[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Proszę otworzyć ostatnią butelkę – polecił pan kierownik.Dozorca ucieszył się i zaczął opowiadać:– Erni siedział w twierdzy w Teresinie i tak znakomicie symulował tam paranoję, że przywieźli go do nas.Nie upłynął tydzień, a Erni stał się ulubieńcem domu wariatów.Przystojny, znał języki, ale pewnego razu nie mogliśmy go znaleźć, usnął podobno w tej tam altance.A nazajutrz przyszli z policji kryminalnej i powiadają: „Posłuchajcie, wydaje się nam, że Erniego widziano na placu Świętego Wacława.Pilnujcie go tu dobrze!” Kontrolowaliśmy więc Erniego co godzinę.A tu pewnego wieczora jego łóżko znowu puste! Zawiadomiliśmy o tym policję kryminalną, a następnego ranka przyszedł Erni z ogrodu i ziewając powiada, że znów zasnął w tamtej altance.Przyjechali z policją i mówią: „No tak, zgadza się.Erni zrobił w nocy kasę w Bernie!”– Panowie – spytał strażnik – nie jesteście wy przypadkiem kasiarzami?Kierownik wyjął korek i nalał do kieliszków.– Mówię panu – tłumaczył – że urządziliśmy sobie nocny piknik.Czyż mieliśmy pójść do jakiegoś lokalu nocnego i bawić się w dymie? Widzi pan ten cudowny księżyc? Widzi pan te krople rosy na liściach kapusty włoskiej? Słyszy pan, jak w świeżym powiewie szeleszczą liście na drzewach? Ale przyjechali z policją i mówią: „No tak, zgadza się.Erni zrobił w nocy kasę w Bernie”.I co było dalej?Pan kierownik podał strażnikowi kieliszek.Strażnik jednak popijając z wolna nie przestawał myśleć, co też to towarzystwo może tu robić.Dozorca oparłszy się plecami o pień czerwonego buka rozrzucił nogi i bawił się kieliszkiem.– I poszli prosto do Erniego: „A więc to pan zrobił dzisiaj kasę w Bernie!” Młoda pani doktor wyraziła wątpliwość, ale szef policji kryminalnej powiada: „Sądząc po robocie mógł to zrobić tylko Erni, Erni nie jest młynarzem, Erni pracuje w rękawiczkach…” – ciągnął dozorca.– Młynarzami nazywają kasiarzy, co rozpruwają ściany kasy świniąc przy tym siebie i wszystko dokoła.A więc policja kryminalna zaczęła robić rewizję i tam w altance znaleziono jasne ubranie, takie samo, w jakim widziano Erniego na placu Świętego Wacława – mówił dozorca.Fiknął koziołka, po czy podniósł się i chwiejnym krokiem ruszył do altanki, otworzył szklane drzwi i wskazał do środka: – Tu znaleziono to ubranie… A potem przekopywali ogród i tam znaleźli zawinięte w kozłową skórkę kasiarskie narzędzia… chromowana stal… A Erni stał obok drzewa.Jeden z detektywów przyskoczył i założył mu kajdanki.I już go mieli! Za pół roku przysłał nam kartkę: „Wesołego Alleluja życzy wszystkim szczerze oddany Erni”…– Że też tak łatwo dał sobie nałożyć kajdanki? – wyraził wątpliwość kierownik.– To zupełnie proste – powiedział pan Bucefał.– Mnie by tak łatwo obrączek nie założyli! – wykrzyknął pan kierownik.Dozorca ponownie napełnił wszystkie kieliszki, po czym trzymając butelkę szyjką ku ziemi powiedział:– E morta!Raz jeszcze wszyscy stuknęli się kieliszkami.– Powtarzam: mnie by tak łatwo obrączek nie założyli – krzyknął kierownik.– Na pewno by założyli – oświadczył pan Bucefał i podskoczywszy z niewiarygodną łatwością włożył kierownikowi stalowe kajdanki.Panowała cisza, blask księżyca jakby przez soczewkę skupił się na metalowych obrączkach.– Jest pan aresztowany – oznajmił pan Bucefał.– Oto co usłyszał Erni – wycedził z wolna kierownik.– Nie tylko on – sprostował pan Bucefał.– Proszę się na mnie nie gniewać, panie kierowniku.Oto moja odznaka, a oto nakaz aresztowania.Po Wiktora… pana Wiktora przyjdziemy jutro.W jego wypadku nie grozi niebezpieczeństwo aresztowania.Przez dziesięć dni pracowałem z panem proponując szczęśliwą przyszłość.Pomógł mi pan zrozumieć technikę waszej pracy.Serdeczne dzięki w imieniu policji kryminalnej.Rzecz jasna, panie kierowniku, będzie mi pana brak… Pana i księżycowych nocy…– A Tolek? – spytał Wiktor.– Bierzemy go pod uwagę jedynie jako świadka – powiedział detektyw.– Ale to przecież pan załatwił drogistę! – wykrzyknął Wiktor.– Załatwiłem, aby was wprowadzić w błąd – wyjaśnił detektyw.– Po południu odesłałem mu pieniądze przekazem pocztowym.Gdy weszli pomiędzy stuletnie buki i blask księżycowy znaczył ich wapiennymi pasami i plamami, detektyw ujął pana kierownika za rękaw.– Pan się na mnie gniewa, panie kierowniku? Taki już mój zawód.Istnieje na świecie podział ról, jak powiedział nam przez parkan ten adwentysta Gorączek… Ma pan więcej takich spraw na sumieniu? Proszę wyznać z ręką na sercu… Ogromne łapówki, oszustwo za oszustwem na miliony… Ale pan się na mnie gniewa? No tak.Proszę mi wierzyć, że gdyby ta „Spokojna Starość” opierała się na realnych podstawach, sam bym z wami poszedł… Wierzy mi pan? Ale może przestanie się pan na mnie gniewać… Byłoby mi przykro, słowo honoru…Poprzez gałęzie drzew księżyc oświetlał ręce w kajdankach.Pochlapany białym blaskiem strażnik stał przy ławce i wołał:– Proszę jeszcze nie odchodzić! Proszę spojrzeć na tę piękną noc.Na ten niezwykły księżyc i na kapustę włoską pełną kropel rosy.Proszę wrócić! Proszę spojrzeć, jaka cudowna jest ta noc!We wnętrzu budynku ktoś zaczął przeraźliwie jęczeć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •