[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gabriel usiadł na pokładzie i wyciągnął nogi.Była to mała pociecha.Nigdy nie przypuszczał, że życie zgotuje mu taką serię okrutnych zawodów.Miał skromne ambicje.Życzył sobie tylko walczyć we Francji we własnym pułku, ale nawet to nie było mu dane.Starał się nie myśleć.W takim upale męczyło go uciążliwe machanie kaskiem.Głowa opadła mu na bok.Wszędzie dokoła widział okręty.Trampy, odnowione liniowce, transportowce.Zobaczył pancernik H.M.S.„Goliath”, z którego czterech kominów unosiły się kłęby gęstego dymu, widocznie wykonywał jakiś manewr.Wzbudzał sobą tylko cień zainteresowania.Słyszeli, że niemiecki niszczyciel „Emden” krąży po Oceanie Indyjskim.Tak samo krążownik „Kónigsberg”, niedawno w pełnej paradzie w Dar es-Salam, teraz przypuszczalnie kursuje po morzu w poszukiwaniu łupu.Tak naprawdę było mu wszystko jedno; każda rzecz byłaby milsza od nużącej monotonii, jaka mu towarzyszyła przez ostatnie cztery tygodnie.Widział, jak pancernik wolno obraca się w lewo i zmierza z powrotem w kierunku Indii.Odpada jeszcze jeden maruder, pomyślał Gabriel.Była już połowa października.Wojna trwała blisko trzy miesiące, z których co najmniej dwa, pomyślał z goryczą, spędził już na pokładzie okrętu.Można by pomyśleć, że służy we flocie.Gabriel i Charis skrócili miesiąc miodowy i wrócili do kraju trzydziestego lipca.Gabriel zgłosił się od razu do Londynu po instrukcje, ale go odprawiono, bo nikt nic nie wiedział.Potem śledząc przygotowania do wojny spędzili bez wygód kilka dni w Stackpole - nikt nie oczekiwał ich powrotu, dom nie był przygotowany, a Cyryl malował jeszcze ściany w sypialni.Byli z Charis nieszczęśliwi.Charis zachowywała się ozięble i z rezerwą.Codziennie przypominała mu z wyrzutem, że mogliby właśnie zażywać spacerów w Trouville.Codziennie, czyli do czwartego sierpnia, do chwili wypowiedzenia wojny, kiedy to okazało się, że decyzja Gabriela o wcześniejszym powrocie była słuszna.Wieczorem czwartego sierpnia mogli wprowadzić się do domku i jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki powróciło szczęście i uczucie bliskości, jakich zaznali w Trouville.Spokój ich mąciła tylko świadomość, że Gabriel wkrótce będzie musiał odjechać.Codziennie przykładnie telefonował do Londynu i gorliwie oczekiwał rozkazów.Szóstego kazano mu zgłosić się do Southampton i zaokrętować na s/s „Dongolę”, liniowiec P&O, który miał odpłynąć do macierzystego pułku Gabriela w Indiach.„Dongola” wypłynęła z Southampton trzynastego sierpnia, pełna oficerów wracających do swych pułków w Egipcie i Indiach.Sammy Hinshelwood i kilku innych oficerów z Pułku Zachodnich Kentyjczyków, którzy przebywali na urlopach, także znaleźli się na pokładzie, więc pierwsze dni podróży minęły na gorączkowych domysłach, jak długo może potrwać wojna i jaką rolę odegrają w niej Zachodni Kentyjczycy.Zakładano, że wojna się przeciągnie.W miarę jak „Dongola” pokonywała wolno Morze Śródziemne, wszystkich zaczęła ogarniać nuda.Główną rozrywkę stanowiły trwające godzinami rozgrywki brydżowe, z zapisem międzynarodowym, które zaczynały się przy śniadaniu, a kończyły późną nocą.Co pewien czas przypadkowe depesze radiowe przynosiły strzępy wiadomości o przebiegu wojny w Europie: pochód Niemców przez Belgię, upadek Liege, fatalny atak Francuzów w Lotaryngii, bitwa pod Mons.Niepowodzenia wojenne napełniały goryczą ich serca.Poczty nie było dla nich ani w Gibraltarze, gdzie nie pozwolono nawet opuścić okrętu, ani w Port Saidzie.Kiedy zbliżali się do Port Saidu, nastąpiła dostrzegalna zmiana pogody, zrobiło się upalniej.Nad pokładem, w każdym dostępnym miejscu, rozciągnięto brezentowe daszki od słońca i większa część oficerów porzuciła zatłoczone kajuty, żeby spać pod gołym niebem.Gabriel miał na szczęście korkowy materac i mógł spędzać noce wygodnie.Inni musieli się zadowolić kocami albo w najlepszym razie leżakami.Porządek dnia został tylko raz zakłócony, kiedy to szczepiono wszystkich przeciwko ospie i żółtej febrze.Wysoka gorączka powaliła Gabriela na dwa dni.„Dongola” potrzebowała tygodnia na przepłynięcie Morza Czerwonego.Termometr wskazywał aż 46° (60° w kotłowni), w nocy dla ochłody wszyscy chodzili kompletnie nadzy.- Dobrze, że na pokładzie nie ma pań - pewnego wieczoru powiedział Gabriel do Sammyego Hinshelwooda, kiedy idąc ostrożnie wśród nagich ciał zmierzali w kierunku materacy.- Przeciwnie - roześmiał się Hinshelwpod - wielka szkoda.Tej nocy, kiedy leżeli obok siebie, Hinshelwood dużo, mówił o seksie.O dziewczynie, którą znał, o kokocie poderwanej w teatrze „Adelphi”.Gabriel leżał pełen niepokoju i zażenowania.Hinshelwood rzucił kilka grubych dowcipów na temat przerwanego miodowego miesiąca i określił Charis jako „naprawdę czarującą dziewczynę”.Gabriel nie podjął tematu, ale przytłumiona rozmowa o kobietach podnieciła go i musiał przewrócić się na brzuch, żeby ukryć erekcję.Na Morzu Czerwonym zmarł na udar jeden ze stewardów.Gabriel wziął udział w skromnej uroczystości pogrzebowej, a potem obserwował, jak obciążone balastem ciało zsuwa się do wody z żałobnym pluskiem.Przekonał się, że temat śmierci wprawia go w ogromne przygnębienie.Stwierdził, że myślami krąży bez ustanku wokół armii w Europie i przyszłej walki.Pewnego wieczoru ktoś powiedział, że jedna czwarta żołnierzy niechybnie zginie w tej wojnie.Co czwarty może zatem zostać zabity, pomyślał Gabriel.Co dziwniejsze, po takim dokładnym obliczeniu myśl o wojnie jeszcze bardziej go podniecała.Po Morzu Czerwonym Ocean Indyjski wydał się chłodniejszy.Niemniej „Dongola” trafiła na koniec pory monsunowej i przez resztę drogi do Bombaju rozhukane fale kołysały i miotały okrętem.Wszystkich na pokładzie powaliła choroba morska.Często około dwustu ludzi stało przechylonych przez reling od strony zawietrznej i wymiotowało do morza.Na burtach „Dongoli” pozostały smugi i zaschłe ślady rzygowin, a w każdym korytarzu i zejściu pod pokład unosił się lekki, kwaśny zaduch.Po dwudziestu sześciu dniach podróży przybyli do Bombaju.Gabriel i Hinshelwood otrzymali rozkaz zgłoszenia się bezpośrednio do pułku w Rawalpindi.- Niech skonam, jeśli po miesiącu na tym przeklętym okręcie wsiądę od razu do pociągu! - przysiągł sobie Hinshelwood.Wynajęli na noc pokój w hotelu „Tadż”.Wykąpali się, zjedli dwa ogromne posiłki i poszli zrobić zakupy.Następnego ranka wsiedli na dworcu w Bombaju do pociągu i przez pięćdziesiąt godzin w kurzu, ale w znośnych warunkach, przejechali Pendżab w drodze do Rawalpindi.Przez dwa tygodnie życie toczyło się normalnym, spokojnym trybem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •