[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I wszystkie — akademickie.Tak że musiano mu wozić jedzenie ciężarówką.Uporawszy się w ten sposób z problemem zaopatrzenia, ruszył do innych urzędów.Pędząc kiedyś samochodem przez Kuźniecki Most, spotkał Nozdriowa.Ten oznajmił z miejsca, że sprzedał już i dewizkę i zegarek.Rzeczywiście — nie miał na sobie ani jednego, ani drugiego.Ale nie dawał za wygraną.Opowiedział, że poszczęściło mu się na loterii: wygrał pół funta oleju, szkło do lampy naftowej i zelówki do dziecinnych bucików, ale zaraz potem mu się nie poszczęściło i musiał, cholera, dołożyć jeszcze własne sześćset milionów.Opowiedział, jak zaproponował Wniesztorgowi, że dostarczy dla zagranicy partię prawdziwych kaukaskich kindżałów.I dostarczył.I zarobiłby na tym masę pieniędzy, gdyby nie świnie Anglicy, którzy zauważyli na kindżałach napis: „mistrz Sawielij Sybiriakow”, i wszystko odrzucili.Zaciągnął Cziczikowa do swojego pokoju i napoił wspaniałym koniakiem, ponoć prosto z Francji, w którym jednak czuło się samogon w całej jego okazałości.Ostatecznie dołgał się aż do zapewnień, że dano mu w przydziale osiemset arszynów materiału, błękitne auto ze złotą tapicerką i nakaz na mieszkanie w pałacyku z kolumnami.Kiedy zaś jego zięć, Miżujew, wyraził wątpliwość, Nozdriow nawymyślał mu nie od Sofronów, lecz zgoła od parszywców.Jednym słowem, znudził się Cziczikowowi tak, że ten nie wiedział, jak od niego uciec.Ale Nozdriowowskie opowieści nasunęły mu myśl, że i sam mógłby się zająć handlem zagranicznym.IVTak też zrobił.Znowu wypełnił ankietę, zaczął działać i zademonstrował całą skalę swoich możliwości.Przepędzał przez granicę stada baranów w podwójnych futrach, między którymi utykał brabanckie koronki, a brylanty przewoził w kołach, dyszlach, uszach i diabli wiedzą jakich jeszcze miejscach.I w krótkim czasie zgromadził prawie pięćset miliardów.Nie dał jednak za wygraną.Wystosował do kogo należy podanie o wydzierżawienie mu pewnej firmy i nie szczędząc tęczowych barw przedstawił wielkie korzyści, jakie to przyniesie państwu.W urzędzie rozdziawiono usta od ucha do ucha — istotnie, korzyści zapowiadały się fantastyczne.Poprosili o wskazanie przedsiębiorstwa.Ależ oczywiście! Mieściło się na Twerskim bulwarze, akurat naprzeciw klasztoru Męki Pańskiej, i nosiło nazwę: „Pampusz na Twerbulu”*.Zwrócono się gdzie należy z zapytaniem, czy coś takiego rzeczywiście istnieje.Odpowiedź brzmiała: owszem, cała Moskwa o tym wie.Znakomicie.— Proszę sporządzić kosztorys.Cziczikow miał już kosztorys za pazuchą.Wydzierżawiono.Cziczikow nie tracąc czasu popędził gdzie trzeba.— Proszę o zaliczkę.— Proszę sporządzić wykaz.W trzech egzemplarzach z odpowiednimi podpisami i pieczątkami.Nie minęły dwie godziny, jak wykaz już był.Według wszelkich reguł.Pieczęci — jak gwiazd na niebie.I podpisy jak się patrzy.— Za dyrektora — Nieuważaj–koryto, za sekretarza — Kuwszynnoje Ryło, za przewodniczącego komisji cen i opłat — Jelizawieta Worobiej.— Zgadza się.Oto zlecenie wypłaty.Kasjer ujrzawszy sumę, aż jęknął.Cziczikow złożył podpis i wywiózł pieniądze trzema dorożkami.A potem pomknął do następnego urzędu.— Proszę o pożyczkę.— Proszę pokazać towary.— Bądźcie uprzejmi wysłać przedstawiciela.— Dawać przedstawiciela!Zgiń, przepadnij, znowu znajomy: Jemielian Rotoziej.Cziczikow zabrał go ze sobą.Zawiózł do pierwszego lepszego magazynu i pokazuje.Patrzy Jemielian i widzi: towarów bez liku.— Ta–ak… I to wszystko pana?— Wszystko.— Jeśli tak — powiada Jemielian — to proszę przyjąć moje gratulacje.Z pana to już nie milioner, tylko trylioner.A Nozdriow, który też się do nich przyczepił, zaczął dolewać oliwy do ognia:— Widzisz tę ciężarówkę z butami? Tę, co wjeżdża do bramy? To jego buty.Potem, ogarnięty zapałem, wyciągnął Jemieliana na ulicę i zaczął pokazywać:— Widzisz te sklepy? Wszystko jego.Cała tamta strona ulicy.Ta też.Widzisz tramwaj? Jego.A latarnie? Też jego.Widzisz? Widzisz?I kręci nim we wszystkie strony, aż Jemielian zaczął błagać:— Wierzę! Widzę!… Tylko mnie już puść.Wtedy wrócili do urzędu.Tam pytają Jemieliana:— No i co?Ten tylko ręką machnął.— Nie da się tego opisać!— No, skoro się nie da, to wydać mu n +1 miliardów.VDalsza kariera Cziczikowa przebiegała w zawrotnym tempie.W głowie się nie mieści, co wyrabiał.Stworzył Zjednoczenie do Wyrobu Żelaza z Drewnianych Wiórów i, oczywiście, dostał natychmiast pożyczkę.Został udziałowcem ogromnej spółdzielni i nakarmił całą Moskwę kiełbasą z padliny.Kiedy dziedziczka Koroboczka, usłyszawszy, że w Moswie „wszystko da się załatwić”, przyjechała nabyć nieruchomość, Cziczikow skumał się z Zamuchryszkinem i Utieszytielnym i sprzedał jej Maneż, naprzeciw Uniwersytetu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •