[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tym razem, dzięki niebiosom, nie okryła się rumieńcem.- Próbowałam tylko dowieść swoich racji.- I udało się pani doskonale.Dlatego właśnie chciałem się z panią spotkać, żeby złożyć pani najgorętsze podziękowania.I zapytać, skąd w pani tyle mądrości.Zwłaszcza że jak słyszałem i zrozumiałem, była pani przez kilka lat więźniem w Palfry Park.- Miałam bardzo mądrych rodziców.Morgan również nauczył mnie patrzeć w przód i nie oglądać się za siebie, obdarzyć kogoś zaufaniem takim, aby mógł mi pomóc.Nie sądzę, abym kiedykolwiek miała lepszego przyjaciela.- Pochyliła się ku Phillipowi.- Wierzę w każde słowo, które napisałam w tamtym liście, i jestem taka szczęśliwa, że ujrzał pan w nich prawdę dość wcześnie, aby zacząć działać.Zmarszczył lekko brwi i popatrzył na splecione dłonie.- Kitty zdaje się myśleć, że teraz wszystko już pójdzie łatwo, że wszystkie części układanki same znajdą się na swoim miejscu.- Panie DeBurgh, oni naprawdę nie wiedzą, z czym mają do czynienia ludzie tacy jak my.Musimy okazać im cierpliwość.Uśmiechnął się znowu.- Może pani zauważyła, że Pearce’owie nie są z natury cierpliwi.Morgan walił do moich drzwi nawet wczoraj wieczorem, usiłując doprowadzić mnie do rozumu.Mogę powiedzieć, że tym razem nawet mu się to udało.Miranda nie wiedziała o tym.Jakaż zatem była prawdziwa przyczyna, dla której Phillip zjawił się tutaj? Uznała, że to wcale nie jest najważniejsze, kto tak naprawdę doprowadził do ich spotkania.- W stosunku do mnie Morgan użył całkiem innej taktyki - wyznała.- Był uosobieniem cierpliwości i ostatecznie skruszył wszystkie moje linie obrony.- Jestem zdumiony.Ale ostatecznie i szczęśliwy, że pani kapitulacja doprowadziła do mojej.Ujął rękę Mirandy i podniósł ją do ust.Znów omal nie oblała się rumieńcem.- Spotkanie z panią to była prawdziwa przyjemność - rzekł.- Jest pani.ożywczym powiewem - mocno i krzepiąco uścisnął jej dłoń.- A biorąc to pod uwagę, uważam, że pani „przyjaciel” Morgan Pearce to ostatni głupiec.Odpowiedziała mu smutnym, delikatnym uśmiechem.- Nie sądzę, żeby miało to jakieś znaczenie, ale przypuszczam, że już o tym wie.Morgan wpadł do salonu Ronalda o ósmej następnego poranka, odziany w elegancki czarny surdut i wysokie, lśniące buty - i z chmurą burzową nad czołem.Po powrocie z ulicy Clarges i krótkiej wizycie u Gram-blingów, którzy wydawali się raczej oszołomieni nagłym obrotem spraw, Miranda spędziła noc w fotelu, zastanawiając się, kiedy nadejdzie czas rozliczeń.Ronald w końcu poszedł spać, obiecując solennie, że wstanie, gdyby Morgan stał się zbyt brutalny.Zaczęła się już zastanawiać, czy go nie zawołać.Morgan przystanął pośrodku salonu i rozejrzał się wokoło teatralnie, obracając całą górną część ciała najpierw w jedną, potem w drugą stronę.- Dziwne - zadumał się na głos.- To nie wygląda na Kornwalię.Ale to musi być Kornwalia.przecież pani jest teraz w Kornwalii, panno Runyon?- Nastąpiła zmiana planów.- Cóż za niedomówienie! Może mi pani wyjaśni, cóż to pani porabiała ostatnio.powiedzmy, w ciągu ostatniego dnia, czy coś koło tego.- Wzięłam w dłonie swój własny los, tak jak mi to swego czasu radziłeś.- Wydaje mi się, że to raczej mój los wzięłaś w dłonie, Mirando.Mój i mojej siostry.Prychnęła nerwowo.- Myślałam, że się ucieszysz.Czy nie tego właśnie chciałeś: wyciągnąć Phillipa z łoża boleści i połączyć na powrót z Kitty? Zrobiłam to, aby odwdzięczyć ci się za całą dobroć i troskę.nie potrafiłam wymyślić nic lepszego, czego byś naprawdę pragnął.- Uniosła podbródek.- Czyjaś historia musi mieć szczęśliwe zakończenie.- Tak, zdaje się, że dokonałaś niemożliwego.- Nie wydajesz się uszczęśliwiony.- Może chciałem dokonać tego sam - odparł oschle.- Zwłaszcza jeśli się weźmie pod uwagę, że tylko ja znam oboje zainteresowanych.- Ależ ty częściowo tego dokonałeś, Morganie.Phil-lip opowiedział mi o twojej wizycie, która nim wstrząsnęła.Ja tylko wymierzyłam coup de grace, przypominając mu, jak nieszczęśliwa będzie Kitty, poślubiając niewłaściwego człowieka.- Trudno uwierzyć, że zagrałaś na jego poczuciu winy.Wzruszyła ramionami.- W moim przypadku ten sposób okazał się całkiem skuteczny.Cóż, wniosek jest taki, że dokonaliśmy tego wspólnie.Czy ta myśl wydaje ci się tak odrażająca, że nie chcesz jej do siebie dopuścić?- Dobrze, cieszę się z tego, choć nigdy się nie spodziewałem, że mi pomożesz.- Nie, oczekiwałeś, że odejdę - odparła z żarem.- Gdzieś na kraniec świata, gdzie ty także nie będziesz się już musiał o mnie troszczyć.Podszedł bliżej i pochylił się nad nią ze zmarszczonymi brwiami.- Czy coś przegapiłem? Ostatnio, o ile pamiętam, raczej się lubiliśmy.Jeśli coś się zmieniło, Mirando, wolałbym o tym wiedzieć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]