[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A poza tym to nie nasza sprawa i tak naprawdę nie ma znaczenia, czy Moogey Bues leży tam rzeczywiście czy też nie.A nawet jeśli go nie ma, to i tak nie powinno nas to obchodzić.- Ale to może mieć znaczenie dla twojej sprawy - nie dawała za wygraną babcia.- Może ma to jakiś związek z Kennym Mancuso?- Ty, babciu, jesteś po prostu ciekawska.Chcesz koniecznie zobaczyć dziury po kulach.- To też - przyznała potulnie.Zauważyłam, że na ceremonii zjawił się także „Leśnik”.Z moich dotychczasowych spostrzeżeń wynikało, że „Leśnik” ubierał się tylko w dwa kolory: wojskową zieleń i czerń, ulubioną również przez bandytów.Dziś był w czerni, której monotonię urozmaicały dwa kolczyki połyskujące w świetle jarzeniówek.Swoim zwyczajem włosy zebrał z tyłu głowy w kucyk, a na sobie miał nieodłączną kurtkę.Tym razem z czarnej skóry.Można się było tylko domyślać, co pod nią chował.Było tam zapewne dość broni, by zmieść z powierzchni ziemi niewielkie państewko.Stanął pod ścianą z rękoma złożonymi na piersiach, w pozycji: odprężony, ale czujny.Naprzeciw niego w podobnej pozie stał Joe Morelli.Przez tłum przy drzwiach przepychał się jakiś mężczyzna.Szybko rozejrzał się po sali i skinął głową w kierunku „Leśnika”.Tylko ktoś, kto znał „Leśnika”, mógł dostrzec, że ten zrewanżował mu się takim samym gestem.Zerknęłam na niego, a on bezgłośnie powiedział do mnie „Sandman”.Sandman.Nic mi nie mówiło to nazwisko.Tenże Sandman podszedł do trumny i w milczeniu patrzył na politurowane wieko.Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.Sprawiał wrażenie, jakby wszystko już w życiu widział i nic nie jest w stanie wytrącić go z równowagi.Miał ciemne głęboko osadzone oczy, otoczone siateczką drobnych zmarszczek.Podejrzewałam, że pochodziły raczej od nadużywania alkoholu niż od słońca czy śmiechu.Włosy miał gładko zaczesane do tyłu.Spostrzegł, że mu się przyglądam i przez chwilę patrzył mi w oczy, po czym odwrócił wzrok.- Muszę pogadać z „Leśnikiem” - powiedziałam do babci.- Obiecasz mi, że jeśli cię tu zostawię na chwilę samą, nie zrobisz jakiegoś głupstwa?Babcia prychnęła.- Powinnam się chyba obrazić.W końcu mam już tyle lat na karku, że wiem, jak należy się zachować.- A nie będziesz zaglądała do trumny?- Uhum.Podeszłam do „Leśnika” i zapytałam:- Co to za facet, ten który złożył ci uszanowanie? Jakiś Sandman?- Nazywa się Perry Sandeman.Ksywka „Sandman”[2] wzięła się stąd, że jeśli go zdenerwujesz, potrafi cię nieźle uśpić.- Skąd go znasz?- Kręci się tu i tam.Czasami kupuje narkotyki od murzyńskich gangów.- Skąd się tu wziął?- On też pracuje na stacji benzynowej.- Na tej samej co Moogey?- Tak.Podobno był nawet przy tym, jak Moogey dostał w kolano.W głębi sali ktoś krzyknął, a w chwilę potem rozległo się głuche uderzenie, jakby ktoś upuścił coś ciężkiego.Na przykład wieko trumny.Bezwiednie przewróciłam oczami do góry.Obok mnie w drzwiach stanął Spiro.Między jego brwiami pojawiły się dwie pionowe zmarszczki.Ruszył przed siebie torując sobie drogę przez tłum.Ludzie rozstępowali się i moim oczom ukazał się widok, którego centralnym punktem była babcia Mazurowa.- Wszystko przez ten rękaw - zaczęła wyjaśniać.- Zaczepiłam nim przypadkowo o wieko i samo się otworzyło.Każdemu mogło się to przytrafić.Babcia spojrzała w moją stronę i uniosła kciuk do góry.- To twoja babcia? - zapytał „Leśnik”.- Aha.Chciała sprawdzić, czy Moogey naprawdę leży w tej trumnie.- No, no, mała, ależ ty masz geny.Spiro sprawdził, czy wieko jest dobrze zamknięte i ułożył na nim kwiaty, które spadły na podłogę.Ruszyłam natychmiast, by poprzeć babciną teorię o zaczepionym rękawie, ale okazało się to zbędne.Spiro najwyraźniej chciał zbagatelizować cały incydent.Wyszeptał jakieś przeprosiny do zebranych przy trumnie bliskich zmarłego i z werwą zabrał się do wycierania z błyszczącego wieka odcisków śladów babci Mazurowej.- Kiedy wieko się otworzyło, nie mogłam się powstrzymać, żeby tam nie zajrzeć i muszę przyznać, że wykonaliście kawał dobrej roboty - trajkotała babcia krążąc wokół Spira.- Gdyby nie to, że w paru miejscach warstwa balsamu trochę się zapadła, w ogóle nie byłoby widać tych dziur.Spiro z powagą skinął głową i zdecydowanym ruchem odsunął babcię od trumny.- W holu podano herbatę - powiedział.- Może po tym przykrym wypadku napiłaby się pani czegoś?- Łyk herbaty dobrze mi zrobi - przyznała babcia.- Zresztą i tak zamierzałam stąd iść.Poszłam za babcią do holu i upewniłam się, że rzeczywiście wzięła filiżankę.Kiedy usiadła w fotelu z herbatą i ciasteczkami, zostawiłam ją, by poszukać Spira.Znalazłam go na dworze przy bocznym wejściu.Stał w aureoli sztucznego światła i ćmił papierosa.Zrobiło się dość chłodno, ale jemu najwyraźniej to nie przeszkadzało.Bezmyślnie zaciągał się głęboko i powoli wydychał dym z płuc.Zapukałam delikatnie w szklane drzwi, aby zwrócić na siebie jego uwagę.- Gdzie moglibyśmy pogadać na temat.No przecież wiesz.Skinął głową, pociągnął ostatni haust dymu i rzucił niedopałek na podjazd.- Miałem do ciebie zadzwonić dziś po południu, ale pomyślałem, że może przyjdziesz obejrzeć Buesa.Muszę mieć tę zgubę na wczoraj.- Rozejrzał się dokoła, by sprawdzić, czy jesteśmy sami.- W końcu - ciągnął dalej - trumna to taki towar jak każdy inny.Producenci miewają nadwyżki, czasami też mają zwroty i robią wyprzedaże [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •