[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nigdy tego tam nie by³o.Co tomo¿e byæ?Chyba chcê krzyczeæ.Chyba chcê siê odwróciæ i uciec, ry-zykuj¹c spotkanie z istot¹ przyczajon¹ za moimi plecami, alezanim zdo³am cokolwiek uczyniæ, otwieraj¹ siê tylne drzwidomu i w gêstniej¹c¹ ciemnoœæ wypada przera¿aj¹ca postaæ.Ma w sobie coœ z cz³owieka, ale nim nie jest.Jest skulona,prawie bia³a, z podniesionymi workowatymi ramionami.Niema twarzy, a mimo to krzyczy gard³owym g³osem przypo-minaj¹cym g³os nura.Rozpoznajê Johannê.Uciek³a z trum-ny, lecz nie zdo³a³a uwolniæ siê od ca³unu.Jak szokuj¹co szybka jest ta postaæ! Nie sunie majesta-tycznie, jak wedle powszechnego mniemania powinny czyniæduchy, tylko w zaskakuj¹cym tempie wybiega na podjazd.Czeka³a w domu przez wszystkie sny, podczas których sta-³em jak sparali¿owany, by teraz, kiedy zerwa³em niewidzial-ne pêta, wreszcie mnie dopaœæ.Oczywiœcie zacznê krzyczeæ,jak tylko poczujê odór jej wzdêtego, rozk³adaj¹cego siê cia³ai ujrzê czarne szeroko otwarte oczy wpatrzone we mnie spodbia³ego ca³unu.Zacznê krzyczeæ, jak tylko poczujê, ¿e opusz-czaj¹ mnie zmys³y.Zacznê krzyczeæ.ale oprócz nurów tunie ma nikogo, kto by mnie us³ysza³.Wróci³em do Mander-ley, lecz tym razem zostanê tu na zawsze.Kiedy bia³a, wrzeszcz¹ca postaæ wyci¹gnê³a do mnie rêce,obudzi³em siê na pod³odze sypialni.Krzycza³em schrypnie-64 WOREK KOŒCItym g³osem i uderza³em g³ow¹ w coœ twardego.Ile czasu mi-nê³o, zanim uœwiadomi³em sobie, ¿e ju¿ nie œpiê i ¿e nie je-stem w Sarze Laughs? Ile czasu minê³o, zanim siê domyœli-³em, ¿e we œnie wypad³em z ³Ã³¿ka, po czym przewêdrowa³emna czworakach przez ca³y pokój, dotar³em w k¹t i od d³u¿sze-go czasu wali³em g³ow¹ w œcianê, niczym pensjonariusz za-k³adu dla psychicznie chorych.Nie mam pojêcia i nie mia³em go wtedy, poniewa¿ nie by-³o pr¹du, wiêc nie dzia³a³ elektryczny zegar przy ³Ã³¿ku.Wiemtylko, ¿e pocz¹tkowo nie chcia³em opuœciæ mego k¹ta, gdy¿czu³em siê w nim bezpiecznie, oraz ¿e pozostawa³em w mocysnu d³ugo po tym, jak siê obudzi³em - najprawdopodobniejdlatego, ¿e nie mog³em w³¹czyæ œwiat³a i wyzwoliæ siê spodjego uroku.Ba³em siê, ¿e jak tylko wype³znê z k¹ta, bia³ystwór wybiegnie z martwym krzykiem z ³azienki i dokoñczyto, co zacz¹³.Wiem tak¿e, i¿ dr¿a³em, jak w febrze oraz ¿eby³em mokry i zziêbniêty od pasa w dó³, poniewa¿ odda³emmocz.Mokry i przera¿ony, trzês³em siê wtulony w k¹t sypialni,gapi³em siê w ciemnoœæ i zastanawia³em siê, czy istniej¹ sen-ne koszmary, które potrafi¹ wpêdziæ cz³owieka w szaleñstwo.Owej marcowej nocy niewiele brakowa³o, ¿ebym przekona³siê o tym na w³asnej skórze.Wreszcie poczu³em siê na tyle pewnie, by zaryzykowaæpowrót do ³Ã³¿ka.Mniej wiêcej w po³owie drogi œci¹gn¹³emprzemoczone spodnie od pi¿amy i w trakcie tej czynnoœcistraci³em orientacjê.Przez kolejnych piêæ surrealistycznychminut (a mo¿e tylko dwie?) czo³ga³em siê zdesperowany popod³odze w³asnej sypialni, wpada³em na sprzêty, przewraca-³em meble, jêcza³em boleœnie, kiedy moja wyci¹gniêta naoœlep rêka trafia³a na jakiœ przedmiot, za ka¿dym razem wy-dawa³o mi siê bowiem, ¿e dotykam bia³ej zjawy.Wszystkoby³o nowe i obce.Ca³kowicie zdezorientowany, pozbawio-ny pokrzepiaj¹cego wsparcia zielonych cyferek zegara, rów-nie dobrze móg³bym pe³zaæ po pod³odze meczetu w AddisAbebie.Rozpaczliwa wêdrówka dobieg³a koñca, kiedy r¹bn¹³embarkiem w ³Ã³¿ko.Wsta³em, zdar³em poszewkê z poduszki,wytar³em krocze i uda, po czym wpe³z³em do ³Ã³¿ka, przykry-³em siê kocami i trzês¹c siê jak galareta, s³ucha³em ³omotaniamarzn¹cego deszczu w parapet.WOREK KOŒCI 65Tej nocy nie by³o ju¿ mi dane zaznaæ snu, wspomnieniezaœ tego, z którego siê obudzi³em, wcale nie zblak³o, choæ takw³aœnie zazwyczaj dzieje siê ze snami.Le¿a³em na boku,dreszcze powoli ustêpowa³y, i myœla³em o trumnie na pod-jeŸdzie.By³a w tym nawet jakaœ szaleñcza logika: Jo kocha-³a Sarê, wiêc jeœli mia³aby gdziekolwiek pojawiaæ siê jakoupiór, to w³aœnie tam.Ale dlaczego chcia³a zrobiæ mi krzyw-dê? Czy mia³a powód, ¿eby mnie zaatakowaæ? Nawet je¿elitak, to ja go nie zna³em.Czas powoli mija³, a¿ wreszcie nadesz³a chwila, kiedy nie-przenikniona do tej pory ciemnoœæ zaczê³a powoli nasi¹kaæszarym œwitem.Sylwetki mebli majaczy³y w niej jak nieru-chomi stra¿nicy we mgle.Poczu³em siê trochê lepiej.WyraŸ-nie lepiej.Postanowi³em, ¿e rozpalê ogieñ w kuchennym pie-cu na drewno, zaparzê sobie mocn¹ kawê i zacznê zapominaæo tym, co siê sta³o.Usiad³em w ³Ã³¿ku, opuœci³em stopy na pod³ogê, podnio-s³em rêkê, by odgarn¹æ z czo³a mokre w³osy.Zamar³emz d³oni¹ przed oczami.To musia³o siê zdarzyæ, gdy czo³ga³emsiê po pogr¹¿onym w ciemnoœci pokoju.Zrani³em siê, ale niepoczu³em bólu.Na wierzchu rêki, tu¿ za k³ykciami, znajdo-wa³o siê p³ytkie, zaschniête rozciêcie.5.Worek koœciRozdzia³ 5Kiedyœ, kiedy mia³em szesnaœcie lat, dok³adnie nad moj¹g³ow¹ samolot przebi³ barierê dŸwiêku [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •