[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.86 / 116Peter S.Beagle - Kryształy czasu- Nie ruszaj się - szepnął Ben.Farrell odchylił głowę na bok i zobaczył jego pociemniałą od potu i kurzu twarz, przekrzywiony hełm z jednym rogiem paskudnie wyszczerbionym.Aiffe nuciła, słowa ulatywały z niej z cichym kwileniem w tym samym rytmie, w jakim Nicholas w nią wnikał.Farrell przyglądał się im, urzeczony i zawstydzony, dopóki Ben nie szturchnął go i obaj nie odczołgali się za bezpieczną osłonę jeżyn.Gdy Farrell obejrzał się, miał wrażenie, że powietrze drży i faluje w miejscu, gdzie leżeli Aiffe i Nicholas, jak powietrze nad piecykiem w klasie, tej pierwszej szkolnej zimy.Pomyślałeś, że ślepniesz w wieku siedmiu lat.- Jak oni się tu dostali? - zapytał.- Ludzie Simona patrolowali wybrzeże cały dzień.Ben pokręcił głową i natychmiast przybrał profesorski ton, pomimo niedźwiedzich pazurów na szyi.- Simon kazał obserwować jedynie te trzy miejsca, gdzie mogły lądować łodzie wiosłowe.To nie jest pa-trolowanie.Patrolowanie jest wówczas, gdy wypatrujesz również takich rzeczy, jak kajaki.Po prostu prześliznęli się od strony Marin County, nic łatwiejszego.Po co tu magia? Liście furkotały im cicho nad głowami niczym pe-dały roweru, gdy szli z powrotem przez wyspę.Jastrząb runął w dół, spadając na coś niemal u ich stóp, po czym podfrunął na jesion, gdzie przysiadł, ciężko dysząc i wpatrując się w nich z wściekłością.- To nie jest ogrodowy teatrzyk, to co się tam dzieje.To jest maszyneria.- Tantryczne czary.Magia wykorzystująca seks.Rzeczywiście skuteczna, jeśli wiesz co robisz, dynamit jeśli zerwie się z uwięzi.Można z jej pomocą zrobić kupę naprawdę niemiłych rzeczy.Sia mówiła, że posługują się tym.- Co jeszcze ci powiedziała?Ben wzruszył ramionami i uśmiechnął się słabo.- Trudno spamiętać.Obudziła mnie, wyrzuciła z łóżka, niemal ubrała i wepchnęła do tego mikrobusu.Powtarzała, że wydarzy się coś okropnego i mam być przy tobie cały dzień.Jednoczesne pilnowanie ciebie i walka to robota głupiego.Ani jednego, ani drugiego nie robiłem dobrze.Ich głosy wydawały się Farrellowi kruche i bardzo odległe, niczym widmowe pająki wspinające się noga za nogą na pylistych kolumnach światła.Powiedział Benowi o ostrzeżeniu Hamida i jego okolicznościach.- Czy właśnie o tym mówiła Sia? Powiedz mi.Ben nie odpowiadał przez chwilę, wystarczająco długo, by Farrell uświadomił sobie, że kolczuga Julii otarła go w kilku miejscach.- Ona nie zawsze ma rację - powiedział w końcu Ben.- A czasami, gdy ma rację, to w sposób dla nas niewyobrażalny.Kto wie, co Sia rozumie przez śmierć?Pierwsza przesyłka gwałtownie nabrała kształtów w chwili, gdy informowali Simona Widef arera o tym, że Aiffe i Nicholas Bonner byli na wyspie.Wyglądała jak surowy, krwisty żołądek z krokodylą głową, który frunął ku nim na skrzydłach zakończonych malutkimi ustami.Ben, Farrell i Simon krzyknęli i padli na ziemię.Stwór zionąłw nich cuchnącym ogniem i nawrócił do kolejnego szturmu, wydając przy tym dźwięk mlaskającego błota.Miałidiotycznie jasne, niebieskie oczy.Połowa sił Widefarera wycofała się już do zamku ze sklejki.Pozostali, między nimi Hamid, przeprowadzali zwiad, brali udział w potyczkach lub pomagali przy wzmocnieniu nadwerężonych murów zewnętrznych.Przy tym właśnie zastali Simona.Budowla była o wiele solidniejsza niż na to wyglądała.Dowiodła tego, gdy drugi i trzeci potwór - jeden pół ropucha, pół kogut, drugi przypominał papkowaty grzyb z baletu "Dziadek do orzechów" z żółtymi ludzkimi zębami i wężowym językiem - przypuściły atak, kołując nad zamkiem.Rycerze rzucili się tłumnie do głównego wejścia i bram wypadowych, pchali się tak, że cały zamek powinni zgnieść niczym kartonik po mleku, ale ściany nadal stały, co było wygodne dla przesyłek, korę na nich przysiadały.Z hukiem pojawiało ich się coraz więcej: trzewia o kozich nogach, kaktusy z kłami, ogromne, nagie ślimaki o psich mordach, stwory przypominające pluszowe zabawki, z których wyciekały nieczystości, stwory przypominające wysokie ptasie szkielety z ogniem pulsującym pomiędzy żebrami.Wszystkie bez wyjątku cuchnęły odchodami.Przybywały dalej, niezmordowane potwory z sennych koszmarów, skrzeczące jak papugi, sapiące jak niedźwiedzie.Pikowały na uciekających, nadlatywały nisko kłapiąc i szydząc z rozhisteryzowanych rycerzy tarzających się po ziemi.Przesłoniły czerwone zachodzące słońce, które ledwie przez nie przeświecało.Dzieci Aiffe, pomyślał Farrell, a ona zapewne śmieje się w zdeptaną trawę.- Chrzanić to - mruknął obok niego Ben i wstał, opędzając się od wysłańców jak od komarów.- Absolutnie niegroźne - oznajmił głośno.- Tanie efekty specjalne, to tak jakby bać się pokazu slajdów.- Ruszył żwawo w kierunku zamku, biorąc po drodze młotek i garść gwoździ, by naprawić nadwerężoną konstrukcję.Farrell poszedł za nim, przepychając się przez gorące kłębowisko zjaw.Przysięgał potem, że jedna z nich siadła mu na chwilę na ramieniu, a jego tunika na zawsze przeszła jej smrodem.Nigdy potem nie nałożył tej tuniki i w końcu spalił ją pewnego wieczoru, rok później, gdy był pijany.- Jest bardzo dobra - powiedział cicho Ben.- Jeśli nie naciskałby na nią odrobinę za mocno, to mielibyśmy duże kłopoty.- Te stwory nie są prawdziwe - ostrożnie domyślił się Farrell.Ben pokręcił z irytacją głową, przybijając wspornik.87 / 116Peter S.Beagle - Kryształy czasu- Niezupełnie, jeszcze nie.Ale będą.Za miesiąc, tydzień.Wymagają jedynie odrobiny ćwiczeń, to wszystko.- Zdawało się, że mówi o biegu długodystansowym.- Ciekaw jestem, czego spróbuje teraz.Wysłańcy Aiffe jeszcze jakiś czas wisieli w powietrzu.Potwory były coraz bardziej raczej rozdrażnione niż niebezpieczne, zmuszając rycerzy Simona do uwagi, gdy wracali do zamku zawstydzonymi dwójkami i trójkami.Wydawało się jednak, że od rzeczywistego świata odgradza ich coraz grubsza zasłona, a w chwili gdy nadciągnąłHamid ibn Shanfara, stopniały niemal do niekształtnych gołębi żebrzących wokół parkowych ławek.Potem nagle wszystkie w jednej chwili przestały istnieć, jakby ktoś przekręcił wyłącznik.Cienie w blasku chylącego się ku zachodowi słońca zrobiły się zielone i złote, pokazując, że do zachodu została jeszcze dobra godzina.- Co teraz? - zapytał Ben.- A co do tego - wymruczał Hamid głosem bajarza - być może ktoś podglądał dwójkę urodziwych dzieciaków w lesie, nie dalej jak dwadzieścia minut temu, i być może jedno z nich powiedziało do drugiego: Nie, tego nie zrobisz, zabraniam ci tego.I zdaje mi się, że dziewczyna kłam mu zadała, mówiąc w odpowiedzi: Zabroń sam sobie, pyszałku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]