[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W wolnych chwilach jest przy swym protegowa-nym Andre, by pocieszyæ go po stracie matki, Benedikte.Marco chcia³ jak najspieszniej opuœciæ to strasznemiejsce, gor¹co wiêc podziêkowa³ jeszcze raz za pomoc,mówi¹c, ¿e musz¹ st¹d odejœæ, zanim przybêdzie tu TengelZ³y i jego prawa rêka.Kiedy schodzili w dó³ do szosy, ani razu nie obejrza³ siêza siebie.- Mamy bardzo niebezpiecznych sprzymierzeñ-ców - stwierdzi³ Rune, który szed³ w œrodku, podpieranyz obu stron przez Marca i Halkatlê.- Tak - krótko odpowiedzia³ Marco.Halkatla odwróci³a siê.- Zniknê³y!- Powinniœmy byli pogrzebaæ zmar³ych - zafrasowa³siê Marco.- Ze wzglêdu na mieszkañców wioski.Ale niemamy czasu do stracenia, poza tym brak mi si³, by patrzeæco uczyni³y nasze sojuszniczki.Na szosie czeka³a ich przykra niespodzianka.Ich auto,ca³kowicie rozbite, nie nadawa³o siê do reperacji.Szlabanby³ otwarty, ale Numer Jeden i jego kompani zabraliwszystkie samochody osobowe.Zosta³a tylko ciê¿arówka.- Poradzisz sobie z ni¹? - spyta³ Rune.- Nigdy nie próbowa³em - odpar³ Marco.- Ale po-winno jakoœ pójœæ.Halkatla g³oœno rozpacza³a nad "swoim" ukochanymautem, kiedy jednak przenieœli rzeczy i wspiêli siê doszoferki, pisnê³a z zachwytu.Siedz¹c tak wysoko nadziemi¹, mia³a wra¿enie, ¿e ca³y œwiat le¿y u jej stóp.Kluczyk tkwi³ w stacyjce.Po licznych próbach i spraw-dzeniu, co do czego s³u¿y na desce rozdzielczej, Marcowiuda³o siê uruchomiæ ogromny pojazd.Narzeka³ tylko naprzyczepê, która nie bardzo chcia³a go s³uchaæ na za-krêtach, wreszcie jednak zdo³a³ opanowaæ technikê jazdy.Znów wiêc pod¹¿ali na pó³noc.Akwizytor Per Olav Winger wsiad³ wraz z NumeremJeden do samochodu z szoferem.W dwóch nastêpnychautach jecha³a reszta ludzi, w sumie by³o ich oko³odziesiêciu.Wsadzenie Wingera do samochodu w Dombas nieoby³o siê bez trudnoœci.Wcielony weñ Tengel Z³y nielubi³ pojazdów, których nie ci¹gnê³y konie.Wola³ swójw³asny sposób przemieszczania.Cia³o Pera Olava Win-gera, w którym musia³ siê ukrywaæ, ci¹¿y³o mu i opóŸ-nia³o podró¿owanie, ale noc¹ niczym wyprostowany cieñunosi³ siê o kilka decymetrów nad ziemi¹.W ten sposóbprzeprawi³ siê z okolic Oslo do Gudbrandsdalen, irytuj¹csiê na zwierzêta, które nie mog³y znieœæ jego widoku, choæskrywa³ siê w skórze handlarza odkurzaczy, i wœciek³y nauciekaj¹cych przed nim ludzi.W Dombas jednak czeka³ na niego Numer Jedeni nalega³, aby Tengel wsiad³ do jednego z tych mechanicz-nych powozów, twierdz¹c, ¿e w ten sposób bêd¹ mogli siêposuwaæ znacznie szybciej.Tengel Z³y nie chcia³ traciæ twarzy przed swymnajbli¿szym wspó³pracownikiem i wszystkimi poplecznika-mi, z których ¿aden nie okazywa³ strachu przed czarodziejs-kimi powozami.Dlatego starannie ukry³ swe prymitywneobawy i, bardzo niechêtnie, wpasowa³ siê na tylnesiedzenie, które mu wskazano.Z pocz¹tku chcia³ zasi¹œæ namiejscu kierowcy, stwierdzi³ bowiem, ¿e jest ono najwa¿-niejsze i z tej racji nale¿y siê oczywiœcie jemu, ale NumerJeden dyskretnie szepn¹³, ¿e w takim razie musia³by tak¿ekierowaæ potworn¹ maszyn¹.Wsun¹³ siê wiêc do ty³ui usiad³ na samym brze¿ku siedzenia.Kierowca zaraz zacz¹³kaszleæ i natychmiast otworzy³ okno.Na zewn¹trz by³och³odno, ale trudno, nie móg³ wytrzymaæ w takim zaduchu.W istocie, tym powozem posuwali siê znacznie szyb-ciej.Tengel Z³y po pewnym czasie nawet siê rozluŸni³i udzieli³o mu siê podniecenie wywo³ane szybk¹ jazd¹.Zdobêdzie wiele takich powozów! Dopiero wszystkimzaimponuje!Ale na kim niby mia³ wywieraæ wra¿enie? Na LudziachLodu w Dolinie, w trzynastym wieku?Czas umkn¹³ Tengelowi Z³emu.Kolejny raz musia³ toprzyznaæ.By odegnaæ poczucie upokorzenia, zmieni³w¹tek:- A wiêc teraz ju¿ ich masz?- Tak, teraz ich mamy - odpar³ Numer Jeden.- Wszystkich troje.Pilnuje ich dwudziestu moich ludzi,nie uciekn¹.- A jednym z tej trójki jest mój nieznany wróg?- Najprawdopodobniej.Taki przystojniak.Usta Pera Olava Wingera wykrzywi³a radoœæ wy-czekiwania pomieszana z pogard¹.Nareszeie, nareszciebêdzie móg³ ujrzeæ tego, który przez tyle czasu budzi³ jegoirytacjê! Mia³ na imiê Marco.Tengel Z³y nie pojmowa³,sk¹d ktoœ taki siê wzi¹³.Jednego natomiast by³ pewien: ten Marco odpowieteraz za wszystko, co uczyni³ wbrew woli swego wiel-kiego przodka.Jak¹ zemstê wymyœliæ dla takiego ³otra?Tengel cieszy³ siê na sam¹ myœl o mo¿liwoœciach, jakie siêprzed nim otwieraj¹.Najstraszliwsze tortury.Numer Jeden ci¹gn¹³:- Jest tam te¿ ten dziwny typ, który wydaje siêzrobiony z drewna.No i Katthala.- Halkatla - poprawi³ go zniecierpliwiony Tengel.- Ona jest moj¹ niewolnic¹.Na pewno zatrzyma tamtychdwóch na miejscu, dopóki ja nie przyjdê.Numer Jeden nie wspomnia³, ¿e jego zdaniem Halkatlazbuntowa³a siê naprawdê.Uzna³, ¿e nie warto irytowaætego Wingera, z pewnoœci¹ potrafi byæ niebezpiecznynawet dla swych najbli¿szych zaufanych.- Tutaj - poinstruowa³ Numer Jeden szofera.- Stañtutaj, to ju¿ tu na górze.Ogarniêty zapa³em nie zauwa¿y³, ¿e ciê¿arówka zniknê-³a.Ca³¹ uwagê skupi³ na ma³ej zagrodzie stoj¹cej na zboczu.Triumf? Wynagrodzenie, jakie otrzyma od Wingera.Zatrzyma³y siê pozosta³e samochody, wysypali siêz nich ludzie.Szli za nimi, zachowuj¹c stosowny dystans.Dwaj g³Ã³wnodowodz¹cy prêdko posuwali siê podgórê.Numer Jeden zaniepokoi³a nieco cisza panuj¹cawokó³ zagrody.Doszed³ jednak do wniosku, ¿e ludziesiedz¹ gdzieœ z ty³u.Przed nimi jeszcze kilka kroków.Nagle twarz mu zmartwia³a jakby skuta lodem, niepe-wnie rozejrza³ siê dooko³a.Równie¿ jego zwierzchnikznieruchomia³.Przed zagrod¹ ujrzeli pobojowisko.A otwarte drzwi prowadzi³y do pustego pomieszczenia.Do³¹czy³a do nich reszta ludzi.- Na mi³oœæ bosk¹ - jêkn¹³ jeden.Innego pochwyci³ytorsje.Wœciek³y Per Olav Winger maszerowa³ szybkim kro-kiem, przygl¹daj¹c siê zw³okom.Kopn¹³ jedne i obróci³ jestop¹.Nastêpne.- Posprz¹taæ tu! - rykn¹³.- Zagrzebaæ w ziemi! Tak,aby nie zosta³y ¿adne œlady! Zrozumiano?!Wreszcie wróci³.Do swego najbli¿szego wspó³praco-wnika nie odezwa³ siê ani s³owem.Ale tak strasznych oczuNumer Jeden u nikogo jeszcze nie widzia³.B³yskawicznie znaleŸli siê na drodze, pozostawiaj¹cpoœledniejszym z³oczyñcom uprz¹tniêcie placu boju.Przez ca³y czas gdy schodzili w dó³, Tengel Z³y milcza³.Dopiero teraz zrozumia³, ¿e jego przeciwnicy s¹ o wielesilniejsi ni¿ przypuszcza³.Ludzie Lodu nie daliby sobiez tym rady sami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]