[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaśmiała się raz jeszcze, gdy otworzyłam drzwi i wybiegłam z chaty.Deszcz rozpadał się na dobre, więc potknęłam się kilka razy, mimo to jednak biegłam przez całą drogę na zamek.Kiedy wróciłam, dowiedziałam się, że kapłan był już i poszedł, podobnie jak mój ojczym, który nie powiedział ani słowa, jak twierdziła Ulca.Matka zmarła wkrótce po moim wyjściu.Zawiodłam ją, zostawiłam, by cierpiała i umarła w samotności, bez rodziny.Przepełniał mnie palący smutek i wstyd i myślałam, że ból ten nigdy mnie nie opuści.Kobiety przygotowywały ją do pogrzebu, a ja siedziałam tylko i płakałam.Smoczy pazur kołysał się na mojej piersi, niemal zapomniany.W ciągu następnych tygodni błąkałam się po zamku, zagubiona i pogrążona w smutku.Minął prawie miesiąc od pogrzebu matki, gdy przypomniałam sobie o wiadomości od Xanippy, którą miałam przekazać ojczymowi.Znalazłam go na murach, gdzie stał wpatrzony w wody Kingslake, i opowiedziałam mu o tym, co usłyszałam od Xanippy.Nie zapytał, jak to się stało, że jestem posłańcem takiej kobiety.Nie dał mi nawet wyraźnie poznać, że mnie słyszał.Wciąż patrzył na coś w oddali, może na łodzie rybackie, słabo widoczne we mgle.Pierwsze lata w zrujnowanej Wielkiej Twierdzy były ciężkie nie tylko dla mnie i dla mojej matki.Nadeszła pierwsza ponura zima i Lord Sulis musiał nadzorować odbudowę, a jednocześnie podtrzymywać na duchu swoich ludzi.Co innego przysiąc w porywie lojalności, że pójdzie się wszędzie za wypędzonym dowódcą, a co innego, kiedy oznacza to prawdziwe wygnanie.Gdy nabbańscy żołnierze zrozumieli, że zimny Erkynland, liche państewko, już na zawsze będzie ich domem, pojawiły się problemy: pijaństwo, bójki, a także nieporozumienia między ludźmi Sulisa a miejscowymi.moimi ludźmi, powinnam była powiedzieć, lecz bywały chwile, że o tym zapominałam.Po śmierci matki czułam się czasem tak, jakbym to ja była wygnańcem, który znalazł się wśród nabbańskich nazw, twarzy i mowy, chociaż stąpałam po mojej ziemi.Wprawdzie nie mieliśmy powodów do radości tamtej pierwszej zimy, ale przeżyliśmy i trwaliśmy dalej.Jeśli jednak urodził się taki, który miał przetrwać podobne próby, z pewnością był nim mój ojczym.Kiedy patrzę teraz na niego oczyma wyobraźni, widzę jego krzaczaste brwi i surową twarz i wyobrażam go sobie jako wyspę, samotną wyspę po drugiej stronie niebezpiecznych wód, wyspę, która leży blisko brzegu, lecz której nikt nigdy nie odwiedza.Byłam wtedy za młoda i zbyt nieśmiała, by spróbować zawołać do niego ponad przesmykiem, który nas rozdzielał, chociaż nie miało to znaczenia, ponieważ Sulis nie wyglądał na kogoś, kto żałuje swojej samotności.Nawet w pełnej ludzi sali siedział zawsze ze wzrokiem wbitym w ścianę, jakby potrafił dostrzec przez kamień jakieś lepsze miejsce.Nawet w chwilach najlepszego humoru rzadko słyszałam go śmiejącego się.Jeśli już, to na jego ustach pojawiał się zdawkowy uśmiech sugerujący, że i tak nikt nie zrozumiałby dowcipów, które uważał za śmieszne.Nie był złym człowiekiem, czy nawet trudnym w pożyciu, jak mój dziadek Godric, lecz gdy widziałam, jak bardzo oddani są mu jego żołnierze, nie potrafiłam tego pojąć.Tellarin powiedział mi kiedyś, że gdy został towarzyszem Avallesa, usłyszał od innych, jak Lord Sulis wyniósł z pola bitwy dwóch rannych poddanych, a szedł tam dwukrotnie, zasypywany strzałami Thrithingów.Jeśli to prawda, łatwo można zrozumieć, dlaczego jego ludzie tak go kochali, lecz wypełnione echem korytarze Wielkiej Twierdzy nie dawały zbyt wielu sposobności do podobnych wyczynów.Kiedy jeszcze byłam młoda, Sulis poklepywał mnie po głowie albo zadawał jakieś pytanie, co miało być oznaką jego ojcowskiej troski, a co w rzeczywistości pokazywało, że nie jest do końca pewien, ile mam lat i czym się interesuję.W miarę jak stawałam się kobietą, on stawał się coraz bardziej zasadniczy.Chwalił moje stroje albo robótki w taki sam sposób, w jaki witał mieszkańców Wielkiej Twierdzy w czasie Aedonmansy, gdy wywoływał każdego po imieniu, którego nauczył się z ksiąg zarządcy dworu, i życzył mu dobrego roku.Po śmierci mej matki Sulis odsunął się od nas jeszcze bardziej, jakby jej strata ostatecznie uwolniła go od codziennych obowiązków, które zawsze wykonywał w tak mechaniczny, wyuczony sposób.Coraz mniej czasu poświęcał rządzeniu, coraz częściej za to zagłębiał się w lekturze – czasem spędzał nad książką całe noce, otulając się szczelnie przed chłodem i wypalając świece szybciej niż reszta domowników razem wzięta.Z rodzinnego Nabbanu przywiózł głównie opasłe tomy religijnych pouczeń, ale też i księgi historyczne i wojskowe.Od czasu do czasu pozwalał mi obejrzeć którąś, lecz wtedy, choć pobierałam już nauki, czytałam jeszcze bardzo wolno i nie rozumiałam dziwnych nazw oraz przeznaczenia urządzeń, które pojawiały się w opisach bitew.Miał też i inne książki, na które jednak nie pozwolił mi nawet zerknąć.Te, oprawione w zwykłe okładki, trzymał zamknięte w drewnianych skrzyniach.Gdy po raz pierwszy ujrzałam, jak chowa jedną z nich, jeszcze długo potem wracało do mnie wspomnienie tej chwili.Zastanawiałam się, jakież to muszą być księgi, że trzeba je trzymać w zamknięciu.W jednej z drewnianych skrzyń chował własne zapiski, o czym dowiedziałam się dopiero dwa lata później, kiedy miała nadejść noc Czarnego Ognia.Było to w tym samym roku, w którym umarła moja matka.Pewnego dnia zastałam go w sali tronowej, pogrążonego w lekturze, i wtedy właśnie Lord Sulis jeden jedyny raz naprawdę spojrzał na mnie.Gdy zapytałam nieśmiało, co robi, pozwolił mi obejrzeć księgę, którą trzymał na kolanach – pięknie iluminowaną historię proroka Varrisa ze złotą czaplą Honsa Sulis na okładce.Przesunęłam palcem po ilustracji przedstawiającej łamanego kołem Varrisa.– Biedny, biedny człowiek – powiedziałam.– Jak on musiał cierpieć.A wszystko dlatego, że pozostał wierny Bogu.Z pewnością Pan przywitał go z radością w Niebiosach.Obraz umęczonego proroka poruszył się niespodziewanie – widocznie sprawiłam, że mój ojczym drgnął.Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że wpatruje się we mnie intensywnie: brązowe oczy miał szeroko otwarte i przepełnione uczuciami, których nie potrafiłam odczytać, więc przez moment bałam się, że chce mnie uderzyć.I rzeczywiście, uniósł ogromną dłoń, lecz bardzo powoli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]