[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Hej, kochanie! Właśnie takiej jak ty mi trzeba.Jadę do ScErgo, najlepszego klubu w mieśne.Wskakuj do środka!- Spadaj! - warknęła.Złapał ją za ramię i zaczął wciąpać do samochodu.- Nie bądź taka niedotykalska! - zawołał.Tweed szybko przebiegł przez ulicę i już zamierzał rzucić się na napastnika, kiedy przed jego oczami rozegrała się niezwykła scena.Ruchy Lucindy były zbyt szybkie, żeby mógł zobaczyć, co dokładnie zrobiła.Złapała mężczyznę w pasie i odepchnęła od siebie tak, że jego głowa uderzyła o otwarte drzwi samochodu, co spowodowało, że stracił przytomność.Podniosła potem jego bezwładne ciało i wepchnęła do samochodu twarzą do dołu.Pochyliła się i sprawdziła tętno nieprzytomnego, a potem wyjęła kluczyki ze stacyjki i wrzuciła je do studzienki ściekowej.- Eędzie żył - powiedziała spokojnie, kiedy nadszedł Iweed.-Tętno ma regularne jak zegarek.Odprowadzisz mnie do domu?- Oczywiście.Zamierzał jej powiedzieć, że musi wracać na Park Crescent, ale teraz nie miałwyboru.Usiadł za kierownicą swojego samochodu, który już czekał przed restauracją.Usłyszał dźwięk silnika porsche i ruszył za wozem Lucindy, która pędziła jak szalona.Miał nadzieję, że nie trafią na policję.Pustymi ulicami dotarli wkrótce do Park Lane i skręcili ku dzielnicy Mayfair.Lucinda zjechała w przecznicę, pilotem otworzyła drzwi podziemnego parkingu i dała mu znak, żeby wjechałza nią, zanim brama się zamknie.Zaparkowała na pustym miejscu, a obok niej wślizgnął się swoim samochodem Tweed.- Świetnie sobie dałaś radę z tą małpą - powiedział, gdy wysiedli.- Jujitsu.- Uśmiechnęła się z satysfakcją.- Bez trudu go obezwładniłam.Poszedł za nią ku windom.Wezwała jedną z nich, a kiedy się otworzyła, wskoczyła do środka i nacisnęła przycisk przytrzymujący drzwi.Czekała na niego ze splecionymi ramionami.- Nie mogę się doczekać tego drinka.Chodź już, nie guzdraj się tak.Tweed walczył z pokusą.Każdy mięsień jego ciała domagałsię, żeby ruszyć ku windzie.Wziął głęboki wdech.- Chciałbym - powiedział.- Naprawdę bardzo.Jesteś wyjątkowo pociągająca.Ale muszę wracać na Park Crescent.Oczekuję istotnych informacji dotyczących sprawy tych morderstw.Wybiegła z windy i rzuciła mu się na szyję, przytuliła się i namiętnie pocałowała.On też ją objął i pocałował, ale jednocześnie delikatnie popychał z powrotem do windy.Wtedy wyjęła skądś swoją wizytówkę i wsunęła mu ją do kieszeni.- Teraz będziesz wiedział, gdzie mnie szukać.Dziękuję za wspaniały wieczór.Już miał wejść za nią do windy, kiedy Lucinda nacisnęła dwa guziki.Kiedy drzwi się zamykały, posłała mu jeszcze pocałunek.Na sztywnych nogach wrócił do swojego samochodu, zły na siebie, że nie poszedłza nią.Musiał jednak pamiętać, że również była osobą podejrzaną w tej sprawie.Nie mógł także zapomnieć, jak szybko i skutecznie obezwładniła zaczepiającego ją mężczyznę.15Kiedy Tweed wrócił do biura, nie było tam już nikogo poza Monicą, która spędzała tam chyba całą dobę.Właśnie przepisywała długi raport dla Buchanana, który wcześniej podyktował jej Tweed.Opowiadał on o wszystkim, co się dotychczas wydarzyło, począwszy od pierwszej wizyty u Arabelli Ashton oraz pierwszego spotkania z Michaelem, a skończywszy na odnalezieniu w lodówce ciała Christiny Barton.Niektóre wydarzenia zostały w raporcie dyskretnie pominięte.Monica pokazała mu kartkę, którą zostawiła dla niego Paula.Mam nadzieję, że spędziłeś wspaniały wieczór.Ja świetnie się bawiłam z Keithem w Ivy.Wyszliśmy o dziesiątej.Keith wciąż usiłuje rozszyfrować liczby w dokumentach Christiny Barton.Pozdrowienia, Paula.Zerknął na zegarek, była pierwsza w nocy.Czas do domu.Monica poradziła mu, żeby wziął taksówkę.Sześciokilometro-wy marsz do domu na pewno nie był dobrym pomysłem i Tweed się zgodził.Taksówkarz zawiózł go na Drayford Street, w części miasta znajdującej się daleko za Holland Park.Prysznic, który wziął ostatkiem sił, zwalczył senność i Tweed długo leżał w łóżku, myślami wracając do ludzi, z którymi rozmawiał w Abbey Grange, a potem w Santorini.Przed oczami nieustannie pojawiało się wspomnienie Lucindy.Znów zaczął się zastanawiać, czy popełnił błąd, kiedy nie wszedł za nią do windy i został sam w podziemnym garażu.Taka fascynująca kobieta, może powinien za nią pójść.W końcu zapadł w głęboki sen.- Czy jadłeś śniadanie? - zapytała Paula, kiedy następnego ranka wchodził do gabinetu.-Nie.Wyszła i po półgodzinie wróciła z talerzem, który przyniosła z pobliskich delikatesów.Zdjęła metalową przykrywkę i odsłoniła jajecznicę z dwóch jaj na szynce i smażone pomidory.Wszyscy obecni przyglądali się, jak pałaszuje swoje śniadanie, popijając kawą, którą przygotowała Monica.Poczuł się jak nowo narodzony, kiedy wytarłserwetką usta i rozejrzał po gabinecie.Newman siedział pogrążony w lekturze najnowszego numeru„Daily Nation".Marler stał oparty o ścianę i palił papierosa.Obok niego Paula w skupieniu sporządzała jakiś spis.Harry Butler sprawdzał mechanizm leżącego przed nim walthera, a Pete Nield czytał kartki, które podawała mu Paula.Tweed wstał i włożył płaszcz.- Idziesz gdzieś? - zapytała Paula.- Idę, a ty idziesz ze mną.Pamiętasz tego prywatnego detektywa, Johna Jacksona, którego wynajęła Annę Barton? Złożymy mu wizytę.Parson Street 159, dzielnica Shadwell.- Shadwell? - Butler włożył pistolet do kabury na biodrze.- Jeśli tam jedziecie, to nie będziecie sami.Pojedziesz z Paulą swoim samochodem, a my za wami: Pete, ja i Bob Newman.- Czy to naprawdę konieczne?- Jedziecie do Shadwell.To konieczne.Zostawili w biurze Marlera i Monice.Na zewnątrz zastali ołowiane niebo i nieprzyjemny deszcz; londyńska pogoda w lutym nie zachęcała do spacerów.Kiedy Tweed zasiadł za kierownicą, Paula sprawdziła swojego browninga i upewniła się, że gładko wychodzi z kabury ukrytej w torebce.- Harry chyba przesadza - narzekał Tweed.- Nie sądzę.Dobrze zna te rewiry.Wkrótce wyjechali z West Endu i atmosfera wokół się zmieni ła.Ulice zapełniały rzędy brzydkich domków szeregowych, tylko od czasu do czasu widać było nowoczesne biurowce.Przejechali obok jakiegoś targu zastawionego kramami warzywnymi.Zadzwoniła komórka Pauli.- Tu Harry.Jesteśmy już w Shadwell i mamy mieć oczy dooko ła głowy.- Przecież jadą za nami samochodem Newmana.Bob kieruje, Harry siedzi obok niego, a Nield z tyłu.Wyglądamy jak bandyci w drodze na bitwę gangów powiedział Tweed rozbawionym głosem.- Harry wie, co robi - odcięła się Paula.- Zwolnij, zaraz będziemy skręcać w Parson Street.- To miejsce wygląda okropnie - zauważył Tweed, wjeżdżając w nową ulicę.- Ale jako że John Jackson prowadził małą agencję, musiał się pewnie liczyć z każdym groszem.Zaparkował przy rozpadającym się krawężniku wąskiej uliczki.Pod numerem 159 stał mizernie wyglądający domek szeregowy z przykręconą na ścianie tablicą: JOHN JACKSON, PRYWATNA AGENCJA DETEKTYWISTYCZNA.Witrażowe okno w drzwiach wejściowych było zaskakująco czyste.Drzwi otworzyły się akurat w chwili, kiedy Tweed z Paulą wysiadali.Tweed z przyjemnością stwierdź;:'!, że jego eskorta jest niewidoczna.U boku Tweeda pojawił się wysoki jegomość w zniszczonym prochowcu i naciągniętej na czole czapce [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •