[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.2Ciotka Henry’ego jako żywo przypominała Białą Królową*.Miała na sobie zestaw jaskrawych, przeróżnych części garderoby, zrobionych pracowicie na drutach przez nią sarną, a jej głowę zdobił kok, z którego niedbale i we wszystkich kierunkach sterczały kosmyki siwych i brązowych włosów.Była pełna animuszu, a jednocześnie jakaś tajemnicza.— Jak to miło, że przyszłaś, moja droga — powiedziała ciepło, potrząsając dłonią Shirley i upuszczając przy tym kłębek wełny.— Bądź tak miły, Henry, i podnieś go.A teraz powiedz mi, kiedy się urodziłaś?Shirley podała datę osiemnastego sierpnia tysiąc dziewięćset dwudziestego ósmego roku.— Ach tak.Oczywiście Panna.O której godzinie?— Niestety, nie wiem.— Tss! Co za przykrość! Dowiedz się i czym prędzej daj mi znad.Godzina jest najważniejsza.Gdzie są moje druty numer osiem? Robię swetry dla marynarki wojennej.Oto pulower z golfem.— Rozpostarła robótkę.— Rozmiar w sam raz na olbrzyma, ciociu Muriel — zażartował Henry.— Przypuszczam, że w marynarce wojennej służą marynarze o różnej posturze —stwierdziła lady Muriel ze spokojem.— Tak samo w armii — dodała bez związku.—Pamiętam majora Tuga Murraya: dwieście dwadzieścia cztery funty.Kiedy grał w polo, jego ciężar były w stanie udźwignąć jedynie specjalne kucyki, a kiedy jechał, wszyscy pierzchali na boki, nie mieli wyboru.Skręcił sobie kark podczas polowania na lisa — dodała pogodnie.Otworzyły się drzwi i trzęsący się ze starości kamerdyner oznajmił, że podano lunch.Przeszli do jadalni.Jedzenie było niewyszukane, a srebra stołowe nie wyczyszczone.— Biedny stary Melsham — powiedziała lady Muriel, kiedy służący wyszedł z pokoju.— Faktycznie nic już nie widzi, a przy tym trzęsie się tak, że kiedy trzyma coś w rękach, nigdy nie jestem pewna, czy bezpiecznie doniesie to do stołu.Wciąż mu powtarzam, by stawiał wszystko na kredensie, ale on robi po swojemu.I też po swojemu upiera się przy srebrach, chociaż, naturalnie, już nie potrafi ich doczyścić.No i kłóci się z każdą kolejną zbzikowaną pokojówką, bo normalnych dzisiaj nikt nie uświadczy, a przecież, jak sam powiada, nie miał kiedyś takich zwyczajów.Skąd mu się to wzięło? Z wojny i z czego tam jeszcze.Wrócili do salonu.Lady Muriel zajęła gości ożywioną rozmową o proroctwach biblijnych i rozmiarach piramid; mówiła też o tym, jak dużo powinno się płacić na czarnym rynku za kupony ubraniowe, a także o tym, jakich kłopotów przysparzają rabaty z całorocznymi roślinami.Następnie z nagłym pośpiechem zwinęła swoją robótkę i oznajmiła, że zamierza oprowadzić Shirley po ogrodzie; Henry’ego wysłała do szofera z jakąś nieistotną wiadomością.— Henry to kochany chłopiec — powiedziała, kiedy znalazły się same.—Naturalnie bardzo samolubny i potwornie lekkomyślny.Ale czego można się spodziewać po kimś, kto był wychowywany tak jak on?— Czy… czy Henry jest podobny do matki? — Shirley ostrożnie badała grunt.— Och, skądże, broń Boże.Biedna Mildred była potwornie nudna i nad wyraz oszczędna.Oszczędzanie to była jej pasja.Nie rozumiem, dlaczego mój brat w ogóle się z nią ożenił, przecież nie była nawet urodziwa.Przypuszczam, że była szczęśliwa, kiedy wynieśli się na farmę w Kenii i znalazła się w środowisku poważnych farmerów.Na koniec wpadli w wesołe towarzystwo, ale gdzież jej było do zabawy…— Ojciec Henry’ego… — Shirley zwiesiła głos.— Biedny, kochany Nęci.Trzy razy zbankrutował, to prawda, ale był wspaniałym kompanem.Henry czasami mi go przypomina.To jest szczególny rodzaj alstromerii… nie wszędzie się przyjmuje.Ja mam do niej szczęśliwą rękę.—Ukręciła zwiędły kwiat i spojrzała spod oka na Shirley.— Jaka ty jesteś ładna, kochaniutka.Nawet nie próbuj zaprzeczać.No i bardzo młoda.— Mam prawie dziewiętnaście lat.— No tak… Rozumiem… Zajmujesz się czymś, tak jak te wszystkie bystre dzisiejsze panny?— Ja nie jestem bystra, proszę pani — wyznała Shirley.— Moja siostra chce, żebym ukończyła szkołę dla sekretarek i w przyszłości pracowała w tym zawodzie.— Och tak, to byłoby miłe.Sekretarka członka parlamentu, powiedzmy.Wszyscy mówią, że to interesujące zajęcie, choć nie wiem dlaczego.Jednak nie sądzę, żebyś cokolwiek robiła długo.I tak wyjdziesz za mąż.— Westchnęła.— Jaki ten świat stałsię dziwny.Właśnie otrzymałam list od jednej z moich starych przyjaciółek.Jej córka wyszła niedawno za dentystę.Tak, tak, dentystę.Za moich młodych lat dziewczęta nic wychodziły za dentystów.Za lekarzy tak, lecz nie za dentystów.Odwróciła głowę.—Ach, oto i Henry.— Chyba chcesz mnie pozbawić towarzystwa panny… panny…— Franklin.— Panny Franklin.— Myślę, że skoczymy do Bury’ego Heatha.— Czy wziąłeś benzynę od Harmana?— Tylko parę galonów, ciociu Muriel.— Cóż, żeby mi się to nie powtórzyło, słyszysz? Znajdź sobie własne źródło.Jak wiesz, miałam dość kłopotów ze zdobyciem benzyny.— Już dobrze, cioteczko, przecież wiem, że tak naprawdę nie masz mi tego za złe.— Niech ci będzie, ale tylko ten jeden raz.Żegnaj, moja droga.I podaj mi w liście dokładną godzinę, w której przyszłaś na świat.Nie zapomnij.Będę mogła postawić ci kompletny horoskop.Powinnaś nosić rzeczy w kolorze zielonym, skarbie.Wszyscy ludzie spoci znaku Panny powinni ubierać się na zielono.— Jestem Wodnik — rzekł Henry.— Trzydziesty stycznia.— Człowiek, na którym nie można polegać — podsumowała zwięźle ciotka Muriel.— Zapamiętaj to sobie, mój drogi.Nie można polegać na żadnym Wodniku.— Mam nadzieję, że nie wynudziłaś się zbytnio — powiedział Henry, kiedy odjechali.— W ogóle się nie wynudziłam.Uważam, że masz przemiłą ciocię.— Och, przemiła to za wiele.Ale też nie taka zła.— Bardzo cię lubi.— Och, skądże znowu, wcale się mną nie przejmuje.— Dorzucił: — Kończy mi się urlop.Wkrótce powinienem być zdemobilizowany.— I co zamierzasz potem robić?— Doprawdy nie mam pojęcia.Myślałem o studiowaniu prawa.— Tak?— Ale tam trzeba harować.Może zajmę się jakimś interesem.— Jakim?— To zależy, gdzie się ma kumpla, który może pomóc na starcie.Mam pewne znajomości w paru bankach.No i znam kilku potentatów finansowych, którzy łaskawie pozwoliliby mi zacząć od podstaw.— Dodał: — Wiesz, nic mam dużo pieniędzy.Trzy tysiące rocznie, aby być ścisłym.Własnych, ma się rozumieć.Większość moich krewnych jest skąpa jak diabli, nijak ich ugryźć.Dobra stara Muriel ratuje mnie co jakiś czas, ale dzisiaj jej samej nie najlepiej się powodzi.Mam matkę chrzestną, która jest hojna do pewnego stopnia, trzeba ją tylko odpowiednio podejść
[ Pobierz całość w formacie PDF ]