[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Teraz, jeśli można, chciałbym wrócić do Departamentu Uzbrojenia.Ilu pracowników liczy?— Dwudziestu pięciu.— Razem z dyrektorem i jego zastępcą?— Tak, razem z nimi.McBride i Conway, trzech kierowników sekcji, z których każda złożona jest z dwóch osób, osoba prowadząca dziennik podawczy, trzech urzędników, sześć sekretarek, dwie maszynistki i telefonistka.Nawiasem mówiąc, ona jest niewidoma.— No i pan.— No i ja.— Jak sądzę, wszyscy dokładnie przebadani.— Sloan miał zwyczaj wygłaszania stwierdzeń, które narzucały konieczność odpowiedzi.— To oczywiste, prawda?— Tak, cały departament jest czysty.I wszyscy rutynowo sprawdzani w określonym regulaminem czasie.— Jakie jest dokładnie pańskie stanowisko?— Jestem asystentem dyrektora.McBride musiał o tym wspomnieć, ale Sloan chciał wiedzieć wszystko.Nikogo i niczego nie można było pominąć, takie podejście miał Sloan.Spytał więc:— Jakie dodatkowe obowiązki ma pan jeszcze, panie Lancaster?— Bezpieczeństwo departamentu.— Konieczne było bliższe wyjaśnienie.— Przez pewien czas byłem w Międzywydziałowej Grupie Bezpieczeństwa, więc siłą rzeczy spadło to na mnie.— Rozumiem.— Sloan uśmiechnął się.— Nawiązałem zatem właściwy kontakt, lepszego nie mogłem.— Do ostatka byłby nad wyraz grzeczny, pomyślał Lancaster, do samego końca, nawet gdyby miał zabić.— Sądzę, że prowadzi pan dane osobowe każdego pracownika departamentu.— Do pewnego stopnia.Sloan uniósł nieco brwi.— Te najważniejsze dane ma Kartoteka Centralna.— Lancaster wzruszył ramionami.Sloan również musiał o tym wiedzieć, z całą pewnością, cholera jasna.— Nasze informacje są mniejszego kalibru: wiek, przebieg służby, staż, wewnętrzne przeniesienia.— Mimo to chciałbym je przejrzeć.— Zajęłyby sporą część walizki.— Ach tak, z pewnością — powiedział uprzejmie Sloan, a potem zmienił temat, chcąc się dowiedzieć, jak wygląda tok pracy biurowej; skoncentrował się na metodzie postępowania z materiałami przychodzącymi i wychodzącymi.I znowu nie zawsze odpowiedź mogła być krótka, wiele spraw wymagało omówienia.Lancaster jednak szybko się z tym uporał.— Jesteśmy ostatnim ogniwem przyjmującym materiały z kilkunastu głównych źródeł, z których chyba połowa to materiały kwalifikowane, te oczywiście przechodzą z ręki do ręki, oraz mnóstwo niekwalifikowanych.Wedle mej oceny osiemdziesiąt, dziewięćdziesiąt procent wszystkiego, co do nas wpływa, dostarczane jest przez gońców w zaplombowanych workach.Niezależnie od sposobu przesłania, pocztą zajmuje się Dansie, który prowadzi dziennik podawczy.To on wyłącznie potwierdza odbiór pism przychodzących i rozsyła je po departamencie, to od niego zależy cały wewnętrzny obieg oraz wysyłka korespondencji na zewnątrz.— Jakie nazwisko pan wymienił? — spytał Sloan kaszląc.— Charles Dansie.Jest on naszym prywatnym urzędem pocztowym, on i jego pomocnik… Pank — dodał Lancaster — były sierżant Królewskiej Piechoty Morskiej.— Czy wszyscy urzędnicy służyli wcześniej w wojsku?— Tak.— Sloan znowu znalazł okazję, by wyciągnąć z niego dodatkową informację.— Nie ma takiego systemu, który by uniemożliwił powstanie przecieku, nigdy nie było i nigdy nie będzie.Najważniejsze to ograniczyć, jak tylko można, obieg tajnych materiałów i dostęp do nich, i to robimy aż do przesady.Na przykład oryginały każdego dokumentu znajdującego się na liście specjalnej są trzymane dla celów informacyjnych w naszym pancernym skarbcu, otwieranym za pomocą dwóch kluczy.— Kto ma klucze?— Jeden Dansie, drugi Conway.Jeśli któregoś z nich nie ma, odpowiada za nie McBride albo ja.Egzemplarze do użytku wewnętrznego, z racji koloru nazywane „żółtymi kartkami”, są również chowane co wieczór w skarbcu.Odpowiedzialni za to są kierownicy sekcji i chowają je w osobnych sejfach.Wszystkie „żółte kartki” są rutynowo niszczone po czterdziestu ośmiu godzinach.Palone.— Przez kogo?— Przez Panka.Pod kontrolą i po ich zarejestrowaniu w książce podawczej.— Lancaster pochylił się do przodu.— Dzięki temu, że jesteśmy prawie przykuci do biurek i że wszystko nieomal jest przyśrubowane, sam system jest niezwykle szczelny.— Tak, z pewnością — odparł Sloan, choć to nie oznaczało, że o to właśnie pytał.Whisky i ciepło bijące z kominka sprawiły, że gardło mu się przetarło, policzki lekko zaróżowiły, oczy natomiast miał szkliste, jakby nieco załzawione.Ale pytania stawiał tak samo dociekliwie jak przedtem.Nie, nie napije się jeszcze jednej whisky, dziękuje bardzo… Interesowało go teraz, jak się robiło kopie („Zapewne ksero?…”), kto je robił i jak się sprawdzało liczbę rozsyłanych odbitek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •