[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nad³o¿yliœmy sporo drogi - rzek³ Legolas - a mogliœmy znaleŸæ siê tutajwszyscy razem i bezpiecznie, gdybyœmy drugiego czy trzeciego dnia opuœciliWielk¹ Rzekê i skrêcili na zachód.Nikt prawie nie wie, dok¹d go zaprowadzidroga, póki nie stanie u celu.- Nie chcieliœmy przecie¿ trafiæ do Fangornu - odpar³ Gimli.- A jednak trafiliœmy.i z³apano nas zgrabnie w pu³apkê - rzek³ Legolas.-Patrzcie!- Gdzie mamy patrzeæ? - spyta³ Gimli.- Tam, miêdzy drzewa.- Gdzie? Nie ka¿dy ma oczy elfa.- Psst! Mów ciszej.Spójrz! - szepn¹³ Legolas pokazuj¹c coœ palcem.- Tam wdole, w tej stronie, sk¹d przyszliœmy.To on.Czy¿ nie widzisz? ten staruch! Mana sobie brudne, szare ³achmany, dlatego nie spostrzegliœmy go zrazu.Aragorn spojrza³ i zobaczy³ posuwaj¹c¹ siê z wolna przygarbion¹ postaæ.Jakgdyby stary ¿ebrak kusztyka³ ciê¿ko, podpieraj¹c siê kijem.G³owê mia³spuszczon¹ i nie patrza³ w ich stronê.W innym kraju pozdrowiliby go ¿yczliwyms³owem, tu jednak milczeli wszyscy w pe³nym napiêcia oczekiwaniu: zbli¿a³a siêdo nich obca istota, obdarzona tajemn¹ si³¹, a mo¿e bardzo groŸna.Staruch zbli¿a³ siê krok za krokiem, a Gimli, wpatrzony w niego, coraz szerzejotwiera³ oczy.Nagle, nie mog¹c d³u¿ej powstrzymaæ wzburzenia, wybuchn¹³:- Do broni, Legolasie.Napnij ³uk! B¹dŸ gotów! To Saruman.Nie czekaj, a¿przemówi, bo rzuci na nas czar.Strzelaj!Legolas chwyci³ ³uk.Naci¹ga³ ciêciwê powoli, jakby zwalczaj¹c opór jakiejœobcej si³y.Trzyma³ w rêku strza³ê, lecz jej nie zak³ada³.Aragorn milcza³.Natwarzy mia³ wyraz czujnoœci i skupienia.- Na co czekasz? Co ci siê sta³o? - spyta³ Gimli œwiszcz¹cym szeptem.- Legolas s³usznie siê wzdraga - rzek³ spokojnie Aragorn.- Mimo podejrzeñ istrachu nie godzi siê znienacka, bez ostrze¿enia i bez wyzwania, zabiæ tegostarca.Czekajmy, co zrobi.W tym momencie starzec przyspieszy³ kroku i niespodzianie ¿wawo podbieg³ dostóp skalnej œciany.nagle podniós³ g³owê.Trzej wêdrowcy zamarli na skalnejpó³ce z oczyma utkwionymi w postaci nieznajomego.Cisza by³a jak makiemzasia³.Nie widzieli jego twarzy, mia³ bowiem kaptur nasuniêty g³êboko, a na kapturzeszerokoskrzyd³y kapelusz, spod którego ledwie wystawa³ czubek nosa i siwabroda.Mimo to Aragornowi wyda³o siê, ¿e w cieniu kaptura dostrzega jasny,przenikliwy b³ysk oczu.Wreszcie starzec przemówi³:- Bardzo pomyœlne spotkanie, drodzy przyjaciele! - rzek³.- Chcia³em z wamipogadaæ.Czy zejdziecie na dó³, czy te¿ ja mam przyjœæ do was?I zanim coœ odpowiedzieli, zacz¹³ wspinaæ siê pod górê.- Teraz! - krzykn¹³ Gimli.- Zatrzymaj go, Legolasie!- Mówiê przecie¿, ¿e chcê z wami pogadaæ - rzek³ starzec.- Od³Ã³¿ ³uk, moœcielfie!£uk i strza³y wysunê³y siê z r¹k Legolasa, ramiona zwis³y mu bezw³adnie.- A ty, moœci krasnoludzie, b¹dŸ ³askaw zdj¹æ rêkê z trzonka topora, póki nieprzyjdê do was.Obejdziemy siê bez tak mocnych argumentów.Gimli wzdrygn¹³ siê i niemal skamienia³, wpatrzony w starca, który sadzi³ powielkich kamiennych stopniach ze zwinnoœci¹ kozicy.Poprzednia ociê¿a³oœæ jakbyz niego opad³a.Gdy stan¹³ na pó³ce, szare ³achmany rozwia³y siê na mgnienieoka i b³ysnê³a spod nich olœniewaj¹ca biel, trwa³o to jednak tak krótko, ¿emog³o byæ tylko przywidzeniem.Gimli wci¹gn¹³ dech w p³uca, a¿ œwisnê³o wœródg³uchej ciszy.- Bardzo pomyœlne spotkanie, jak ju¿ rzek³em - powiedzia³ starzec podchodz¹cbli¿ej.Zatrzyma³ siê o krok od trzech przyjació³, oparty na lasce, wychylony,z g³ow¹ wysuniêt¹ naprzód, i przyjrza³ im siê spod kaptura.- Co te¿ robicie wtych stronach? Elf, cz³owiek i krasnolud, a wszyscy w p³aszczach elfów! Zpewnoœci¹ kryje siê za tym jakaœ ciekawa historia, której bym rad pos³ucha³.Nieczêsto widujemy tutaj takich goœci.- Mówisz, jakbyœ dobrze zna³ Fangorn - rzek³ Aragorn.- Czy tak?- Dobrze go nie znam - odpar³ starzec - bo trzeba by ¿ycia kilku pokoleñ, ¿ebyzg³êbiæ wszystkie jego tajemnice.Ale bywa³em tu od czasu do czasu.- Czy zechcesz powiedzieæ nam swoje imiê, a potem resztê tego, co masz dopowiedzenia? - spyta³ Aragorn.- ranek mija, a my mamy przed sob¹ zadanie,które nie mo¿e czekaæ.- To, co mam do powiedzenia, ju¿em powiedzia³ - rzek³ starzec.- Spyta³em, cotutaj robicie i jak jest wasza historia.Jeœli zaœ chodzi o moje imiê.-urwa³ i zaœmia³ siê cicho, przeci¹gle.Na dŸwiêk tego œmiechu ciarki przesz³yAragorna i wstrz¹sn¹³ nim dziwny, lodowaty dreszcz.A jednak nie by³ to strachani zgroza, lecz taki uczucie, jakby nag³y œwie¿y podmuch albo strumieñ zimnegodeszczu obudzi³ go z niespokojnego snu.- Moje imiê! - powtórzy³ starzec.- Wiêc nie odgadliœcie go jeszcze? Obi³o siêwam chyba kiedyœ o uszy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]