[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stali od strony ¿arz¹cych siêpopo³udniowym s³oñcem okien, wiêc nie od razu.dostrzeg³ rysy twarzy drugiego zgoœci.Dopiero gdy zmarszczy³ brwi, zauwa¿y³ twarz mê¿czyzny po czterdziestce,którego skronie i grzywka pokry³y siê ju¿ srebrnym nalotem.Goœæ trzyma³ w rêkuwojskow¹ czapkê.- Willi?.- jêkn¹³ z zaskoczenia i radoœci.- A co ty tu robisz?!Siwiej¹cy ³apiduch klepn¹³ ordynatora po ramieniu.- Widzi pan, doktorze? Pozna³ mnie, tak jak mówi³em - powiedzia³ tward¹polszczyzn¹ z obcym akcentem.- Czy mo¿emy zamieniæ z Janem dwa s³owa naosobnoœci?- Tylko pod warunkiem, ¿e to potrwa nie d³u¿ej ni¿ piêæ minut.- Ordynator,pe³en poczucia winy z powodu kolejnych wizyt w sali, postanowi³ bezwzglêdniezadbaæ o zdrowie rannego.- Ale myœlê, ¿e pan jako wojskowy wie, o czym mówiê.- Jawohl, Herr Doktor!Lacki odwróci³ siê i pogwizduj¹c pod nosem najnowszy przebój Kiepury, wyszed³na korytarz.Krzepki wskaza³ wzrokiem krzes³o stoj¹ce nieopodal jego szafki.Goœæ chwyci³ jeochoczo zamaszystym ruchem przystawi³ obok ³Ã³¿ka.Krzepki przygl¹da³ siê wmilczeniu, jak major Wilhelm Gottlieb, lekarz niemieckiej DywizjiZmechanizowanej, którego pozna³ na froncie wschodnim pod Winnic¹, usadowi³ siêna krzeœle, rozpinaj¹c na piersi nieco przyciasny fartuch.Pod lekarskim kitlem widaæ by³o mundur oficera Wehrmachtu.Pod szyj¹ goœciab³ysn¹³ krzy¿ ¿elazny.- Gratulacje - wymamrota³ Krzepki.Czu³ siê s³abo, ale cieszy³ siê z tejniespodziewanej wizyty.- Ach, to nic takiego.- Gottlieb zby³ wyrazy uznania lekcewa¿¹cym machniêciemrêki.- Czego wielkiego mo¿e dokonaæ lekarz?Krzepki uœmiechn¹³ siê niewyraŸnie.- Jestem dowodem na to, ¿e du¿o.Bardzo du¿o.Gottlieb równie¿ odpowiedzia³ uœmiechem.Mo¿na w nim by³o jednak odczytaæsmutek.- To prawda, macie tutaj œwietnych chirurgów - przyzna³.- Zd¹¿y³em siê zreszt¹osobiœcie przekonaæ.Dwa dni temu w tym szpitalu operowano genera³a Heinrichavon Seldorfa.Le¿y na drugim piêtrze.- Von Seidorf tutaj? A co siê mu sta³o? - Krzepki przypomnia³ sobie, ¿e vonSeidorf dowodzi³ jednostk¹ Gottlieba.- W drodze powrotnej z Rosji, niedaleko Posen, dosta³ ataku Blindarm, czy jakto tam jest po polsku.- Œlepej kiszki.- Genaul Stan Herr genera³a by³ bardzo niedobry, trzeba by³o sofort operowaæ.Ordynator Lacki i jego Kameraden wykonali dobr¹ robotê.Przyjecha³em, ¿eby goosobiœcie odebraæ i zawieŸæ do domu w Dresden.Zupe³nym przypadkiemdowiedzia³em siê od doktora Lackiego, ¿e maj¹ tu jeszcze jednego oficera napok³adzie.A jak us³ysza³em twoje nazwisko, od razu wiedzia³em, ¿e muszê ciêzobaczyæ.To by³ bandycki napad, nicht wahr?Krzepki przymkn¹³ oczy.Lubi³ Gottlieba, wspólnie spêdzili niejeden wieczór wokopach na Ukrainie, graj¹c w karty i racz¹c siê mo³dawskim winem.Nie by³jednak pewien, czy powinien go wtajemniczaæ w meandry swojej najnowszejhistorii.- Tak, to jnusia³ byæ jakiœ bandyta - wyszepta³.- Mam nadziejê, ¿e go z³api¹ i powiesz¹.- Major przejecha³ palcem wskazuj¹cympo gardle i nagle spowa¿nia³.- Muszê powiedzieæ ci coœ sehr wichtig,Kamerad.Niepokój w jego b³êkitnych oczach udzieli³ siê Krzepkiemu.Niemiec pochyli³ siênad poduszk¹ i przy³o¿y³ palec do ust.-.nie mogê ci powiedzieæ tego, co wiem, a mo¿e raczej przeczuwam.Ale mogê ciporadziæ, ¿ebyœ jak najszybciej wraca³ nach Hause.- Nie rozumiem.- Niewa¿ne, Janie.Nie musisz alles verstehen.Po prostu zrób, co ci mówiê.- Ale.- Jeszcze nie jest za póŸno, Kamerad.Wiesz, ¿e dobrze ci radzê.- Czy.Do sali wszed³ ordynator Lacki, machaj¹c gwa³townie rêkoma.- Koniec wizyty, panie doktorze! - wo³a³ tonem nie znosz¹cym sprzeciwu.Major Gottlieb poderwa³ siê z krzes³a, na³o¿y³ czapkê i wyprê¿y³ pierœ,salutuj¹c choremu.- Alles Gute, Janie - powiedzia³ i bez mrugniêcia okiem wyszed³ z sali.Krzepki nie zobaczy³ go ju¿ nigdy wiêcej.Poznañ, sobota sierpnia, kwadrans po piêtnastejSchodzili w milczeniu po dêbowych stopniach, czuj¹c siê sponiewierani moralnie.Sznaps z antypatycznym konsulem, wychylony wy³¹cznie dla dobra sprawy, pali³ich wnêtrznoœci i napawa³ niesmakiem.Zarówno Kayser, jak i Kaczmarek mieliwra¿enie, ¿e kieliszek z nazist¹ by³ jeszcze wiêkszym upokorzeniem ni¿ wizyta wponurym konsulacie.- Szlag by ich trafi³ - sykn¹³ Kaczmarek, kiedy za zakrêtem schodów otworzy³ imsiê widok na szeroki, pogr¹¿ony w pó³cieniu hol.Schodz¹c po ostatnich stopniach, zauwa¿yli atletycznego Niemca w czarnejkoszuli, który wyszed³ im naprzeciw Kaysera staæ by³o jeszcze na martwyuœmiech.Kaczmarek uda³, ¿e bardziej interesuj¹ go zakurzone czubki lakierek.Unikaj¹c pogardliwego spojrzenia przewodnika, rozgl¹da³ siê na boki.Nie zauwa¿y³ niczego godnego uwagi, mo¿e poza zatopionym w g³êbokim mrokufotelem.Obrócony plecami do schodów, siedzia³ w nim wysoki mê¿czyzna wkapeluszu, zaci¹gaj¹c siê papierosem trzymanym w wychud³ej d³oni.Wypuszczony nosem dym gin¹³ w ciemnoœciach zakamarka.- Auf wiedersehen - rzuci³ do towarzysz¹cego im Niemca inspektor Kayser.- Auf wiedersehen - odpowiedzia³ postawny mê¿czyzna, zamykaj¹c za nimi drzwi.Kaczmarek odniós³ wra¿enie, ¿e s³owa Niemca zabrzmia³y dziwnie z³oœliwie.Alenie dba³ o to.By³ szczêœliwy, ¿e wizytê w konsulacie maj¹ ju¿ za sob¹.- No, to po sprawie.- Kayser strzepn¹³ wierzchem d³oni z marynarki niewidocznykurz, jak gdyby chcia³ siê natychmiast oczyœciæ z przygnêbiaj¹cych wspomnieñ.Spojrza³ smutno na podw³adnego i nie próbowa³ siê nawet uœmiechn¹æ.Kaczmarekzrozumia³ od razu.- Wracamy do Prezydium - powiedzia³ inspektor suchym, lekko dr¿¹cym g³osem.-Przykro mi, stary.Przed naszym wyjazdem zadzwonili z ministerstwa.Muszê ciêzwolniæ dyscyplinarnie ze s³u¿by.Schodz¹c po granitowych schodach ku ulicy, zakl¹³ szpetnie.Poznañ, sobota sierpnia, kwadrans przed siedemnast¹By³y komisarz policji pañstwowej Zbigniew Kaczmarek, nagrodzony w trakcieswojej ponad dwudziestoletniej, owocnej pracy na kryminalnej niwie trzemawysokimi odznaczeniami pañstwowymi, a nawet adresem honorowym od samegoprezydenta rp, siedzia³ za³amany przy swoim s³u¿bowym biurku i nie potrafi³skleciæ w sko³owanej, spoconej g³owie ani jednego poprawnego zdania.Na blacie przed nim le¿a³a ostatnia kartka papieru.Kilka poprzednich,zgniecionych w kule, tkwi³o ju¿ od dobrych kilku minut w koszu obok biurka.Wprawicy Kaczmarka spoczywa³o pióro ze z³ocon¹ stalówk¹, niegdysiejszy dowóduznania wiceprezydenta Bombki za rozpracowanie szajki zboczeñców pod wodz¹Feliksa Piekuckiego.Od d³u¿szego czasu nie przela³ na papier ¿adnej rozs¹dnejmyœli.Drêtwy wzrok by³ego policjanta przesun¹³ siê po wskazówkach zegara œciennego iwróci³ ku kartce.Mia³ napisaæ trzy zdania uzasadnienia swojej dymisji i nie potrafi³ siê do tegozabraæ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •