[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.S³yszeli ju¿ przedtem, ¿e Ludzie z Bagniskchcieli opuœciæ Dolinê Ludzi Lodu, ale wiedzieli te¿, ¿emusia³ ktoœ zostaæ na miejscu, by zniszczyæ Wielk¹Otch³añ, kiedy ju¿ piêcioro wybranych z niej wyjdzie.Na niewielkim skalnym nawisie poni¿ej nich pojawi³siê, jakby wyszed³ wprost ze œciany, wysoki mê¿czyznaw czarnym habicie.Zwróci³ ku nim swoj¹ piêkn¹, trupioblad¹ twarz i z najwiêkszym szacunkiem pok³oni³ siêTamlinowi.- Nie mo¿emy spe³niæ waszej proœby, szlachetny synunaszej bogini-matki - rzek³ bezbarwnym g³osem.- Bo-wiem to wielki Tan-ghil, a nie my, sprawi³, ¿e ta pokrakazosta³a uwiêziona.Ale z najwiêksz¹ chêci¹ spe³nimy waszepolecenia póŸniej, gdyby siê wam, panie, spodoba³o, we-zwaæ któregoœ z nas.- Dziêkujê - rzek³ Tamlin krótko.- Bêdê o tympamiêta³.Cz³owiek z Bagnisk uk³oni³ siê ponownie, po czymodwróci³ siê z godnoœci¹ i znikn¹³ w skalnej œcianie.- Tamlin! - zawo³a³ Trond zdumiony.- Ty mówiszich jêzykiem! Ja myœla³em, ¿e jedynie Tan-ghil to potrafi.- Moj¹ ³¹czniczk¹ z nimi jest Lilith - odpar³ Tamlin.- Ona mnie tego nauczy³a.A ona jest nie tylko moj¹matk¹, lecz tak¿e pramatk¹ wszystkich tych stworów,wszystkich bóstw natury i w ogóle szarego ludku.- Chyba powinniœmy siê cieszyæ, ¿e mamy j¹ po swojejstronie - mrukn¹³ Trond.- Gdybyœ ty, jej syn, wszed³ donaszej rodziny sto lat wczeœniej, uniknêlibyœmy wszyst-kich k³opotów z szarym ludkiem.No, ale teraz nie ma ju¿czasu na filozofowanie.Jak my uwolnimy tego Fecora?Wszyscy dobrze wiedzieli, jak siê sprawy maj¹.Fecoranic nie mog³o uwolniæ.Fecor naprawdê wpad³ po uszy.- Spójrzcie! - wykrzykn¹³ Tajfun.- B³êkitne œwiat³o!- Nataniel - odetchn¹³ Tamlin z ulg¹.- Ale jakimsposobem on tu trafi³?- Dziewczyna jest z nim - wyjaœni³ Fecor.- Witajcie! - wo³a³ Tamlin, kiedy Ellen i NatanielznaleŸli siê bli¿ej.- Czy zauwa¿yliœcie to samo, co my? ¯educhy Taran-gai uciszy³y gwa³towne wichry, które szala³yw grocie, i teraz mo¿emy siê przemieszczaæ, jak tylkochcemy?- Zauwa¿yliœmy - potwierdzi³ Nataniel.- No i jakwam idzie?Trond zda³ sprawê z tego, co siê sta³o.Fecor obserwowa³ ich uwa¿nie, ale bez nadziei.Ka-mieñ to królestwo Shamy, Shama trzyma³ go mocno i niepuszcza³, ale jeszcze gorsza by³a magia Tan-ghila.Ponie-wa¿ to z³a, czarna magia, wiêc nikt z zebranych jej nie zna³i nie by³ w stanie jej przeciwdzia³aæ.Nataniel zbli¿y³ siê do wiêŸnia.Fecor wpatrywa³ siêw tego dziwnego cz³owieka otoczonego migotliwymniebieskim œwiat³em i czu³ p³yn¹ce od niego promienio-wanie.- Ellen - powiedzia³ Nataniel cicho, ujmuj¹c dziewczy-nê za rêkê.- Ty wiesz, na czym polega twoja si³a, prawda?Spojrza³a nie bardzo rozumiej¹c, o co mu chodzi.- Potrafisz przywo³ywaæ do siebie cierpi¹ce duszei pomagaæ im, czy¿ nie?- Tak, ale zdaje mi siê, ¿e to fizyczna czêœæ osobyFecora znalaz³a siê w³aœnie w k³opotach - odrzek³a.- To prawda, przypomnij sobie jednak, co uda³o siêzrobiæ Vanji, kiedy ratowa³a Tamlina.Twarz Tamlina rozjaœni³a siê w radosnym uœmiechu.Zrozumia³, o co chodzi Natanielowi.- Ja te¿ pojmujê - przyzna³a Ellen w zamyœleniu.- Myœlisz, ¿e ty i ja powinniœmy spróbowaæ.?- W³aœnie tak! Jesteœ gotowa?- Nie mamy czasu do stracenia.Dobrze jest znowuz tob¹ pracowaæ, Natanielu - doda³a z czu³ym uœmiechem.Wszyscy umilkli.Tylko Fecor nie rozumia³ niczego.Na co oni czekaj¹?Dlaczego go nie ratuj¹?Nagle przypadkiem napotka³ wzrok Nataniela.Trzymali siê za rêce, Ellen i ten œwiec¹cy Nataniel.Fecor rzuci³ pospieszne spojrzenie na dziewczynê i zdo³a³uchwyciæ taki sam migotliwy blask w jej oczach, ale toNataniel przykuwa³ jego uwagê.Fecor spojrza³ w jego ¿Ã³³te oczy, które teraz sprawia³ywra¿enie znacznie ciemniejszych ni¿ zwykle.Promienio-wa³a z nich jakaœ niezwykle intensywna si³a, uwiêzionydemon czu³, ¿e ogarnia go niewys³owiona wprost dobroæ,tak wielka, ¿e traci³ dech.- Nie, nie - jêcza³, jakby chcia³ siê broniæ.P³ynê³a ku niemu od Nataniela wielka ludzka mi³oœæ,od strony Ellen zaœ szczera troska i wspó³czucie dlacierpi¹cych dusz.Oba te uczucia po³¹czone by³y pora¿aj¹-ce!Fakt, ¿e trzej pozostali, Tajfun, Tamlin i Trond,rozumieli, o co tym dwojgu chodzi, i starali siê pomóc,mobilizuj¹c wszelkie cz³owiecze uczucia, jakie w nichby³y, jeszcze potêgowa³ dzia³anie.- Nie, nie! - krzykn¹³ Fecor.- Nie mogê przyj¹æ ju¿wiêcej!- Nie stawiaj oporu - rzek³ Nataniel ³agodnie.- Mu-sisz siê otworzyæ na mi³oœæ, w ten sposób nam pomo¿esz.Odprê¿ siê!Fecor gwa³townie ³apa³ powietrze.To z pewnoœci¹nie³atwa sprawa dla demona byæ konfrontowanym z takogromn¹ dawk¹ dobroci i troskliwoœci!Szlocha³ bezradnie, ból rozsadza³ mu piersi.OczyNataniela nieustannie wysy³a³y gor¹ce promienie serdecz-nego ¿aru.W pewnym momencie Fecor poczu³, ¿e tap³yn¹ca ku niemu mi³oœæ rozsadzi go, rozerwie nakawa³ki, i wtedy coœ zauwa¿y³.- Chyba nie tkwiê ju¿ tak mocno w tej skale - wy-krztusi³ zaskoczony.Nagle góra wypuœci³a go ze swoich objêæ tak szybkoi brutalnie, ¿e ratownicy musieli go przytrzymaæ, ¿eby niestoczy³ siê w dó³.Skrzyd³a nieszczêœnika by³y po³amane, a w Otch³aninie wia³y ju¿ wiatry, które przedtem go unosi³y.Wziêli gowiêc miêdzy siebie i szybko ruszyli w stronê skalnej pó³ki.Tam na ich widok wszyscy odetchnêli, a po Fecoranatychmiast wyci¹gnê³y siê ¿yczliwe, pomocne d³onie.W obecnoœci tak wielu uzdrowicieli wszystkie skaleczeniazosta³y prawie natychmiast wyleczone.I w³aœnie wtedy przyby³ Marco z Tiili w ramionach.Wœród zebranych zaleg³a kompletna cisza.d³ugo nikt nie by³ w stanie nic powiedzieæ.Gard³a mieliœciœniête, ¿adne s³owo nie mog³o siê z nich wydobyæ.W koñcu pierwszy odezwa³ siê Sigleik.- Witaj wœród nas, siostro naszego króla Targenora!Twoje cierpienia by³y niepojête, nieludzkie.Ale naszczêœeie minê³y.Teraz jesteœ wœród przyjació³ i zrobimywszystko, ¿eby ci by³o dobrze.Dziêkujemy ci, Marco, ¿ezdo³a³eœ j¹ uwolniæ!Marco skin¹³ g³ow¹ ledwie dostrzegalnie.Jego twarzby³a jak wyciêta w kamieniu.Opiekê nad Tiili przekaza³ Villemo i Halkatli z proœb¹,by troszczy³y siê o ni¹ najlepiej jak potrafi¹.I mo¿e któryœz panów móg³by j¹ nieœæ.Zg³osili siê natychmiastwszyscy mêscy cz³onkowie grupy bez wyj¹tku.Tiilisprawia³a wzruszaj¹ce wra¿enie w tym za du¿ym swetrzeMarca i z tymi swoimi ufnymi, zdziwionymi oczyma.Zdziwionymi okrucieñstwem Tan-ghila, a nie otaczaj¹c¹j¹ zewsz¹d ¿yczliwoœci¹ i wspó³czuciem.Te uczuciabowiem czyni³y j¹ radosn¹ i pe³n¹ wdziêcznoœci, towszyscy widzieli.Zaszczytu niesienia Tiili dost¹pi³ jejnajbli¿szy krewny, Sigleik, ale Halkatla i Villemo nieodstêpowa³y go ani na krok.Chocia¿ tylko wybraniwiedzieli, co musia³o siê staæ we wnêtrzu czerwonegotunelu, wszyscy intuicyjnie wyczuwali, ¿e Tiili najbardziejpotrzebuje kobiecej opieki.Mimo wszystko ich problemy dalekie by³y od roz-wi¹zania.Przede wszystkim najwiêkszy z nich: Jakimsposobem zdo³aj¹ wyjœæ z Wielkiej Otch³ani, z której niktnigdy siê nie wydosta³?Niepokój by³ wypisany na wszystkich twarzach.Z wy-j¹tkiem jednej.- To co robimy teraz? - zapyta³ Trond.- Marcootworzy³ czerwony tunel.Natanielu, czy wszyscy bêdzie-my mogli przez niego przejœæ za tob¹ i twoimi wybranymi?- Nie, na Boga, co ty mówisz? - zaprotestowa³ tamtenpospiesznie.- Ta droga wiedzie jedynie do naczyniaz wod¹ z³a.To by by³a straszna katastrofa, gdybyœcie tamweszli, wy, których nie chroni¹ magiczne zaklêcia i napójz Góry Demonów.Wystarczy, ¿e garstka wybranychbêdzie ryzykowaæ ¿ycie.Wy musicie st¹d wyjœæ jaknajszybciej [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •