[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dobry Bo¿e, Morley! - wykrzykn¹³ Wade Frazer.- Coœ ty narobi³ tym swoim.pytaniem?! - Roz³o¿y³ rêce w konwulsyjnym geœcie.- Wszystko siê rozpada!Mia³ racjê.Szczeliny bieg³y ju¿ we wszystkich kierunkach: jeszcze chwila i niebêdzie gdzie postawiæ stopy.Statek, zaœwita³o Morleyowi.Musimy do niegowróciæ.- Babble! - wychrypia³.- ZaprowadŸ nas z powrotem do statku.Ale Babble znikn¹³.Rozgl¹daj¹c siê w otaczaj¹cym go zamêcie, Morley nie móg³dostrzec ani jego, ani pozosta³ych.Na pewno s¹ ju¿ w statku, pomyœla³, i najszybciej, jak móg³, ruszy³ w tamtymkierunku.Nawet Mary.Sukinsyny.Zataczaj¹c siê, dotar³ do szeroko otwartejklapy.Tu¿ obok niego pojawi³a siê szczelina co najmniej pó³torametrowej szerokoœci.Bezwiednie spojrza³ w ni¹ i na samym dnie dostrzeg³ coœ b³yszcz¹cego: by³a toogromna ob³a istota, pozbawiona oczu, p³ywaj¹ca w ciemnej, cuchn¹cej cieczy.Nie zwróci³a na niego najmniejszej uwagi.- Babble! - zaskrzecza³ i z najwiêkszym trudem post¹pi³ krok w kierunku statku.Znalaz³szy siê przy w³azie, wspi¹³ siê z wysi³kiem, pomagaj¹c sobie zdrow¹rêk¹, i stan¹³ w wejœciu.Statek by³ pusty.Zosta³em zupe³nie sam, przemknê³a mu przez g³owê rozpaczliwa myœl.Statek naglezako³ysa³ siê i zatoczy³, reaguj¹c na wstrz¹sy pod³o¿a.Zacz¹³ padaæ deszcz;Seth poczu³ na skórze dotkniêcia czarnych, gor¹cych kropli, jakby nie by³a towoda, lecz jakiœ kwas albo jeszcze inna, mniej sympatyczna substancja.Kroplewywo³ywa³y nieprzyjemne pieczenie, wiêc wszed³ do œrodka, sapi¹c, zanosz¹c siêciê¿kim kaszlem i zastanawiaj¹c, gdzie podziali siê pozostali.Zniknêli bezœladu.Pokuœtyka³ do ekranu, ale w tej samej chwili statek zako³ysa³ siêponownie, tym razem nie odzyskuj¹c równowagi.Zapada siê, pomyœla³ Morley.Muszê startowaæ.Nie mogê d³u¿ej ich szukaæ.Wdusi³ palcem przyciskuruchamiaj¹cy silnik i krêc¹c plastykow¹ kul¹, skierowa³ statek, a wraz z nimsiebie, w mroczne, wstrêtne niebo, bez w¹tpienia zabójcze dla wszelkiego ¿ycia.S³ysza³, jak krople deszczu uderzaj¹ o kad³ub.Co to za deszcz? Jakby kwas albocoœ w tym rodzaju.Niewykluczone, ¿e prze¿re kad³ub i zniszczy zarówno statek,jak i mnie.Usiad³ przed tablic¹ przyrz¹dów, ustawi³ ekran na maksymalne powiêkszenie ikaza³ statkowi zataczaæ szerokie ko³a.Na ekranie pokaza³ siê Budynek,atakowany wœciekle przez wzburzon¹, spienion¹ rzekê.W obliczuniebezpieczeñstwa Budynek przerzuci³ przez rozfalowan¹ wodê prowizoryczny most,po którym szli kobiety i mê¿czyŸni, zmierzaj¹c w jego stronê.Wszyscy byli starzy.Szarzy i delikatni, niczym chore myszy, zbili siê w ciasn¹gromadê, posuwaj¹c siê krok za krokiem w kierunku Budynku.Morley uœwiadomi³sobie, ¿e nie uda im siê do niego dotrzeæ.Kim oni s¹?Wpatruj¹c siê z natê¿eniem w ekran, rozpozna³ swoj¹ ¿onê.By³a stara, jakpozostali.Przygarbiona, s³aba, przera¿ona.W grupie by³a te¿ Susie Smart.Idoktor Babble.Teraz widzia³ ich wszystkich: Russell, Ben Tallchief, GlenBelsnor, Wade Frazer, Betty Jo Berm, Tony Dunkelwelt, Babble, Ignatz Thugg,Maggie Walsh, stary Bert Kosler - ten siê nie zmieni³, bo ju¿ wczeœniej by³stary - Roberta Rockingham i wreszcie Mary.Dopad³ ich Niszczyciel Formy.To on im to zrobi³.A teraz wszyscy wracaj¹ tam,sk¹d przyszli.Na zawsze.¯eby umrzeæ.Nagle kad³ub statku zadŸwiêcza³ przeraŸliwie, wpadaj¹c w potworn¹ wibracjê.Wmetalow¹ powierzchniê uderza³o coœ twardego.Kiedy Seth zwiêkszy³ pu³ap lotu,ha³as usta³.Co to by³o? - zastanawia³ siê, wpatrzony w ekran.I wtedy to zobaczy³.Budynek zacz¹³ siê rozpadaæ.Jego fragmenty, zarówno plastykowe, jak imetalowe, mknê³y w górê, jakby porwane niszczycielskim wiatrem.Przerzuconyprzez rzekê most rozpad³ siê na czêœci.Ci, którzy znajdowali siê na nim,wpadli wraz z jego szcz¹tkami do mulistej, wzburzonej wody i zniknêli bezœladu.Nie mia³o to jednak ¿adnego znaczenia, bo sam Budynek tak¿e umiera³.Nieuda³oby im siê w nim ukryæ.Tylko ja jeden prze¿y³em, pomyœla³ Seth Morley.Jêkn¹wszy rozpaczliwie,zakrêci³ plastykow¹ kul¹.Statek przesta³ zataczaæ szerokie krêgi i skierowa³siê najkrótsz¹ drog¹ w stronê osiedla.Nagle silnik umilk³.Morley s³ysza³ tylko uderzenia kropli o kad³ub.Maszyna zaczê³a siê zeœlizgiwaæw dó³, z ka¿d¹ chwil¹ nabieraj¹c prêdkoœci.Zamkn¹³ oczy.Zrobi³em wszystko, co mog³em, powiedzia³ w duchu.Wykorzysta³emka¿d¹ szansê.Próbowa³em ze wszystkich si³.Uderzenie wyrzuci³o go z fotela i cisnê³o na pod³ogê.Kad³ub rozpad³ siê zhukiem, a on poczu³, ¿e zalewa go kwaœny, piek¹cy deszcz.Gdy otworzy³ oczy,stwierdzi³, ¿e krople wypali³y ju¿ dziury w jego ubraniu i zaczynaj¹ po¿eraæcia³o.Dostrzeg³ to w u³amku sekundy, a potem czas jakby zatrzyma³ siê wmiejscu, podczas gdy wrak maszyny kozio³kowa³ po ziemi, orz¹c szerok¹ bruzdê.Morley nie czu³ ju¿ strachu, rozpaczy ani bólu, tylko przygl¹da³ siê œmiercistatku - i swojej - jak postronny, niezaanga¿owany obserwator.Statek wreszcie znieruchomia³.Zapad³a cisza, wype³niona delikatnym szmeremgêstych kropli deszczu.Morley le¿a³ zagrzebany do po³owy w rumowiskusk³adaj¹cym siê ze szcz¹tków tablicy przyrz¹dów i ekranu.Jezu, pomyœla³.Wszystko posz³o w drzazgi, a za chwilê ziemia otworzy siê i po³knie statek imnie.Ale to nie ma znaczenia, bo ja i tak umieram.W pustce, beznadziejnoœci iosamotnieniu.Jak wszyscy, którzy przeszli przez to wczeœniej.Orêdowniku,ujmij siê za mn¹, poprosi³ bezg³oœnie.Zast¹p mnie.Umrzyj za mnie.Czeka³,s³ysz¹c jedynie szmer deszczu.Rozdzia³ piêtnastyZgorzknia³y Tony Dunkelwelt porzuca szko³ê i wraca do miasteczka, w którym siêurodzi³.Glen Belsnor zdj¹³ z bol¹cej g³owy poliencefaliczny cylinder, od³o¿y³ goostro¿nie na bok i wsta³ z wysi³kiem.Dotkn¹wszy czo³a, poczu³ wyraŸny ból.Toby³o okropne, pomyœla³.Tym razem zupe³nie nam siê nie uda³o [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •