[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kirsty byłaby naprawdę zadowolona, gdyby miała coś, na co mogłaby się gapić.Miała już dość pustki, więc sięgnęła pod stolik i podniosła kostkę.Była nieco cięższa niż ją zapamiętała.Musiała usiąść i dokładnie ją zbadać.Nie było wiele do oglądania.Nie było dziurki na kluczyk.Nie było też zawiasów.Bez względu na to, czy oglądała ją tysiąc razy, czy jeden raz - nie potrafiła jej otworzyć.Była pewna, że kostka nie jest wykonana z jednej części.Musiał istnieć sposób, by ją otworzyć.Jaki?Trzaskała nią o stolik, potrząsała, ciągnęła, naciskała.Wszystko bez rezultatu.Dopiero kiedy obróciła się na bok, w jasnym świetle lampy zobaczyła drobne szczegóły konstrukcji.Na ścianie kostki były mikroskopijnej wielkości przerwy, gdzie jeden kawałek łamigłówki zachodził na inny.Byłyby całkiem niewidoczne, ale zostały tam drobinki krwi, zdradzając skomplikowane połączenia części.Pracując systematycznie, rozpoznawała konstrukcję, metodą prób i błędów naciskała i popychała części.Po liniach zorientowała się w ogólnej geografii zabawki.Bez nich mogłaby się nią bawić bez rezultatu do końca.Możliwości manewru były jednak znacznie ograniczone dzięki odkrytym krawędziom elementów składowych zabawki.Przez jakiś czas usiłowała rozpracować układankę, aż w końcu jej cierpliwość została nagrodzona.Delikatny trzask i nagle oczom jej ukazały się polakierowane, lśniące ścianki wewnętrzne.W środku była po prostu piękna.Wypolerowane powierzchnie, jak najszlachetniejsza perła, ukazywały kolorowe cienie.Zdawało się, że poruszają się w świetle.Dała się też słyszeć muzyka.Prosta melodyjka, dobywała się z wnętrza elementów kryjących mechanizm pozytywki.Zachęcona sukcesem, pracowała nad zabawką dalej.Mimo że udało jej się usunąć jedną część, reszta ani drgnęła.Każdy segment stawiał wobec jej umysłu i palców nowe zadania.Każde zwycięstwo nagradzane było kolejną frazą melodii.Zdejmowała już czwarty element, kiedy usłyszała bicie dzwonu.Przestała się bawić i spojrzała w górę.Coś było nie tak.Albo jej zmęczone oczy myliły ją, albo mglisto białe ściany poruszyły się nieco.Odłożyła kostkę, wstała z łóżka i podeszła do okna.Dzwon wciąż dzwonił jednostajnym biciem.Odsunęła nieco zasłony.Była noc.Za oknem wiał przejmujący wiatr.Liście przewalały się po trawniku przed szpitalem.Jednak odgłos dzwonu nie dochodził z zewnątrz.Raczej zza jej pleców.Wypuściła z rąk zasłonę i odwróciła się.Kiedy spojrzała na pokój, lampka nocna przy łóżku zamigotała niczym żywy ogień.Instynktownie sięgnęła po kostkę.Fragmenty jej i te dziwne znaki musiały mieć z sobą coś wspólnego.Kiedy dotknęła kawałków kostki, światło całkiem zgasło.Nie znalazła się jednak w ciemnościach.Nie była też sama.Na końcu łóżka coś fosforyzowało.Dostrzegła jakąś postać.Ciało, które przekroczyło jej wyobrażenie - haki, blizny.Kiedy postać przemówiła, nie miała bynajmniej głosu przepełnionego bólem.- To się nazywa Konfiguracja Lemarchanda powiedziała postać, wskazując na kostkę.Kirsty spojrzała.Kawałki kostki nie leżały już na jej dłoni, ale unosiły się kilkanaście centymetrów ponad nią.W cudowny sposób kostka składała się sama, bez niczyjej pomocy.Kawałki wsuwały się na swoje miejsce po kolei i wreszcie cała konstrukcja znów była całością.Na wypolerowanych płaszczyznach dziewczyna dostrzegała pokrzywione odbicia twarzy duchów poskręcanych przez zawiść albo nierówność ścian kostki.Przybysz znów zaczął mówić:- Kostka jest przeznaczona do rozłupywania powierzchni rzeczywistości - powiedział.-Jest to rodzaj inwokacji, za pomocą której można powiadomić o czymś Cenobitów.- Kogo?- Ty to zrobiłaś nieświadomie - powiedział gość.- Prawda?- Tak.- To już miało miejsce wcześniej - odpowiedział.- Ale jest na to sposób.Nie można zamknąć Schizmy, aż nie weźmiemy tego, co do nas należy.- To chyba jakaś pomyłka.- Nie próbuj walczyć.Nie masz na to wpływu.Musisz mi teraz towarzyszyć.Potrząsnęła głową.Miała już dość koszmarów na całe życie.- Nie pójdę z tobą, do cholery, nie pójdę.Kiedy to mówiła, do pokoju weszła pielęgniarka, której nie rozpoznała - pewnie z nocnej zmiany.- Czy pani mnie wzywała? - zapytała.Kirsty spojrzała na Cenobitę, a potem znowu na pielęgniarkę.Stali może w odległości jednego metra od siebie.- Ona mnie nie widzi - powiedziała postać.- Ani nie słyszy.Ja należę do ciebie, Kirsty.A ty do mnie.- Nie - powiedziała.- Czy jest pani pewna, że nic nie potrzebuje? - zapytała pielęgniarka.- Wydawało mi się, że słyszałam.Kirsty potrząsnęła przecząco głową.To były przywidzenia, tylko przywidzenia.- Proszę iść do łóżka - powiedziała pielęgniarka.- Przeziębi się pani.Będę tu za pięć minut.- I wyszła.Cenobita zaśmiał się.ROZDZIAŁ JEDENASTYRory stał w sieni i patrzył na Julię.Swoją Julię.Kobietę, której kiedyś poprzysiągł wierność i miłość aż do śmierci.Zdawało mu się wówczas, że nie będzie zbyt trudno dotrzymać danego słowa.Odkąd pamiętał, zawsze idealizował ją.Śnił o niej po nocach, a w ciągu dnia pisywał miłosne poezje.Ale wszystko się zmieniło.Z czasem najwięcej bólu przynosiły mu te częste drobne zmiany.Ostatnio zdarzało mu się wręcz, że wolałby śmierć pod kopytami dzikich koni niż gryzące go podejrzenie, że dawno już utracił radość życia.Nie mógł wręcz uwierzyć, że kiedyś wszystko szło tak doskonale, kiedy teraz tak stał i patrzył na nią.Teraz wszystko spowite było cieniem wątpliwości.Tonęło w brudzie.Był zadowolony tylko z jednej rzeczy: wyglądała na zmartwioną.Może znaczyło to, że w powietrzu wisi jej spowiedź wobec niego.Może zechce wyrzucić wreszcie z siebie swe tajemnice, a on będzie mógł jej wszystko wybaczyć.- Wyglądasz na zasmuconą - powiedział.Wahała się przez moment, a potem powiedziała:- To bardzo trudne, Rory.- Co?Wyglądała tak, jakby nawet nie miała siły zacząć.- Co? - powtórzył.Mam ci tyle do powiedzenia.Zauważył, że tak mocno ściska poręcz schodów, aż palce zbladły jej całkowicie.- Słucham cię - zaofiarował się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •