[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.a potem zblad³ jak œciana.— Za to wrócisz do karceru.Trzydzieœci dni.Chleb i woda.Nastêpna nagana.Asiedz¹c tam, przemyœl to sobie dobrze: jeœli coœ siê skoñczy, to bibliotekate¿.Osobiœcie zadbam o to, ¿eby powróci³a do stanu, w jakim by³a wczeœniej, luczyniê twoje ¿ycie.bardzo ciê¿kim.Bardzo trudnym.Bêdziesz mia³ odsiadkênajciê¿sz¹ z mo¿liwych.Na pocz¹tek stracisz ten jednoosobowy Hilton w bloku Ci ten zbiór kamieni na parapecie, a tak¿e wszelk¹ ochronê stra¿ników przedsodomitami.Stracisz.wszystko.Jasne?S¹dzê, ¿e to by³o dostatecznie jasne.Czas p³yn¹³ dalej — najstarsza sztuczka na œwiecie i mo¿e jedyna naprawdêczarodziejska.Andy Dufresne jednak siê zmieni³.Sta³ siê twardszy.Tylko takmogê to uj¹æ.Wci¹¿ odwala³ brudn¹ robotê dla dyrektora Nortona i pracowa³ wbibliotece, pozornie wiêc wszystko pozosta³o tak samo.Nadal wypija³ drinka naurodziny i na koniec roku, a resztê zawartoœci butelek oddawa³ innym.Od czasudo czasu za³atwia³em mu nowe p³achty polerskie, a w tysi¹c dziewiêæsetszeœædziesi¹tym siódmym nowy m³otek skalny — ten, który przemyci³em mudziewiêtnaœcie lat wczeœniej, jak ju¿ wam mówi³em, po prostu siê zu¿y³.Dziewiêtnaœcie lat! Kiedy mówi siê to tak nagle, tych piêæ sylab brzmi jak³oskot zamykanych drzwi grobowca.M³otek skalny, który poprzednio kosztowa³dziesiêæ dolarów, w szeœædziesi¹tym siódmym podro¿a³ ju¿ do dwudziestu dwóch.Skomentowaliœmy to smutnymi uœmiechami.Andy w dalszym ci¹gu obrabia³ i polerowa³ kamyki znajdowane na spacerniaku, alesam dziedziniec by³ ju¿ mniejszy; do tysi¹c dziewiêæset szeœædziesi¹tegodrugiego po³owa terenu zosta³a wyasfaltowana.Najwidoczniej jednak Andyznajdowa³ doœæ okazów, ¿eby mieæ zajêcie.Ka¿dy obrobiony kamyk k³ad³ naparapecie okna, wychodz¹cego na wschód.Powiedzia³ mi, ¿e lubi patrzeæ na nie ws³oñcu, te kawa³ki planety, które wybra³ z kurzu i ukszta³towa³.£upki, kwarce,granity.Zabawne, maleñkie rzeŸby z miki, sklejone klejem modelarskim.Przeró¿ne osadowe zlepieñce, wypolerowane i przeciête tak, ¿e pozwala³ydostrzec, dlaczego Andy nazywa³ je „tysi¹cletnimi kanapkami" — warstwy ró¿nychmateria³Ã³w osadzaj¹cych siê przez dekady i wieki.Od czasu do czasu Andyrozdawa³ swoje kamienie i rzeŸby, ¿eby zrobiæ miejsce na nastêpne.Ja chybadosta³em ich najwiêcej — w³¹cznie z kamykami wygl¹daj¹cymi jak spinki, mia³emich piêæ.Ponadto by³a jeszcze jedna z tych rzeŸb z miki, o jakich wam mówi³em,starannie uformowana w postaæ oszczepnika, oraz dwa zlepieñce, którychwypolerowane do g³adkoœci przekroje ukazywa³y wszystkie kolejne warstwy.Nadalje mam, czêsto siê im przygl¹dam i rozmyœlam o tym.czego mo¿e dokonaæcz³owiek, jeœli ma doœæ czasu i silnej woli.Tak wiêc, przynajmniej pozornie, wszystko by³o jak dawniej.Je¿eli Nortonchcia³ z³amaæ Andy'ego, tak jak grozi³, musia³by zajrzeæ g³êbiej, ¿eby dostrzectê zmianê.Gdyby siê zorientowa³, jak bardzo Andy siê zmieni³, s¹dzê, ¿e by³byzadowolony z tych czterech lat, jakie up³ynê³y od ich starcia.Powiedzia³ Andy'emu, ¿e ten przechadza siê po dziedziñcu, jakby by³ naprzyjêciu.Nie uj¹³bym tego w ten sposób, ale rozumiem, co mia³ na myœli.Chodzi³o o to, o czym ju¿ mówi³em, ¿e Andy zdawa³ siê nosiæ niewidzialnyp³aszcz wolnoœci i nigdy nie przyj¹³ wiêziennej mentalnoœci.Jego oczy nienabra³y tego têpego wyrazu.Nie chodzi³ tak, jak ludzie wracaj¹cy po ca³ym dniupracy do cel na kolejn¹ nie koñcz¹c¹ siê noc — pow³Ã³cz¹cy nogami, zgarbieni.Andy trzyma³ siê prosto i szed³ raŸnym krokiem, jakby wraca³ do domu na smacznyposi³ek i spotkanie z mi³¹ kobiet¹, a nie do pozbawionej smaku sa³atkiwarzywnej, t³uczonych ziemniaków oraz kawa³ka czy dwóch tego t³ustego,obrzydliwego czegoœ, co wiêkszoœæ wiêŸniów nazywa³a zagadkowym miêsem.izdjêcia Ra¹uel Welch na œcianie.Jednak w ci¹gu tych czterech lat, chocia¿ nie upodobni³ siê do innych, Andysta³ siê milcz¹cy, zamyœlony i posêpny.I kto móg³by go o to winiæ? Tak wiêcmo¿e dyrektor Norton by³ zadowolony.przynajmniej przez jakiœ czas.Dobry humor wróci³ mu podczas Pucharu Œwiata w tysi¹c dziewiêæsetszeœædziesi¹tym siódmym.By³ to wspania³y rok: Red Sox wygrali proporczyk,zamiast zaj¹æ dziewi¹te miejsce, jak przewidywali bukmacherzy z Vegas.Kiedytak siê sta³o — kiedy zdobyli proporczyk ligi amerykañskiej — w ca³ym wiêzieniuzawrza³o.Wszyscy poczuli, ¿e skoro dru¿yna przezywana „Dead Sox" mog³a wróciædo ¿ycia, to ka¿dy mo¿e tego dokonaæ.Teraz nie potrafiê wyjaœniæ tego uczucia,zapewne tak samo jak by³y beatlesomaniak nie zdo³a wyt³umaczyæ tamtegoszaleñstwa.Jednak tak by³o.Ka¿de radio w wiêzieniu nadawa³o transmisje zmeczów Red Sox.Zapanowa³a rozpacz, gdy stracili dwa punkty pod koniec meczu zCleveland i radosna euforia, gdy Rico Petrocelli wykona³ wspania³y rzut,niwecz¹cy przewagê przeciwników.Potem znów rozpacz, gdy Lonborg zosta³pokonany w siódmym meczu Pucharu, co przynios³o kres marzeñ tu¿ przed ichspe³nieniem.Norton by³ pewnie bezgranicznie szczêœliwy, ten skurwysyn.Lubi³swoich wiêŸniów w workach pokutnych i z g³owami posypanymi popio³em.Jednak Andy nie pogr¹¿y³ siê znów w depresji.Mo¿e dlatego, ¿e i tak nie by³zagorza³ym kibicem [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •