[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mo¿e ma jakieœ urojenia.- Niekoniecznie.Kesting przeszy³ j¹ wzrokiem i tylko zacisn¹³ usta.S³ysz¹c, ¿e jest znajomym jego starego przyjaciela, Johna Barnesa Godwina,profesor doktor Carl Mercandetti wyraŸnie siê rozpromieni³.- Ale¿ sk¹d, to ¿aden k³opotanie ma za co przepraszaæ.Mam gabinet wbibliotece.Wpad³by pan tam przed po³udniem? Tak czy inaczej, ja na pewnoprzyjdê, Mam nadziejê, ¿e Godwin na mnie nie narzeka³: piszê pewn¹ monografiêdla Cambridge University Press, do serii wydawniczej, któr¹ on redaguje, iœlêczê nad ni¹ ju¿ od dwóch lat! John mówi, ¿e mam œródziemnomorskie poczucieczasu! - Jego gromki œmiech omal nie rozsadzi³ telefonu.Ben nie bardzo wiedzia³, czego od niego chce, a s¹dz¹c po weso³ym tonie g³osu,jakim Mercandetti z nim rozmawia³, profesor myœla³ pewnie, ¿e chodzi o zwyk³¹wizytê towarzysk¹.Znaczn¹ czêœæ poranka Ben spêdzi³ na lekturze spisów szwajcarskich korporacjiprzemys³owych.Przewertowa³ wszystkie, jakie tylko móg³ znaleŸæ, zajrza³ nawetdo internetowej ksi¹¿ki telefonicznej.Ale ¿adna firma o nazwie Sigma AG nieistnia³a.A przynajmniej nie istnia³y ¿adne zapisy mówi¹ce o tym, ¿ekiedykolwiek j¹ za³o¿ono.Podczas rozmowy telefonicznej wyobra¿a³ sobie, ¿e Carl Mercandetti jestdobrodusznym weso³kiem, lecz stan¹wszy z nim twarz¹ w twarz, stwierdzi³, ¿eprofesor wygl¹da bardzo nobliwie.By³ szczup³y, mia³ piêædziesi¹t kilka lat,krótko ostrzy¿one, przyprószone siwizn¹ w³osy i nosi³ owalne okulary wdrucianej oprawce.Kiedy Ben siê przedstawi³, natychmiast o¿y³y mu oczy.Przyjaciel Boga.- powiedzia³, serdecznie œciskaj¹c mu d³oñ.Myœla³em, ¿e nazywaj¹ go tak tylko studenci Princeton.Mercandetti pokrêci³ g³ow¹.- Znamy siê od wielu, wielu lat, a ka¿dy kolejny rok upewnia mnie wprzekonaniu, ¿e to najtrafniejszy przydomek, jaki kiedykolwiek s³ysza³em.Przera¿a mnie myœl, ¿e u per³owych wrót raju John powita mnie s³owami: „Carl,czyta³em twój ostami artyku³ i mam pewne w¹tpliwoœci co do przypisu numerczterdzieœci trzy."Kiedy wymienili uprzejmoœci, Ben opowiedzia³ mu o swoich bezskutecznych próbachwytropienia korporacji o nazwie Sigma AG, za³o¿onej w Zurychu pod koniecdrugiej wojny œwiatowej.Niczego mu nie wyjaœnia³.Ostatecznie móg³ siê tak¹spraw¹ zajmowaæ, choæby tylko z bankierskiej dok³adnoœci, nie wspominaj¹c ju¿ otym, ¿e by³ przedstawicielem Funduszu Kapita³owego Hartmana.Profesor wys³ucha³ go grzecznie, lecz bez wiêkszego zainteresowania.Nazwakorporacji najwyraŸniej nic mu nie mówi³a.- Mówi pan, ¿e za³o¿ono j¹ w czterdziestym pi¹tym?- Tak.- Bordeaux, wspania³y rocznik.- Wzruszy³ ramionami.- Có¿, od tamtej poryminê³o ponad pó³ wieku.Wiele firm, które powsta³y podczas wojny lub zaraz poniej, niestety upad³o.Nasza gospodarka nie radzi³a sobie tak dobrze jakteraz.- Mam powody przypuszczaæ, ¿e ta wci¹¿ istnieje - odrzek³ Ben.Mercandettidobrodusznie przekrzywi³ g³owê.No dobrze.Co pan o niej wie?Nic konkretnego.S¹ to raczej domys³y oparte na.na pog³oskach, na tym, comówi¹ ludzie.Ludzie, którzy mog¹ o tym wiedzieæ.Ale czy wiedz¹ coœ konkretnego? - W rozbawionym g³osie profesora brzmia³a cichanutka sceptycyzmu.-Nazwê firmy mo¿na ³atwo zmieniæ.Tak, ale czy tego rodzaju zmian nie odnotowuje siê w jakichœ rejestrach?Historyk powiód³ wzrokiem po ³ukowatym suficie biblioteki.Jest takie miejsce, gdzie móg³by pan to sprawdziæ.Haudelsregisteramt desKantons Zurich.To rejestr wszystkich zuryskich firm.Ka¿da firma musi z³o¿yætam odpowiednie dokumenty.Dobrze, dziêkujê.Chcia³bym spytaæ pana o coœ innego.O tê listê.- Przesun¹³po dêbowym stole listê za³o¿ycieli Sigmy, któr¹ skopiowa³ przed wizyt¹ uprofesora.- Czy zna pan którekolwiek z tych nazwisk?Mercandetti w³o¿y³ okulary.- Wiêkszoœæ to.znani przemys³owcy.Prosperi.Bardzo podejrzana postaæ zpó³œwiatka.S³ysza³em, ¿e niedawno umar³.W Brazylii czy w Paragwaju, niepamiêtam.Tak, ludzie ci albo ju¿ nie ¿yj¹, albo s¹ bardzo, bardzo starzy.Jesti Gaston Rossignol.To s³ynny bankier, mieszka w Zurychu.- ¯yje?- Chyba tak, w ka¿dym razie nie s³ysza³em, ¿eby umar³.Ale jeœli ¿yje, musimieæ osiemdziesi¹t albo nawet dziewiêædziesi¹t kilka lat- Jak mo¿na to sprawdziæ?- Czy ¿yje? - Znów to rozbawione spojrzenie.- Zagl¹da³ pan do ksi¹¿kitelefonicznej?- Tak, jest ich kilku, ale imiona siê nie zgadzaj¹.Profesor wzruszy³ ramionami.- Rossignol by³ znanym finansist¹.Po drugiej wojnie œwiatowej pomaga³odbudowywaæ nasz system bankowy.Mia³ tu wielu przyjació³.Ale mo¿e wyjecha³ naCap d'Antibes i kiedy my tu sobie siedzimy, on smaruje olejkiem swoje upstrzonestarczymi plamami ramiona.A mo¿e z sobie tylko znanych powodów postanowi³unikaæ rozg³osu.W zwi¹zku z ostatnimi kontrowersjami na temat naszego z³otapojawili siê tu liczni.agitatorzy, ludzie nader czujni i mœciwi.Nawetszwajcarski bankier nie mo¿e mieszkaæ w skarbcu, dlatego musi siê jakoœzabezpieczyæ.Œrodki ostro¿noœci, mój drogi, œrodki ostro¿noœci.Œrodkiostro¿noœci.Dziêkujê.Bardzo mi pan pomóg³.- Ben wyj¹³ z koperty czarno-bia³e zdjêcie zbankowej skrytki Petera i poda³ je profesorowi.- Czy zna pan tych mê¿czyzn?Czy aby na pewno jest pan bankierem? - rzuci³ weso³o Mercandetti.- A mo¿e wg³êbi serca jest pan zagorza³ym mi³oœnikiem historii i handluje pan starymifotografiami? W dzisiejszych czasach to bardzo lukratywny interes.Kolekcjonerzy p³ac¹ fortuny za dziewiêtnastowieczne ferrotypy.Ale mnie to niebawi.Uwielbiam kolory.To nie jest zdjêcie z wakacji - zauwa¿y³ ³agodnie Ben.- W ka¿dym razieniezupe³nie.Mercandetti uœmiechn¹³ siê i podniós³ fotografiê.To jest chyba Cyrus Weston.Tak, to on.Ma na g³owie swój s³ynny kapelusz.-DŸgn¹³ zdjêcie serdelkowatym palcem.- A to jest Avery Henderson.Ju¿ dawno nie¿yje.A to Emil Menard, twórca Trianon, pierwsze go prawdziwie nowoczesnegokonglomeratu.To mo¿e byæ Rossignol, ale nie jestem pewien.Tu ma bujn¹czuprynê, a dzisiaj? £ys¹, wielk¹ jak dynia g³owê.No tak, ale tu jest du¿o,du¿o m³odszy.A tutaj.- Nagle zamilk³ i up³ynê³o co najmniej kilkanaœciesekund, zanim powoli od³o¿y³ zdjêcie.Ju¿ siê nie uœmiecha³.- Co to za ¿art? -spyta³, spogl¹daj¹c na Bena znad okularów.Przez jego twarz przemkn¹³ wyrazlekkiego rozbawienia.¯art? Jak to?To fotomonta¿, to jakaœ sztuczka - odrzek³ profesor z lekk¹ irytacj¹ w g³osie.Dlaczego pan tak uwa¿a? Przecie¿ Weston i Henderson siê znali.Weston i Henderson? Tak, na pewno, i na pewno nigdy nie pozowali do zdjêcia znorweskim armatorem Svenem Norquistem, z brytyjskim magnatem samochodowymCecilem Bensonem, z szefem petrochemicznego giganta Drake'em Parkerem i zWolfgangiem Siebingiem, niemieckim przemys³owcem, którego firma wytwarza³akiedyœ sprzêt wojskowy, a dzisiaj s³ynie z ekspresów do kawy.Oni razem?Wykluczone.Niektórzy z tych ludzi byli zagorza³ymi rywalami, inni nie mieli zesob¹ nic wspólnego [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •