[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Urodziła Amy jako trzynastolatka.Miała dwanaście lat, gdy w końcu zaszła w ciążę za sprawą dwudziestosiedmioletniego wuja, który od lat regularnie ją gwałcił.Wujek Derek był postawnym, przystojnym blondynem, w dodatku bystrym i zabawnym, który dał się lubić.Tracy od zawsze była prosta, żeby nie powiedzieć tępawa, przy tym stale wyglądała na nadąsaną i przybrudzoną.Nawet gdy w rzeczywistości jest czysta, sprawia wrażenie niedomytej i niedopranej.Bardzo możliwe, że niektóre z jej cech wzięły się właśnie z tego wieloletniego zniewalania przez wuja Dereka.Wujek Derek był najmłodszym, ukochanym i ulubionym bratem mamy Tracy.Jednak kiedy ludzie połapali się, co wyrabiał, mężczyźni z naszego sąsiedztwa zebrali się i wszyscy razem poradzili mu, by lepiej przeprowadził się gdzie indziej.Nie chcieli, żeby taki sąsiad mieszkał w pobliżu ich córek.Niedorzeczna, jak zwykle, matka Tracy zaczęła obwiniać ją za wygnanie Dereka, a nawet za własny wstyd.Niewiele dziewcząt w sąsiedztwie ma dzieciaka, zanim uda im się zaciągnąć chłopca do mojego ojca, żeby połączył ich świętym węzłem małżeńskim.Jednak nie znalazł się żaden kandydat do ręki Tracy, a na opiekę przedporodową albo aborcję nie było pieniędzy.Amy, w miarę jak podrastała, coraz bardziej przypominała Tracy: kościstego, wiecznego niechluja z rzadkimi, strąkowatymi włosami.Nie sądzę, by kiedykolwiek wyładniała.Instynkty macierzyńskie jakoś się nie obudziły w Tracy, wątpliwe też, czy jej matka Christmas Dunn je ma.Wszyscy uważają, że cała rodzina Dunnów jest szurnięta.Gnieżdżą się w jednym domu w szesnaścioro i przynajmniej co trzeci Dunn to świr.Chociaż Amy akurat nie.Jeszcze nie.Chodzi samotna i zaniedbana, i jak każdy mały dzieciak pozostawiony za bardzo samemu sobie próbuje wynajdywać jakieś zabawy.Nigdy nie widziałam, aby ją bili czy przeklinali – co to, to nie.Dunnom bardzo zależy, na opinii sąsiadów.Tyle że nikt nie zwraca na Amy żadnej uwagi.Większość czasu spędza, bawiąc się sama grzebaniem w piasku.Je ziemię i wszystko, co z niej wykopie, nie wyłączając robali.Nie tak dawno temu, z czystej ciekawości, zabrałam ją do nas do domu, przetarłam gąbką, nauczyłam alfabetu i pokazałam, jak się pisze jej imię.Była wniebowzięta.Jej dziecięcy rozumek jest złakniony wiedzy i lubi, kiedy ktoś okazuje jej uwagę.Dziś wieczorem spytałam Cory, czy Amy mogłaby zacząć wcześniej chodzić do szkoły.Najmłodsze dzieci, które uczy moja macocha, mają skończone albo przynajmniej prawie skończone pięć lat, ale tym razem zgodziła się, by Amy przychodziła, pod warunkiem, że wezmę ją pod swoją opiekę.Spodziewałam się tego, chociaż nie bardzo mnie to uszczęśliwiło.Z drugiej strony – i tak pomagam zajmować się pięcio- i sześciolatkami.Opiekuję się najmniejszymi brzdącami, odkąd sama skończyłam rok, i mam już tego po dziurki w nosie.Ale myślę, że jeśli teraz ktoś nie pomoże Amy, pewnego dnia zmaluje coś znacznie gorszego niż sfajczenie przydomowego warsztatu.ŚRODA, 19 LUTEGO 2025Dom starej pani Sims odziedziczyli po niej jacyś kuzyni.Szczęściarze, że jeszcze mają co odziedziczyć.Gdyby nie nasz mur, ich spadek zostałby dawno wypatroszony, zajęty przez dzikich lokatorów albo spalony z chwilą, kiedy opustoszał.A tak wszyscy sąsiedzi wzięli tylko z powrotem rzeczy, które podarowali pani Sims po włamaniu, no i zapasy żywności, jakie były w domu.Bez sensu zostawiać, żeby się zepsuły.Nie tknęliśmy mebli, dywanów ani żadnych urządzeń.Mogliśmy, ale nawet nie ruszyliśmy.Nie jesteśmy złodziejami.Wardell Parrish i Rosalee Payne myślą inaczej.Para małych, rdzawych rudzielców, obnoszących się z takimi samymi kwaśnymi minami jak pani Sims.Są dziećmi jedynego krewnego, z którym zmarłej staruszce udało się utrzymać jakiś kontakt i w miarę dobre stosunki.On jest dwukrotnym, ale bezdzietnym wdowcem; ona owdowiała tylko raz, za to ma siedmioro pociech.Nie są zwyczajnym rodzeństwem, tylko bliźniakami.Może dzięki temu dogadują się jedno z drugim – bo z nikim innym za pioruna im nie wychodzi.Dzisiaj się wprowadzają.Wcześniej zjawili się parę razy, aby obejrzeć sobie dom, który wyraźnie bardziej przypadł im do gustu niż dom ich rodziców, gdzie było jeszcze osiemnaścioro innych domowników
[ Pobierz całość w formacie PDF ]