[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.„Trzy minuty?” — pomyślał instynktownie.Wrócił do mieszkania i płynących z głośnika dźwięków calypso.Wkrótce dziewczyna wyszła z łazienki i nie zwracając uwagi na jego obecność, zaczęła się ubierać.— Głodny? — spytała, było to jednak wszystko, co miała mu do powiedzenia.Śniadanie — gotowane jajka, grzanki i kawę — zjedli w kuchni.Wiedział, że musi bardzo uważać, wyczuwał bowiem, że nie zdołał rozwiać dręczących ją wątpliwości.Zielone oczy, trochę podpuchnięte i jakby zamglone, nie chciały żadnych problemów, żadnych kłopotów.Za to przynajmniej z jednym nie musiał się dłużej kryć.— Jest tu gdzieś telefon?— W sklepie.W delikatesach.— A na dole?— Nie ma — odparła cierpko.— Wybierasz się dzisiaj na konferencję?Pokiwał głową, pamiętając.— O której?— O dziesiątej.— Dokąd?Podał nazwę placu, gdzie mieścił się bank — Sunderpladsen — ona zaś powtórzyła ją tonem cokolwiek pogardliwym, poprawiając jego wymowę.Poprzedniego wieczoru próbowałaby się pewnie z nim droczyć, teraz jednak najwyraźniej doszła do wniosku, że zrobiła kiepski interes i bynajmniej nie starała się tego ukrywać.— A potem?— Co potem?— Co będziesz robił?— Nie rozumiem.— Chyba mi nie powiesz, że zamierzasz tu wrócić?— Owszem.— Po plecach przeszły mu ciarki.— Oczywiście, że zamierzam.— Po co?— A niby czemu nie?— Może się przeniesiesz do Metropolu? — Potrząsnęła głową.— Tak często patrzysz w tamtą stronę.— Tu mi dobrze.Odpowiada mi to miejsce.— Czyżby?Z trudem wytrzymał jej spojrzenie.— Jest mi tu całkiem dobrze.— Na zestawionych fotelach? W hotelu daliby ci przynajmniej łóżko.Próbował się roześmiać.— Nie ma sensu dalej tego ciągnąć.W końcu pomyłki się zdarzają.Skąd mieli wiedzieć, że nie będziesz chciał dziewczyny? W hotelu będzie ci lepiej.— Tu mi dobrze.— Ale mnie nie.To… to idiotyczne.Jeżeli jesteś chory albo coś takiego, nie ma sprawy.Trudno, zapomnijmy o tym.— Najwyraźniej chodziło o coś więcej niż tylko o zranioną dumę.— Ale może jest jeszcze jakiś inny powód? Coś, o czym mi nie powiedziano?— Wzięłaś pieniądze, prawda? — podniósł głos.— To było wczoraj.— A jutro już mnie tutaj nie będzie.— Z niecierpliwością liczę godziny.Zgasiła papierosa w spodku i wyszła do pokoju, Laker zaś ukrył twarz w dłoniach, obawiając się głębin samopoznania, na które wkrótce mógł zostać rzucony.Wiedział, że w żadnym razie nie może dopuścić, żeby go wyrzuciła; co więcej, musiał za wszelką cenę przejąć pełną kontrolę nad mieszkaniem.Bóg jeden raczy wiedzieć, w jaki sposób.Kierujące nim imperatywy bezwzględnie wykluczały jej obecność.Zagrażając czynowi, który jego samego przyprawiał o dreszcz przerażenia, wzbudzała w nim głęboką niechęć.Był nazbyt zdesperowany, żeby docenić ironię tej sytuacji.Wiedział jedynie, co przeżył, czego Hartmann od niego chciał i co było stawką.Kiedy wyszedł z kuchni, dziewczyna właśnie wygładzała narzutę na łóżku.Niemal odruchowo spojrzał w kierunku okna Frenzla i okiem wprawnego strzelca ocenił wszelkie możliwe przeszkody.Dziewiąta dwadzieścia pięć… Osiem i pół godziny do przylotu Frenzla i mniej więcej dziesięć do momentu, kiedy się wprowadzi.Zostało mu więc jeszcze trochę czasu.Trochę czasu i ostatnia deska ratunku w osobie Slattery’ego.Zbyt długo go lekceważył, tymczasem coraz bardziej potrzebował, i to bez względu na ryzyko i wszystkie obawy.Działając w pojedynkę, nie miał żadnych szans.— Masz drugi klucz?— Będę w domu.— A jeśli akurat wyjdziesz?— Będę.Nie nalegał.Zdjął płaszcz z wieszaka i wyszedł.Na wypadek gdyby przyszło jej do głowy podsłuchiwać, zszedł aż na parter.Przez przezroczyste szyby drzwi wejściowych uważnie zlustrował ulicę.Wyglądało na to, że nikt na niego nie czeka, wolał jednak nie ryzykować.Otworzył i zamknął drzwi na tyle głośno, by mieć pewność, że dziewczyna usłyszała, po czym wrócił na palcach na pierwsze piętro i wyszedł na schody ewakuacyjne.Tam też nie było śladu obserwatorów.Schody zaprowadziły go na zaplecze delikatesów.Było zawalone drewnianymi skrzynkami, a pod ścianą stała zaparkowana furgonetka, nie dostrzegł jednak dookoła żywej duszy.Przecisnąwszy się pomiędzy skrzynkami wszedł do magazynu, gdzie jakaś kobieta ustawiała właśnie na półkach słoiki z piklami.Nie zauważyła go.Pchnął łokciem drzwi i znalazł się w sklepie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]