[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.¯e klawiszom bezczelnym radoœæ z tego pusta,Oddaj im palce swoje, a mnie swoje usta.CXXIXTrwonieniem ducha i hañb¹ plugaw¹Jest wybuch ¿¹dzy; a zanim nast¹pi,Jest wiaro³omn¹, mordercz¹ i krwaw¹,Dzik¹, okrutn¹, podstêpów nie sk¹pi.Doœæ j¹ nasyciæ, a niezw³ocznie brzydzi.Bezmyœlnie za ni¹ mkn¹, a gdy dopadn¹,Bezmyœlnie ka¿dy wnet jej nienawidzi,Jakby sza³ po³kn¹³ wraz z przynêt¹ zdradn¹.W szale dopêdza i w szale posiada.Mia³a, czy chce mieæ, czy ma- rozpasana.Rozkosz- gdy roœnie, ¿a³oœæ- gdy opada;Wczeœniej- uciecha, a sen- gdy doznana.Œwiat wie to.Jednak rzecz to niedociek³a,Jak wzgardziæ niebem wiod¹cym do piek³a?CXXXVIIIGdy mi³a klnie siê, ¿e ni¹ prawda rz¹dzi,Wierzyæ jej pragnê, chocia¿ wiem, ¿e k³amie.Jak o m³odzieñcu niechaj o mnie s¹dzi,Nie obznajmionym z œwiata podstêpami.S¹dzê wiêc z³udnie, ¿e mnie za m³odzikaBierze, choæ przesz³y piêkne lata moje.Wierzê z uœmiechem k³amstwom jej jêzykaI oto prawdê kryjemy oboje.Czemu nie powie, ¿e niesprawiedliwaJest? Czemu o mej nie mówiê staroœci?W mi³oœci ufnoœæ najpiêkniejsza bywa,Lecz staroœæ lat swych nie chce znaæ w mi³oœci.Ona mi k³amie, ja j¹ ok³amujê;Tak fa³sz fa³szowi pochlebiaæ próbuje.CXXXIXO, nie ka¿, abym mia³ chwaliæ, nie ganiæ,Krzywdê w me serce s¹czon¹ wystêpnie,Chciej mnie nie okiem, lecz jêzykiem raniæ.Masz si³ê; si³¹ zabij, nie podstêpnie.Powiedz, ¿e kochasz innego, a jednakW mej obecnoœci nie strzelaj oczyma;Po có¿ podstêpem masz raniæ, gdy biednaObrona moja mocy twej nic wstrzyma?Niech ciê rozgrzeszê: wie mi³a, jak szkodziJej œlicznych oczu z³owrogie spojrzenie,Wiêc od mej twarzy tych wrogów odwodzi,By w innych miejscach siali spustoszenie.Nie czyñ tak: jestem ju¿ niemal nie¿ywy;Zabij mnie wzrokiem, ucisz ból straszliwy.CXLB¹dŸ równie m¹dr¹, jak jesteœ okrutn¹;Nie dra¿nij wzgard¹ niemej cierpliwoœci,Gdy¿ znajdê s³owa, by wyraziæ smutn¹Boleœæ m¹, której nie dasz krzty litoœci.Pozwól doradziæ: wcale nie zaszkodziGdy nie kochaj¹c powiesz: Kocham, mi³y.Konaj¹cemu, kiedy œmieræ nadchodzi,Lekarz powiada, ¿e odzyska si³y.Oszaleæ muszê, gdy bêdê w rozpaczy,I Ÿle o tobie powiem coœ w ob³êdzie.Z³y œwiat to k³amstwo gorzej przeinaczy;W szalonych uszach sza³ ten prawd¹ bêdzie.Wiêc aby takiej unikn¹æ obmowy,Choæ serce zerka, nie odwracaj g³owy.CXLIKlnê siê, ¿e oczy me ciê nie kochaj¹,Ka¿de z nich tysi¹c wad w tobie znajduje;Serce me kocha to, czym pogardzaj¹;Na przekór temu, co widz¹, mi³uje.Mowy twej tony mych uszu nie ciesz¹,Dotyk nie budzi przyziemnych sk³onnoœci,Smak i wêch wcale na ucztê nie spiesz¹,Byœ nasyci³a je na osobnoœci.Lecz mych piêæ klepek ani mych piêæ zmys³Ã³wSerca g³upiego odci¹gn¹æ nie zdo³aOd s³u¿by tobie, która sercem pysznymZmieniasz mnie w szcz¹tek ludzki i pacho³a.W pladze tej jedno tylko mo¿e cieszyæ:Bólem mi p³aci, gdy ka¿e mi grzeszyæ.CXLVIIIO, jakie¿ w g³owê m¹ w³o¿y³a oczyMi³oœæ, ¿e widz¹ nie to, na co patrz¹?Lub, jeœli widz¹, gdzie siê s¹d mój stoczy³,¯e mu na opak obrazy t³umacz¹?Jeœli jest piêkny obraz ich mi³oœci,Co ma na myœli œwiat, ¿e temu przeczy?Jeœli siê myl¹, Mi³oœæ s³usznie g³osi,¯e wzrok kochanków widzenie kaleczy.Lecz jak ma oko Mi³oœci byæ r¹cze,Gdy za³zawione jest wci¹¿ i bezsenne?Nic wiêc dziwnego, ¿e wzrok mi siê pl¹cze:Za chmur¹ œlepnie i s³oñce promienne.Chytra Mi³oœci! Oœlepiasz mnie ³zami.Bym ciê nie ujrza³ z wszystkimi wadami.CXLIXOkrutna! Mówisz, ¿e nie kocham ciebie,Gdy bój dla ciebie toczê przeciw sobie?Czy nie dla ciebie zapominam siebie,Tyranko, myœl¹c bez przerwy o tobie?Który z twych wrogów jest mym przyjacielem?Kogo nie lubisz ty, a ja go chwalê?A gdy brew marszczysz, czy nie znoszê wieleKar z w³asnej woli, gorzko siê nie ¿alê?Czy zalet moich przytoczysz przyk³ady,Które od s³u¿by tobie pycha wstrzyma,Skoro najlepsze we mnie czci twe wadyNa rozkaz, który mi rzucasz oczyma?NienawidŸ, mi³a.Pojmujê, co czujesz:Oœlep³em; a ty widz¹cych mi³ujesz.CLIVUsn¹wszy kiedyœ ma³y Bóg Mi³oœciOd³o¿y³ serca-jarz¹c¹ pochodniê;Wówczas nimf kilka, ¿yj¹cych w czystoœci,Przysz³o na palcach, a Jedna swobodnieW sw¹ d³oñ dziewicz¹ ten p³omieñ ujê³a,Który rozpali³ wiernych serc miliony.Gdy Wodza ¿¹dzy drzemka ogarnê³a,Rêk¹ dziewicy zosta³ rozbrojony.Pochodniê w ch³odnej studni ugasi³a,Która jest odt¹d niby zdrój gor¹cyI siê w lecznicze Ÿród³o przemieni³aDla chorych.Ja te¿ przyby³em cierpi¹cy.Lecz choæ ogrza³a je mi³oœæ, zaszkodzi,Gdy¿ ¿adna woda mi³oœci nie ch³odzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]