[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.207- Gadasz, co pilnujesz? - spojrzał na nią przez chwile.- A mileńki mój ptaszeczek, skarbeczek mój paniczowy -szeptała z budzącą się nadzieją - ja wszystko wiem, wszystko!Starsza pani w świrnie w zbożu piniążki trzymie, dwie jałówki sprzedała i parsiuki, a w kufrze trzy nowe dywany, musi dla panienki Janeczki utkała, ja wszystko paniczowi pokażę, tych piniądzów to owoż jest w papirkach i złocie.Chce panicz, to idziemy tam? W drugim sąsieku z prawego rogu zakopane.A z mlika i z jajków to starsza pani gdzie indziej piniądze trzymie, też wiem gdzie.- W dupie na czerwonym słupie - mruknął.- Ty do mnie więcej nie podłaź, bo żenię się ze szlachcianką z Dowgideł.- A ja, a ja?.- wyjąkała.- Cóż ty! - oburzył się.- Czegoś się spodziewała?! Mało chłopów na sobie miała?! Mało?! - wrzasnął.- Ty dla mnie tyle znaczysz co ten śmieć pod płotem, tyle co zeschła perzyna!Dobił ją tymi słowami, przygwoździł do ziemi, ni łez już nie było, ni krzyku.Milcząc poleciała do komory, zdarła z siebie korale, bluzkę, zaparła drzwi od wewnątrz, zastawiła starą dzieżą, jakimiś rupieciami.Pani krzyczała na nią, wołała - nie wyszła.- A tej co się stało? - zachodziła w głowę Maria.- Zdumiała czy jak? Maryśka, idź do niej, może ciebie posłucha!- Antolka, Antolka - poruszyła skoblem Maryśka - co tobie?Wpuść, Antosia, to ja, Maryśka!Z komory rozległ się przytłumiony jęk.Dali jej spokój.Rano, na drugi dzień, już po pogrzebie wyłamali drzwi, weszli do środka, chyba pierwszy Broniś.Antolka siedziała w kącie szara od kurzu, skudłana, straszna.Broniś zatupał na nią nogami jak na psa.Wszyscy cisnęli się w drzwiach, ciekawi, a Antolka wstała, naga do pasa, wyniosła.- Antosiu, powiedz coś, Antosiu, co tobie? - prosiła Maryśka.- Czyś ty chora?Antolka podeszła do niej, wszyscy prysnęli na boki, podniosła do góry palec.- Wilcy wyją, panienka - powiedziała.- To na mnie.Pójdę, wytarzam się z nimi po jamach, po rozstajach, pohu-lam za wszystkie czasy.- I zanim zdołali cokolwiek powiedzieć, przeszła przez kuchnię do sieni.Parobcy widzieli ją, jak szła przez 208podwórze.Śpiące w ten ciepły dzień psy zjeżyły sierść, warknęły na nią jak na kogoś obcego, podkuliły ogony, a ona wyciągnęła z płotu żerdkę i podpierając się nią, coś mrucząc do siebie poszła w maliniak za stodołę.Pobiegły za nią wszystkie parobkowskie dzieci i opowiadały potem, że zrywała zielone listeczki z malinowych krzaków, wąchała i jadła ze smakiem, a potem ruszyła drogą w kierunku Soboluńc.Wzlatywały nad nią skowronki, zanosząc się śpiewem, wiatr czesał zielone żyto.Antolka skręciła przy kruszni w kierunku rojstów.I nikt już jej tu nigdy nie widział, choć gadali ludzie, że czasem podchodziła do wioski, łapała kurę, a czasami nawet gęś i indyczkę.- No powiedzcie, ludzie - rozważały baby - tak ten świat urządzony, że po nim zawsze jakiści durny musi chodzić.Ni ma Zośki Ja powiem", to znalazła się Antolka.- Co za bzdury! - krzyczała Maryśka.- Ją trzeba złapać, choć na siłę.Ja ją zabiorę do Lidy, wyleczę, tak nie można tu być, na boskiej opiece.Ją trzeba leczyć! Koniecznie!- A panieneczka, mileńka - wzdychały baby - po cóż leczyć?Jak wyleczy się, to dur swój pozna i zapłacze po rozumie, niechaj już tak zostanie, niechaj.- Kostuś, to twoja wina! Ona ciebie kochała! Coś ty jej zrobił?!- gorączkowała się Maryśka.- Skrzywdziłeś ją! Przyznaj się!- Ja? - ruszył ramionami Kostuś.- Co ja jej mógł zrobić?Powiedział tylko, że żenić się będę.- I jak ona to przyjęła? Rozpaczała?!- A ja tam wiem, skoczyła jak podsmalona i poleciała.- Bo ty byłeś jej nadzieją, ona tylko tym żyła, tak jak kiedyś ja zawsze wiedziałam, że któregoś dnia stąd wyjadę.A ona już nie ma na co czekać.Zwariowała z miłości.- Gadanie - podrapał się po głowie.- Durniów nie sieją, nie orzą, sami się nachodzą.- Nawet za służbę my jej nie zapłacili za cały przeszły rok -biadoliła Maria.Niedługo potem okazało się, że z sąsieka zniknęły przechowywane tam pieniądze.Matka powiedziała o tym w tajemnicy Józi.- To i dobrze - skrzywiła się Józia.- Mama mnie nie pożyczyła, to teraz ma.Pewnie Antolka sama sobie wzięła zapłatę.2 0 9- Adaś, ty jeden jesteś tu sprawiedliwy, co myślisz o tym wszystkim? - pytała brata Maryśka.- To przez Kostusia zwariowała nasza Antolka, tylko przez niego.- Niech ich piekło pochłonie! - rozkaszlał się Adam.- A ty się żeń z ogrodniczką.Nie słuchaj nikogo - radziła.- Ja umieram, Marysiu, i mnie już wszystko jedno.Nie, nawet nie mów mi o Lidzie, mnie już żaden doktór nie pomoże - zakaszlał, przyłożył chusteczkę do ust i długo ją potem oglądał.W niedługi czas po pogrzebie zjechali się wszyscy na podziałmajątku.- Ojciec w testamencie zdecydował, że Juryszki przypadają Bronisiowi, który będzie tu gospodarzył.Folwarku nie należy rozdrabniać.Janeczce dać jakiś fach do ręki, może kursy handlowe albo pszczelarskie, niech tu założy pasiekę, Bogdan ma już kawałek ziemi w Zalesiu, Józia gospodarzy na Zaosiu, Kostuś pospołu z Adamem w Żukanach na dawnej ojcowiźnie Marii, Elżunia dawno już spłacona - wyliczała matka czytając testament.- A ja? - spytała Maryśka.- Co ze mną będzie?- Jak: co z tobą? - zdziwiła się Janeczka.- Ty poszłaś za sędziego, dostałaś dobry posag.- Wszystkie dostały posag.Mnie się też należy kawałek ziemi- zaperzyła się Maryśka.- Co mnie ojciec zostawił?- Gówno - odezwał się Broniś - gówno z trzaską! Nie słyszałaś, że Juryszki mają być nienaruszone?Jak to się wszystko powtarza już od lat, od dziecka.Maryśka roztrząsa nie wiadomo już który raz to cofanie ojcowskiej ręki, kiedy była mała.A teraz też nic jej nie zostawił, jej jednej! Wszyscy już mają dość jej krzyków, pretensji, wołania o sprawiedliwość, straszenia sądem.I wcale tu nie chodzi o to, żeby coś dostać, tylko o tę cofającą się zawsze ojcowską dłoń, o poczucie krzywdy.To tak, jakby jeszcze raz, ostatecznie przypieczętowano jej wcze-śniactwo.Wszystko to wykrzykuje im teraz w twarz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]