani na sekundę nie zstępował z wyznaczonej drogi systematycznego naukowego wykształcenia.(Przebywał ją zresztą tak szybko, że pozostawił w tyle wszystkich swych kolegów z ławy szkolnej i uniwersyteckiej.) Schliemann przystępując do swego dzieła nie miał najmniejszego przygotowania fachowego, Champollion przystąpił do swego w pełnym rynsztunku wiedzy, jaką rozporządzało jego stulecie.O to wykształcenie troszczył się jego brat usiłujący poskromić w chłopcu ogromny, nigdy nienasycony głód wiedzy.Daremne wysiłki.Champollion zapuszcza się w najbardziej odległe tereny nauki, toruje sobie drogę prowadzącą na wszystkie szczyty wiedzy.Mając dwanaście lat pisze swą pierwszą książkę na bardzo dziwny temat: Historia sławnych psów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]