[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Badanie tak maleńkiej i doskonałej istotki uznawała za okrutne, a nawet haniebne.Myślałby kto, że Lennie potrzebuje badań, że trudno uwierzyć, iż jest najbardziej zjawiskowym dzieckiem na świecie.– Wszelakie badania łącznie z neurologicznymi – powiedziała doktor Steiner głośno i stanowczo.– Pragnę pani rzec, że ma najwyższy iloraz inteligencji ze wszystkich istot ludzkich w jego wieku, jakie kiedykolwiek badałam.Jest doprawdy cudownie wysoki.– Chciałabym, by nie nazywała go pani istotą ludzką – zaprotestowała ostro pani Markey.Doktor Steiner wpatrując się w nią, spytała zdziwiona:– A dlaczegóż nie?– Bo brzmi to, jak gdyby był zwyczajnym dzieckiem, a on jest nie tylko istotą ludzką, ale i najbardziej milutkim dzieciaczkiem, najukochańszym chłopczykiem.Kiedy na dźwięk jej głosu spojrzał na nią z ukosa, rozkleiła się z miłości, doktor Steiner zaś zagrzmiała tubalnym śmiechem.– Markey, ty go nie lubisz.Kobieta miała nieodpartą ochotę uśmiechnąć się, toteż zasłoniła usta dłonią, by ukryć zepsute zęby.– Nie wiem, dlaczego tak jest, po prostu nie wiem.Miałam tyle dzieci, jedno odeszło na zawsze, a jednak to mały Lennie patrzy na mnie tak, że czuję, jak gdyby topniała we mnie bryła lodu.Odepchnął butelkę, a po jego bródce popłynęła strużka mleka, po czym uśmiechnął się niczym aniołek rodem z niebios i zaciekawiony odwrócił się do dużej kobiety.Cóż na to powie?Doktor Steiner spojrzała na jego roześmianą buzię, gdy wtem pomyślała o martwych dzieciach, zagłodzonych, zabitych, przekłutych bagnetem, rzuconych jedno na drugie, dzieciach, które umarły za to, kim byli ich rodzice: Żydami, katolikami, buntownikami, znienawidzonymi, zlęknionymi, pogardzanymi.Nie mogła znieść świadomości, że Lennie widzi te wspomnienia w jej oczach.Był tak wrażliwy i tak mądry, jego umysł zgromadził dary całego świata.Oparła go sobie na ramieniu, a jego miękkie rudobrązowe włosy musnęły jej policzek.Już teraz był silny, spokojny, dowcipny i inteligentny, a ona, ta wybrana osobliwa stara dziewica, szanowała go za to, jaki był, i pokorniała na myśl o tym, kim dopiero miał się stać.Ignoranci by go nie docenili, ignoranci o wąskich horyzontach i małych sercach, lecz ona potrafiła, wszak to jego ocaliła ze wszystkich straconych już dzieci.– Ależ on kwitnie – wyszeptała – Ależ nam tu kwitnie!I usiadła, pełna triumfu, po czym ukołysała go, delikatnie głaszcząc po plecach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •