[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wnikał językiem w jej usta, jakby w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania, które go dręczyły.Ich ciała były rozpalone, jedno równie gorące jak drugie.Jej piersi pod pieszczotą jego dłoni stały,się pełne i twarde, a ich czubki sterczące i wrażliwe.Intensywność własnej reakcji przeraziła Claire.Miała wrażenie, że traci nad sobą kontrolę z szybkością żarłocznych płomieni trawiących wiązkę suchego chrustu.Już za chwilę mogła całkowicie przestać nad sobą panować, a tego obawiała się najbardziej.Przez całe jej życie przedstawiciele władzy starali się ją przekonać, co jest dla niej najlepsze.Musiała się bronić.- Dosyć! - Odwróciła głowę i odtrąciła jego ręce.- To była niezła zagrywka, ale nie uda się panu w ten sposób wydobyć ze mnie przyznania się do winy.Uwolnił ją natychmiast i cofnął się o krok.Zacisnął pięści.Oddychał ciężko, a kiedy się odezwał, jego głos był zachrypnięty i nierówny.- Wiesz cholernie dobrze, że nie dlatego cię pocałowałem.- Czyżby? - zapytała wyzywająco.Bez słowa obrócił się na pięcie i odszedł.Z wieszaka zdjął swój nieprzemakalny płaszcz, a następnie silnym szarpnięciem otworzył drzwi.Światło z korytarza wyraźnie obrysowało jego sylwetkę.Przez kilka chwil patrzyli na siebie poprzez mrok, potem on minął drzwi i zatrzasnął je za sobą.Claire osunęła się na sofę.Ukrywszy twarz w dłoniach, zaczęła pojękiwać z żalu, czując wyrzuty sumienia, za które siostra Anne Elizabeth byłaby z niej dumna.- Mój Boże, nie.Nie.Chętnie, wręcz ekstatycznie całowała mężczyznę, który mógł - i prawdopodobnie chciał - umieścić ją na resztę życia w więzieniu.Stanęła w drzwiach ubrana w luźną bawełnianą koszulkę i wzorzyste getry.- Cassidy - powiedziała bez śladu zdziwienia.- Drzwi ci się zatrzasnęły? - Zerknęła w kierunku korytarza, który oddzielał ich mieszkania, licząc, że znajdzie tam wyjaśnienie, dlaczego pojawił się u niej w środku nocy.- Nie.Po prostu zobaczyłem, że u ciebie pali się jeszcze światło - oświadczył, jakby to tłumaczyło wszystko.- Wejdź.- Patty-Penny-Peggy odsunęła się na bok, by zrobić mu przejście.Na pierwszy rzut oka jej mieszkanie przypominało jego własne, było tylko ładniej urządzone i bardziej przytulne.- Fatalna noc, jeśli chodzi o pogodę - zauważyła wskazując na jego płaszcz.- Myślę, że najgorsze już minęło.- Usiądź.Masz ochotę na drinka?- Nie, dzięki.- Ach.- Uśmiechnęła się niepewnie.- Mogłabym poczęstować cię trawką, ale pewnie nie masz ochoty, hmm?- Nie.- Może jesteś głodny? Jadłeś obiad?- Nie pamiętam - przyznał uczciwie.- Chyba nie, ale nie jestem głodny.- Siadaj, proszę.Nastawię muzykę.Czego lubisz słuchać?- Nie mam specjalnych upodobań.- Zdjął płaszcz i przerzucił go przez oparcie fotela, ale nie usiadł.Włączyła odtwarzacz kompaktowy; z głośnika popłynęły dźwięki piosenki Randy Travis.- Lubisz country!- Może być.Przez moment przyglądała mu się uważnie.W końcu oparła dłonie na biodrach.- Posłuchaj, Cassidy, cieszę się, że do mnie zajrzałeś, ale teraz jestem w kropce.Powiedz, o co ci chodzi.- Potrzebuję kobiety.Przyszedłem popieprzyć.Kilka razy zamrugała powiekami, najwyraźniej zdziwiona.A potem jej twarz rozpromieniła się w szerokim uśmiechu.- Trzeba było od razu powiedzieć.- Ochoczo ruszyła w kierunku sypialni.Cassidy podążył za nią.Rozdział XAriel rozwinęła dużego snickersa i wsunęła go do ust.Jej zęby przecięły czekoladową polewę, zmiażdżyły kilka orzeszków ziemnych i zatopiły się w karmelu i nugacie.Po chwili słodka kombinacja smaków stopiła się w jedno i rozlała na języku.Opakowania po słodyczach zapełniały mały stolik do kawy, stojący tuż przy otomanie.Kiedy Ariel była dzie ckiem, rodzinny budżet nie pozwalał na podobne przyjemności.Cieszyła się, jeśli raz na kilka tygodni dostała cukierka.Przez następne lata robiła wszystko, by wynagrodzić sobie te braki z czasów dzieciństwa, i nigdy nie miała dosyć.Wyciągnęła się na otomanie dla czystej przyjemności usłyszenia, zobaczenia i odczucia, jak delikatny jedwab piżamy ślizga się po jej nogach.W lustrzanej ścianie naprzeciwko widziała odbicie kobiety żyjącej w dostatku, otoczonej miłymi przedmiotami, które należały wyłącznie dó niej.Dom, w którym dorastała, był skanalizowany, ale poza tym nie miał absolutnie żadnych udogodnień.W urządzonych po spartańsku, obszernych pomieszczeniach stały tanie meble.Na samo wspomnienie robiło jej się niedobrze.Nigdy nie zapraszała do siebie przyjaciół, ponieważ wstydziła się swego starego, skrzypiącego, brzydkiego domu rodzinnego.Wstydziła się również za ludzi, którzy w nim mieszkali.Jej brat, typ spod ciemnej gwiazdy, był postrachem wszystkich wokół.Rodzice zawsze wydawali się starzy, chociaż teraz uświadamiała sobie, że to zmęczenie dodawało im lat.Mimo wszystko nie wspominała ich życzliwie.Była zadowolona, że już od dawna spoczywali w grobie.Tak samo raz na zawsze pragnęła pogrzebać swoje wspomnienia o ubóstwie.Lecz kiedykolwiek zaczynała cieszyć się z obecnego życia, owe wspomnienia budziły się w niej, by ją dręczyć, by przypominać jej, kim była, zanim zdała się na łaskę wielebnego Jacksona Wilde’a.Tamte dni minęły na zawsze, przysięgała sobie, rozglądając się wokół.Każde wolne miejsce pokoju zapełniały dzieła sztuki.Większość z nich Jackson otrzymał w podarunku od swoich zwolenników.Często sugerował, że powinni pozbyć się części tego zbioru, lecz Ariel nie chciała się na to zgodzić.Nawet gdyby musiała zainstalować dodatkowe półki czy też przechowywać rzeczy na strychu lub pod łóżkiem, zachowałaby wszystko, co wpadło jej w ręce.Posiadanie było dla niej równoznaczne z poczuciem bezpieczeństwa.A tego, obiecała sobie, nie straci już nigdy.Po raz kolejny zapewniając o tym samą siebie, rozwinęła następnego snickersa i pochłonęła go z hedonistyczną radością.Kiedy wszedł Josh z filiżanką kawy i poranną gazetą, od razu spostrzegł opakowania po słodyczach.- Czy to jest twoje śniadanie?- O czym mówisz?- Z pewnością nie o płatkach owsianych.- Usiadł w fotelu, filiżankę postawił na poręczy i otworzył gazetę.- To cudowne.Nareszcie zniknęliśmy z pierwszej strony.Patrząc na niego miała niemal wrażenie, że słodycz w jej żołądku zamienia się w gorycz.Ostatnio Josh stał się prawie tak samo zabawny jak trwający czterdzieści lat pomór.Kochali się co noc.W łóżku Josh niezmiennie wykazywał talent, zapał i wrażliwość artysty.Jego palce przebiegały po jej ciele jak po klawiszach fortepianu, z odpowiednią mocą i z wyczuciem.Teraz jednak okazało się, że przynajmniej połowa przyjemności sypiania z Joshem wynikała z satysfakcji, jaką było przyprawianie rogów Jacksonowi.Odkąd sekret i poczucie winy przestały przydawać pieprzu ich romansowi, nocne kochanie straciło dla niej swój smak.Nawet po orgazmie pragnęła czegoś więcej.Mimo wszystko nie umiała znaleźć wytłumaczenia dla swego niepokoju i braku sytasfakcji.Krucjata w Cincinnati przebiegała wyjątkowo pomyślnie.Nagrano dwa programy telewizyjne, które były w każdej chwili gotowe do emisji.Podczas nagrywania publiczność szczelnie wypełniała audytorium.Ariel śpiewała.Josh grał na fortepianie.Kilkoro zwolenników ze łzami w oczach zapewniało, jak wiele znaczył w ich życiu Jackson Wilde i jego posłannictwo.Potem na podium weszła Ariel i zaczęła swoje rozdzierające serce kazanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]