[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Adda naliczył ich około setki.Taniec aeroba-tów – z pozoru chaotyczny, lecz naszpikowany przemyślnymi elementami choreograficznymi – był jakby eksplozją młodych ciał w przestrzeni Płaszcza.Starzec uświadomił sobie, że Muub obserwuje go.W płytkich oczodołach lekarza malowało się zaciekawienie.Adda celowo rozdziawił usta, grając rolę ogłupiałego turysty.–Daję słowo – mruknął.– Ale ludzi.Medyk odchylił głowę i roześmiał się.–W porządku, Adda.Może zasłużyłem sobie, ale chyba nie powinieneś mieć mi za złe, że interesuje mnie twoja reakcja na to wszystko.Takie sceny mogą być dla ciebie czymś niemal niewyob-rażalnym, biorąc pod uwagę to, że kiedyś żyłeś w nadpływie.Stary myśliwy rozejrzał się dookoła, próbując objąć wzrokiem całą scenerię – ogromny wytwór ludzkich rąk, czyli Miasto, tysiąc ludzi zgromadzonych tylko w jednym celu, prawie niewiarygodne bogactwo dworzan w Loży, ich zbytkowne stroje, słodycze i służbę, aerobatów wymachujących kończynami w zamaszystym tańcu.–Tak, to robi wrażenie – przyznał.Szukał właściwych słów, żeby wyrazić swoje uczucia.– I nie tylko.To w jakimś sensie podnosi na duchu.Skoro ludzie pracują razem, możemy rzucić wyzwanie samej Gwieździe.Chyba dobrze jest wiedzieć, że nie wszyscy muszą walczyć o przetrwanie w Powietrzu i wegetować jak Istoty Ludzkie.A jednak…A jednak, czy musiało istnieć bogactwo i bieda? Miasto było wspaniałe, ale w porównaniu z Gwiazdą wydawało się czymś małym (i zapewne nie było większe niż kciuk Ur-człowieka).Lecz nawet w malutkich ścianach Parz występował sztywny podział naklasy: dworzanie w Loży, odgradzający się od mas, Góra i Dół oraz istniejące między nimi, niewidoczne, ale bardzo realne bariery.Dlaczego tak miało być? Wydawało się, że ludzie budują takie osady tylko po to, żeby znaleźć sposób dominowania nad innymi ludźmi.Muub słuchał niezgrabnych wywodów Addy.–Ależ to jest nieuniknione – odparł z obojętną miną.– Musisz dysponować jakąś strukturą – hierarchią -jeśli chcesz kierować skomplikowanymi, wzajemnie zależnymi systemami, które podtrzymują połączoną społeczność Miasta i zagłębia.Tylko w ramach tak zorganizowanej społeczności człowiek może sobie pozwolić na sztukę, naukę, mądrość – nawet na rozrywkę w najpodlejszym gatunku, taką jak te Igrzyska.A hierarchie wiążą się z władzą.– Uśmiechnął się protekcjonalnie do Addy.– Ludzie nie są zbyt szlachetni, nadpływowcze.Rozejrzyj się dookoła siebie.Ciemna strona ich natury ujawnia się za każdym razem, gdy któryś z nich czuje, że może przechytrzyć drugiego.Adda pomyślał o swojej młodości w nadpływie, kiedy świat nie był jeszcze taki perfidny.Przypominał sobie grupy myśliwych, złożone z pięciu, sześciu osób: mężczyzn i kobiet, całkowicie zanurzonych w cichym Powietrzu, uważnych, wyczulonych na otaczające ich środowisko.Współpracując ze sobą, ci ludzie byli całkowicie świadomi wzajemnych powiązań i pełni życia.Uświadomił sobie, że lekarz jest typowym obserwatorem, uważającym się za kogoś lepszego od całej reszty, lecz w gruncie rzeczy po prostu obojętnym i zimnym.Jedyny sensowny sposób życia polegał na byciu sobą, zarówno w świecie jak i w towarzystwie innych.Miasto przypominało potężną machinę skonstruowaną tak, aby zniechęcać obywateli do tego rodzaju zachowania – żeby ich odstręczać.Nic dziwnego, że młodzi ludzie wydostawali się z wlotów przeładunkowych i osiedlali na Skórze, ujarzmiając Powietrze dzięki sprytowi i zręczności.Oni szukali życia.Światło zmieniło się.Soczysta żółć Powietrza nad Biegunem wydawała się jaśniejsza.Zaintrygowany starzec odwrócił głowę w kierunku nadpływu.W loży i na stadionie rozległ się pomruk niecierpliwych widzów.Nadworny medyk dotknął ramienia Addy i pokazał mu coś w górze.–Spójrz.Surferzy.Widzisz ich?Surferzy tworzyli sześciokątny szyk; wyglądali jak błyszczące plamki rozproszone w Powietrzu.Nawet dotychczas obojętny Muub był podniecony i chyba zastanawiał się, co czują ci śmiałkowie, poskramiając pływ na takiej wysokości, tak daleko od Miasta.Jednakże Addę nadal niepokoiła subtelna zmiana.Mierzył wzrokiem linię horyzontu, przeklinając ścianę z przezroczystego drewna, która zniekształcała widok.Wreszcie dostrzegł coś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]