[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lustra, które kazała wstawić Effie, tylko to zwielokrotniły.Starał się nigdy tu nie zaglądać.Teraz płowe barwy, których Jane wcale nie próbowała ukryć, sprawiały, że w pokoju panowała atmosfera sprzyjająca odpoczynkowi.Otomana zniknęła, podobnie, co go nie zdziwiło, jak wszystkie lustra.Wstawiono kilka ładnych foteli, sekretarzyk i krzesło.Biureczko zasłane było taką ilością papierów, że wiadomo było, iż nie spełnia funkcji jedynie dekoracyjnej.W biblioteczce stały jego książki, jedna leżała otwarta na małym stoliku obok fotela przed kominkiem.Przed fotelem po drugiej stronie kominka stała rama, na którą naciągnięto płótno.Wokół leżały jedwabne nici, nożyczki i igły.- Mogę usiąść?- spytał.Wskazała fotel obok stolika.- Jeśli pan sobie życzy, może pan potrącić cenę biurka i krzesła z mojej pensji, ponieważ kupiłam je na swój osobisty użytek - powiedziała.- O ile sobie przypominam, dałem pani carte blanche na wszelkie przeróbki w domu, Jane - odparł.- Proszę więc przestać pleść głupstwa i usiąść.Widzi pani, jestem na tyle dobrze wychowany, by nie siadać, nim zrobi to kobieta.Widział, że odczuwała skrępowanie.Przycupnęła na skraju fotela w pewnej odległości od niego.- Jane, niechże pani usiądzie bliżej i weźmie igłę do ręki - powiedział zniecierpliwiony.- Chcę popatrzeć, jak pani wyszywa.Domyślam się, że to kolejna umiejętność, jaką posiadła pani w sierocińcu?- Tak - odpowiedziała.Usiadła w fotelu naprzeciwko niego i ujęła igłę w palce.Przez chwilę przyglądał się jej w milczeniu.Wyglądała ślicznie i wdzięcznie.Jak urodzona dama.Rzeczywiście musiała przeżywać trudny okres - zmuszona do przyjazdu do Londynu w poszukiwaniu pracy, do zatrudnienia się w pracowni modystki, do tego, by zostać jego pielęgniarką a w końcu kurtyzaną.Nie, nieprawda.Nie weźmie tej winy na siebie.Zaproponował jej inne rozwiązanie.Raymore zrobiłby z niej gwiazdę.- Zawsze tak sobie wyobrażałem rodzinne szczęście - odezwał się po chwili ku własnemu zaskoczeniu, bo nie zastanowił się nad tym, co powiedział.Na chwilę uniosła wzrok znad robótki.- Kobieta przy kominku, zajęta haftem - ciągnął.- Mężczyzna naprzeciwko.Spokój i cisza.Znów pochyliła głowę nad robótką.- Jako chłopiec nigdy czegoś takiego nie widział pan w domu swego dzieciństwa? - spytała.Roześmiał się krótko.- Przypuszczam, że moja matka nie odróżniała jednego końca igły od drugiego - odparł - i nikt nigdy nie powiedział ani jej, ani mojemu ojcu, że od czasu do czasu można usiąść przy kominku z rodziną.Jemu też nikt nigdy tego nie mówił.Skąd mu to więc przyszło do głowy?- Moje biedactwo - odezwała się cicho.Wstał gwałtownie i podszedł do biblioteczki.- Czytała pani Mansfield Park? - spytał po chwili.- Nie.- Znów na niego spojrzała.- Ale czytałam Rozważną i romantyczną tej samej autorki i bardzo mi się podobała.Wziął tom z półki i wrócił na swoje miejsce.- Poczytam na głos, kiedy pani będzie wyszywała - oznajmił.Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek czytał na głos, chyba że na lekcji jako chłopiec.Nie pamiętał też, by jemu ktoś czytał na głos, poza Jane, która czytała mu, gdy leżał unieruchomiony w domu.Stwierdził, że czytanie działa na niego niezwykle kojąco, chociaż nigdy nie słuchał uważnie.Otworzył książkę i zaczął czytać.- „Przed blisko trzydziestu laty panna Maria Ward z Huntingdon, posiadająca zaledwie siedem tysięcy funtów całego majątku, miała szczęście zdobyć serce sir Thomasa Bertrama z Mansfield Park.”*Przeczytał dwa rozdziały, nim opuścił książkę na kolana.Przez jakiś czas siedzieli w milczeniu.I cisza ta wydawała mu się niezwykle przy-jemna.Siedział wygodnie rozparty w fotelu.Bez trudu mógłby się zdrzemnąć.Czuł się.Jak się czuł? Czy był zadowolony? Z pewnością.Szczęśliwy? Szczęście to coś, co znał mało albo wcale, i nie przykładał do niego wielkiej wagi.Czuł się odcięty od swojego świata, od siebie takiego, jakim był.Był z Jane, z pewnością odciętą od świata i od siebie takiej, jaką była naprawdę.Czy może tak trwać wiecznie?, zastanawiał się.Bez końca? Zawsze?A może ten pokój stanie jego azylem, w każdym razie od czasu do czasu? Ten pokój, tak przypominający Jane, w którym czuł się dobrze, był spokojny i zadowolony - daleki od zwykłego stylu życia?Pomyślał, że czas niezwłocznie położyć kres tym głupim, nierealnym i nietypowym marzeniom.Musi wyjść - albo udać się z Jane na górę, do sypialni.- Co pani wyszywa? - spytał zamiast tego.Uśmiechnęła się, nie podnosząc głowy.- Obrus - powiedziała.- Do jadalni.Musiałam sobie znaleźć jakieś zajęcie.Zawsze lubiłam haftować.Przyglądał jej się jeszcze przez jakiś czas.Rama z naciągniętą tkaniną stała pod takim kątem, że nie widział wzoru.Ale jedwabne nitki były w kolorach jesieni, harmonijnie współgrających ze sobą.* Przekład Anny Przedpełskiej-Trzeciakowskiej (przyp.tłum.).- Czy bardzo się pani pogniewa - spytał - jeśli podejdę i popatrzę?- Skądże znowu.- Miała zdumioną minę.- Ale nie musi się pan silić na dobre maniery.Z pewnością nie interesuje się pan haftem.Nie odpowiedział.Podniósł się z głębokiego, wygodnego fotela i odłożył książkę na stolik.W rogu tkaniny widać było drzewa w jesiennej szacie.- Gdzie jest szablon, z którego pani wyszywa? - spytał.Chciał obejrzeć cały wzór.- W mojej głowie - odparła.- Ach.- Teraz zrozumiał, dlaczego haftowanie było jej pasją.Nie tylko biegle władała igłą.- Widzę, że ma pani do tego talent, Jane.Umie pani dobierać kolory i wzory.- Dziwne, ale nigdy nie udawało mi się utrwalić moich wizji na papierze czy płótnie - powiedziała.- Ale kiedy trzymam igłę, obrazy z głowy z łatwością trafiają na tkaninę.- Nigdy nie potrafiłem malować krajobrazów - oświadczył.- Zawsze wydawało mi się, że natura jest niedościgniona.Twarze ludzi to co innego.Można uchwycić wygląd i charakter człowieka.Ledwo wypowiedział te słowa, a pożałował, że nie ugryzł się w ję-zyk.Wyprostował się, zażenowany.- Maluje pan portrety? - Spojrzała na niego, wyraźnie zaciekawiona.- Zawsze uważałam to za najtrudniejszą formę sztuki.- Trochępacykuję - odparł sztywno.Podszedł do okna i zaczął sięprzy-glądać małemu ogrodowi.Zauważył, że jest bardzo zadbany.Czy zawsze rosły tu róże? - A raczej powinienem użyć czasu przeszłego.Pacykowałem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]