Robert Ludlum Protokół Sigmy (4)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I mo�erzeczywi�cie w gr� nie wchodzi�o nic wi�cej.Mailhot nie dokona� �adnych podejrzanych zakupów, a je�li chodzi o rozmowyzamiejscowe, dzwoni� jedynie do Nowej Fundlandii i do Toronto.Jak dot�d�adnych �ladów.Mo�e odpowiedzi nale�a�o szuka� w Halifaksie.A mo�e gdzie indziej.Zawsze odurza�a j� ta dziwna mieszanina nadziei, rozpaczy i desperacji, któr�odczuwa�a na pocz�tku ka�dej sprawy.Nieustannie popada�a w skrajno�ci: to by�aprzekonana, �e j� rozgryzie, to dochodzi�a do wniosku, �e nie da rady.Alejedno wiedzia�a na pewno: pierwsze z serii zabójstw by�o najwa�niejsze.Stanowi�o punkt odniesienia.Dopiero kiedy zrobi�o si� absolutnie wszystko,kiedy poruszy�o si� niebo i ziemi�, dopiero wtedy mo�na by�o mie� nadziej� nawykrycie zwi�zku pierwszego morderstwa z pozosta�ymi.Kropki na kartce da si�po��czy� lini� tylko wtedy, gdy wiadomo, gdzie s�.Mia�a na sobie swój podró�ny strój, granatowy �akiet od Donny Karan (z tychta�szych, naturalnie) i bia�� bluzk� od Ralpha Laurena.W biurze znano j� ztego, �e zawsze ubiera�a si� nienagannie.Zarabia�a ma�o i nie sta� j� by�o nakosztowne, firmowe suknie, ale kupowa�a je mimo to: mieszka�a w ciemnejkawalerce w parszywej dzielnicy Waszyngtonu i nigdy nie bra�a urlopu, gdy�wszystkie pieni�dze sz�y na stroje.Koledzy my�leli, �e ubiera si� �adnie, �eby podoba� si� m�czyznom, bo w�a�nietak post�powa�y m�ode, niezam�ne kobiety.B��d.Ubranie by�o jej zbroj�.Impi�kniejsze, tym bezpieczniej i pewniej si� czu�a.Malowa�a si� kosztownymikosmetykami i nosi�a kosztowne stroje, poniewa� wtedy przestawa�a by� córk�biednych meksyka�skich emigrantów, którzy sprz�tali domy i podwórza bogatychAmerykanów.Poniewa� wtedy mog�a wtopi� si� w t�o, mog�a by� kimkolwiek.Jakoosoba logicznie my�l�ca, zdawa�a sobie spraw�, �e z racjonalnego punktuwidzenia post�puje niedorzecznie, mimo to nie zamierza�a si� zmienia�.Ot, cho�by taki Arliss Dupree: ciekawi�o j�, czym dopiek�a mu bardziej: tym, �ejest atrakcyjn� kobiet�, która go odtr�ci�a, czy tym, �e jest Meksykank�.Mo�ei jednym, i drugim.Mo�e w �wiecie Arlissa Amerykanka pochodzeniameksyka�skiego by�a kim� ni�szym i jako kto� ni�szy nie mia�a prawa da� mukosza.Wychowa�a si� w ma�ym mie�cie w po�udniowej Kalifornii.Rodzice byliMeksykanami, którzy uciekli przed n�dz�, chorobami i beznadziejno�ci� czyhaj�c�za po�udniow� granic� Stanów.Matka, �agodna kobieta o cichym, spokojnymg�osie, sprz�ta�a mieszkania i domy.Ojciec, cz�owiek odludny i zamkni�ty wsobie, sprz�ta� podwórza.Kiedy chodzi�a do podstawówki, sukienki szy�a jej mama, która zaplata�a te� jejwarkoczyki i upina�a je z boku albo z ty�u g�owy.Anna zdawa�a sobie spraw�, �eubiera si� inaczej ni� kole�anki, �e nie ca�kiem do nich pasuje, ale zacz�ojej to przeszkadza� dopiero wtedy, gdy sko�czy�a dziesi��, mo�e jedena�cie lat,gdy kole�anki z klasy pogrupowa�y si� w hermetyczne kliki, do których niechcia�y jej dopu�ci�.Przyja�ni� si� z córk� kobiety, która u nich sprz�ta�a?Nigdy.Co za �enada.Nie by�a �cool".By�a outsiderk�.By�a niewidzialna.Nie, �eby nale�a�a do mniejszo�ci - do szko�y chodzili i Latynosi, i biali,mniej wi�cej pó� na pó�, lecz jedni nie chcieli mie� do czynienia z drugimi.Przywyk�a do tego, �e niektóre bia�e dziewcz�ta i ch�opcy nazywali j��nielegalniaczk�" czy �Meks�".Rzecz w tym, �e Latynosi te� zak�adali kasty, aona nale�a�a do najni�szej.Latynoskie dziewcz�ta lubi�y si� stroi� ina�miewa�y si� z jej ubra� znacznie cz�ciej ni� bia�e.Dosz�a do wniosku, �e jedynym rozwi�zaniem jest nie odstawa� od reszty.Zacz�anarzeka�, skar�y� si� matce, która pocz�tkowo nie traktowa�a tego powa�nie, apotem wyt�umaczy�a jej, �e nie sta� ich na kosztowne stroje.A poza tym, o cojej w�a�ciwie chodzi? O sukienki, które dla niej szy�a? �e nie�adne? �Tak,nie�adne! Potworne!" - odszczekiwa�a Anna, doskonale wiedz�c, �e s�owa tebole�nie ura�� matk�.Nawet teraz, po dwudziestu latach, nie mog�a o tym my�le�bez poczucia winy.Mam� wszyscy bardzo lubili.Jedna z kobiet, u których sprz�ta�a, bardzo bogataAmerykanka, zacz�a oddawa� im ubrania, których jej w�asne dzieci nie chcia�yju� nosi�.Anna nosi�a je z rado�ci� - nie mog�a si� wprost nadziwi�, �e kto�wyrzuca tak pi�kne ciuchy - dopóki nie zda�a sobie sprawy, �e s� to ubraniazesz�oroczne, niemodne.Wtedy jej zapa� ostyg�.Pewnego dnia, gdy sz�a szkolnymkorytarzem, jedna z dziewcz�t z paczki, do której Anna bardzo chcia�a wst�pi�,przywo�a�a j� i wykrzykn�a: �Hej, przecie� to moja sukienka!" Annazaczerwieni�a si� i zaprzeczy�a.Wtedy dziewczyna zadar�a skraj sukienki,wywróci�a go na drug� stron� i pokaza�a w�asne inicja�y wypisane d�ugopisem nametce.Wiedzia�a, �e agent, który mia� odebra� j� na lotnisku, studiowa� przez rok wakademii FBI, zapoznaj�c si� z najnowszymi technikami �ledczymi, stosowanymiprzez ameryka�skie wydzia�y do spraw zabójstw.S�ysza�a, �e jest ca�kiemniez�y, cho� do asów nie nale�y.Sta� za bramk� z wykrywaczem metalu - wysoki, przystojny trzydziestokilkulatekw niebieskiej bluzie i czerwonym krawacie.U�miechn�� si�, b�yskaj�c per�owymiz�bami, jakby jej widok naprawd� sprawi� mu rado��.Witam w Nowej Szkocji - powiedzia�.- Ron Arsenault.� Ciemne w�osy, br�zoweoczy, mocno zarysowana szcz�ka, wysokie czo�o.Przystojniaczek, pomy�la�a.Anna Navarro.- Mocno u�cisn�a mu r�k�.M�czy�ni twierdz�, �e �ciskaj�c r�k�kobiety, czuj� si� tak, jakby �ciskali martw� ryb�, dlatego zawsze robi�a tomocno i stanowczo.�eby od pocz�tku wszystko by�o jasne, �eby da� im dozrozumienia, �e jest swojaczk�, jedn� z nich.- Bardzo mi mi�o.Chcia� ponie�� jej torb�, ale pokr�ci�a g�ow�.- Nie, dzi�kuj� - powiedzia�a zu�miechem.- Pierwszy raz w Halifaksie? - Najwyra�niej chcia� j� wybada�.- Tak.Z góry wygl�da przepi�knie.Uprzejmie zachichota�.Ruszyli w stron� wyj�cia.Mam by� pani ��cznikiem z tutejszymi w�adzami.Dosta�a pani dokumenty?Tak, dzi�kuj�.Wszystkie oprócz wyci�gów bankowych.- Ju� powinny by�.Podrzuc� je do hotelu.- Dzi�ki.- Drobiazg.- Zmru�y� oczy; nosi� szk�a kontaktowe, od razu to zauwa�y�a.-Szczerze mówi�c, panno Navarro - mog� mówi� ci po imieniu? � ci z Ottawy troch�si� dziwi�, �e zainteresowali�cie si� tym staruszkiem.Osiemdziesi�ciosiedmioletni emeryt umiera w swoim domu z przyczyn naturalnych.Co w tym niezwyk�ego?Weszli na parking.Zw�oki s� w policyjnej kostnicy? - spyta�a.Nie, w szpitalnej.Czekaj� w ch�odni.Zawiadomili�cie nas w sam� por� i niezd��yli go pochowa�.To by�a dobra wiadomo��.Jest i z�a?- Niestety.Cia�o zosta�o zabalsamowane.Anna drgn�a.- Cholera.To jak przeprowadz� toks-test?Stary, ciemnoniebieski chevrolet, do którego podeszli, rzuca� si� w oczy takbardzo, �e brakowa�o mu tylko tabliczki z napisem �nie oznakowany samochódpolicyjny".Ron w�o�y� jej torb� do baga�nika.Jaki� czas jechali w milczeniu.A jego �ona? - spyta�a Anna; w aktach brakowa�o jej danych.� Te� jestKanadyjk� francuskiego pochodzenia?Pochodzi st�d, z Halifaksu.To emerytowana nauczycielka.Stara zo�za.Oczywi�cie bardzo jej wspó�czuj�, straci�a m�a, jutro mia� by� pogrzeb, i wogóle.Musieli�my prosi�, �eby go prze�o�y�a.Zaprosi�a ju� krewnych z NowejFundlandii.Kiedy wspomnieli�my o sekcji zw�ok, wpad�a w furi�.- Ron zerkn��na ni� i przeniós� wzrok na drog�.- Ju� wieczór, wi�c pomy�la�em sobie, �eodwioz� ci� do hotelu, a zaczniemy jutro, z samego rana.O siódmej mamyspotkanie z patologiem.By�a troch� rozczarowana.Chcia�a wzi�� si� do pracy ju� teraz, zaraz,natychmiast.- Dobrze.Ponownie zapad�o milczenie.Mi�o by�o mie� ��cznika, który nie mia� nicprzeciwko wspó�pracy z wys�anniczk� ameryka�skiego rz�du [ Pobierz całość w formacie PDF ]

Search

Podstrony