[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak, panie - wykrztusi³em.- To dobrze.Wydam odpowiednie rozkazy.Chcê, ¿ebyœ siê do nich zastosowa³.Je¿eli cokolwiek wyda ci siê dziwne, porozmawiaj z Brusem.Albo nawet ze mn¹.PrzyjdŸ do drzwi moich komnat i poka¿ tê broszê.Zostaniesz wpuszczony.Przenios³em spojrzenie na czerwony kamieñ b³yszcz¹cy w srebrnej oprawie.- Tak, panie - zdo³a³em powiedzieæ.- Ach! - westchn¹³ cicho.Us³ysza³em w tym westchnieniu œlad ¿alu, lecz nie wiedzia³em, czego móg³ siêtyczyæ.Król odwróci³ ode mnie wzrok i nagle zno­wu dostrzeg³em ca³e otoczenie:szczeniaki, salê biesiadn¹, ksiêcia W³adczego patrz¹cego na mnie z now¹niechêci¹ na twarzy i b³a­zna, g³upawo kiwaj¹cego entuzjastycznie g³ow¹.Królwsta³.Kiedy odwróci³ siê ode mnie, ogarn¹³ mnie ch³Ã³d, jak gdybym naglezrzuci³ z ramion ciep³y p³aszcz.By³o to moje pierwsze zetkniêcie z Moc¹ wew³adaniu mistrza.- Nie pochwalasz tego, synu? - zapyta³ król zdawkowym tonem.- Ojciec mój, król, mo¿e robiæ, co zechce - odpar³ ksi¹¿ê po­nuro.Król Roztropny westchn¹³.- Nie o to ciê pyta³em.- Moja matka, królowa, z pewnoœci¹ tego nie pochwali.Fawo­ryzowanie ch³opcamo¿e jedynie stworzyæ b³êdne wra¿enie, ¿e go uznajesz za prawowitego dziedzica.Mog¹ mu zacz¹æ przychodziæ do g³owy najró¿niejsze myœli.- A fe! - prychn¹³ król, niby rozbawiony.Ksiêcia W³adczego zala³a falawœciek³oœci.- Moja matka, królowa, nie zgodzi siê z tob¹ i nie bêdzie zado­wolona.Mojamatka.Król Roztropny w zamyœleniu kiwa³ g³ow¹.- Twoja matka nie zgadza siê ze mn¹ i nie jest ze mnie zado­wolona od ³adnychkilku lat.Ju¿ tego nawet prawie nie zauwa¿am, synu.Bêdzie zrzêdzi³a inarzeka³a, i powie mi znowu, ¿e wola³aby wróciæ do Ksiêstwa Trzody, byæ tamksiê¿n¹ i mieæ w tobie nastêp­cê.A jeœli bêdzie bardzo rozgniewana, zagrozi,¿e kiedy ju¿ mnie opuœci, wówczas ksiêstwa Rolne i Trzody powstan¹ w rebelii iutwo­rz¹ oddzielne królestwo, a ona zostanie jego królow¹.- A ja po niej królem! - doda³ ksi¹¿ê W³adczy buntowniczo.Utkwi³ wzrok wpod³odze.Wyczu³em bij¹ce od niego fale gniewu.- Tak, domyœlam siê, ¿e posia³a tê j¹trz¹c¹ zdradê w twoim umyœle - pokiwa³g³ow¹ król.- Pos³uchaj, ch³opcze.Twoja matka mo¿e ³ajaæ s³u¿bê i rzucaænaczyniami, ale nigdy nie zrobi nic po­nadto, poniewa¿ wie, ¿e lepiej byækrólow¹ spokojnego królestwa, ni¿ w³adczyni¹ ksiêstwa ogarniêtego rebeli¹.AKsiêstwo Trzody nie ma ¿adnych powodów, by powstawaæ przeciwko mnie, pozaty­mi, które siê rodz¹ w g³owie królowej.Jej ambicje zawsze przewy¿­sza³ymo¿liwoœci.- Zamilk³ i spojrza³ synowi prosto w oczy.- U cz³onków rodukrólewskiego jest to najbardziej godna po¿a³owa­nia skaza.Nasta³a chwila ciszy.- ChodŸmy - rzek³ król i ksi¹¿ê W³adczy poszed³ za nim, po­s³uszny niczymwierny pies.Ale spojrzenie, które mi rzuci³ na od­chodnym, by³o jadowite.Stary król opuœci³ salê biesiadn¹.Ogarnê³o mnie poczucie osamotnienia.Dziwnycz³owiek.Choæ by³em bêkartem, jednak zdeklarowa³ siê jako mój dziadek ipowiedzia³ mi wprost, co chce uzyskaæ w zamian.Blady b³azen przystan¹³ w drzwiach.Chwilê przygl¹da³ mi siê z uwag¹, po czymuczyni³ niezrozumia³y gest w¹skimi d³oñmi.Mo­g³a to byæ obelga lubb³ogos³awieñstwo.Albo po prostu machniê­cie rêkoma.Potem uœmiechn¹³ siê,pokaza³ mi jêzyk, odwróci³ na piêcie i poœpieszy³ za królem.Choæ pomny by³em obietnic króla, to jednak na³adowa³em kaftan s³odkimiciasteczkami, a potem, ukryty pod sto³em, dzieli­³em siê nimi ze szczeniakami.¯aden z nas nie mia³ w zwyczaju ja­daæ tak obfitego œniadania; mój ¿o³¹dekjeszcze wiele godzin póŸ­niej mrucza³ coœ nieszczêœliwie.Szczeniêta u³o¿y³ysiê wygodnie i wkrótce posnê³y, lecz ja miota³em siê rozdarty miêdzy lêkiem aobaw¹ o w³asn¹ przysz³oœæ.Prawie mia³em nadziejê, ¿e nic siê nie zmieni, ¿ekról zapomni o swojej obietnicy.Ale on nie zapo­mnia³.PóŸnym wieczorem dotar³em w koñcu na piêtro nad stajnia­mi, do izby Brusa.Ca³ydzieñ rozwa¿a³em, co mog¹ oznaczaæ dla mnie s³owa króla.Mog³em sobieoszczêdziæ zachodu.Brus na mój widok od³o¿y³ uprz¹¿, któr¹ w³aœnie naprawia³.Jakiœ czas przygl¹­da³ mi siê w milczeniu.Coœ siê zmieni³o i lêka³em siê tego.Od cza­su gdy Brus usun¹³ z mojego ¿ycia Gagatka, wierzy³em, ¿e ma on w³adzêtak¿e nad moj¹ œmierci¹.¯e bêkarta mo¿na siê pozbyæ rów­nie ³atwo jakszczeniaka.Mimo to by³em do niego coraz bardziej przywi¹zany; nie potrzebami³oœci, ¿eby byæ od kogoœ uzale¿nio­nym.To swoiste zaufanie, ¿e zawsze mogêpolegaæ na Brusie, by³o jedynym prawdziwie stabilnym elementem mojego ¿ycia, ateraz czu³em, jak grunt usuwa mi siê spod stóp.- No tak - odezwa³ siê w koñcu.- Musia³eœ mu siê pchaæ przed oczy.Musia³eœœci¹gaæ na siebie jego uwagê.No tak.Zdecy­dowa³, co z tob¹ zrobiæ.-Westchn¹³ i cisza nabra³a innego wymia­ru.Przez krótk¹ chwilê mia³em wra¿enie,¿e prawie siê nade mn¹ litowa³.- Jutro mam ci wybraæ konia.Sugerowa³ m³odezwierzê, mia³bym was przyuczaæ obu razem.Ale go przekona³em, ¿ebyœ za­cz¹³ zestarszym, ju¿ u³o¿onym.Jeden uczeñ naraz, tak mu powie­dzia³em [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •