[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Muszê.Moje czeki podró¿ne, paszport i wszystkie rzeczy s¹ tam.No, powiedzteraz.Jesteœ jej to winien.- To nie takie ³atwe.W bazie jest ktoœ jeszcze.Zamar³a.Czu³, jakprzygotowuje siê do obrony.- Kobieta?- Tak.- Yvette jest tu z tob¹? - zapyta³a, myœl¹c, ¿e to jeden wielki spisek, którymóg³by obejmowaæ nawet jego ¿onê.- Nie.To nie tak.Nie Yvette.- Zamilk³.To by³o ponad jego si³y.- Nie znaszjej, uwierz.Ale nie mogê jej zostawiæ.Jest zbyt niebezpiecznie.- Jest w to wpl¹tana tak jak ty?- Tak, i to bardzo.Wiele ryzykuje.A ty.ty te¿ jesteœ wniebezpieczeñstwie.Skinê³a lekko, próbuj¹c coœ z tego zrozumieæ.- Ten cz³owiek, o którym wspomnia³eœ? Pu³kownik? Peter wzi¹³ j¹ za rêkê.Spojrza³ jej w oczy.O tym akurat móg³ powiedzieæ.- Ma wielk¹ w³adzê.nie do opisania - zacz¹³ i zamilk³ natychmiast,pomyœlawszy o w³asnym ¿yciu, obecnie zagro­¿onym, i zda³ sobie sprawê, ¿eprzyjœcie tu dziœ by³o zupe³nie niedorzeczne.Henderson i wszyscy pozostalimieli na uwadze tylko badania.Nikt nie jest nie do zast¹pienia, ³¹cznie z nimsamym, zw³aszcza ¿e po pijanemu pochwali³ siê Freddy'emu swoim sukcesem wbadaniach nad broni¹.Nara¿a³ siê, mówi¹c mu o tym.W duchu œmia³ siê z w³asnejg³upoty.Jak na ironiê, chcia³ w ten sposób przekonaæ go o swojej lojalnoœciwobec projektu i udowodniæ, ¿e jego poczynania wyraŸnie o tym œwiadcz¹.- Ile masz pieniêdzy? Wystarczy, ¿eby wynaj¹æ ³Ã³dŸ?- Oczywiœcie.Z moj¹ kart¹ Visa.- Umiesz prowadziæ ³Ã³dŸ?- Pewnie bym mog³a spróbowaæ, ale po co.- Na pewno bêd¹ obserwowaæ lotnisko.Rozumiesz, ¿e to powa¿na sprawa?Skinê³a niezbyt przestraszona, ale za to podekscytowana.- P³yniesz ze mn¹? Zawaha³ siê.- To siê oka¿e.- Rozumiem - powiedzia³a, nie kryj¹c rozczarowania.- Nie chcesz siêzdeklarowaæ.- Myœlê o twoim bezpieczeñstwie - oœwiadczy³ twar­do.- Moim te¿.Jutro opó³nocy czekaj na mnie dwieœcie metrów od brzegu, w po³owie zasieków bazymilitarnej, zaraz za fluorescencyjn¹ zatok¹, tam, gdzie siê spotkaliœmy.Gdzie siê znów spotkaliœmy, poprawi³ siê w myœli.Ale ona nie zwraca³a uwagi naszczegó³y.Jasnoszare oczy wpatrywa³y siê w niego.- Bêdê o pó³nocy.- £Ã³dŸ musi byæ wystarczaj¹co du¿a, ¿eby dop³yn¹æ do Puerto Rico.- A potem?- Z³apiemy samolot.- Razem?Wpatrywa³a siê w niego w napiêciu, z lekko rozchylonymi ustami.Zamiastodpowiedzieæ zacz¹³ j¹ ca³owaæ.Usiad³a na nim i œci¹gnê³a koszulkê przezg³owê.Dotkn¹³ delikatnie palcami jej piersi, najdelikatniej jak mo¿na, iuœmiechn¹³ siê.Zamknê³a oczy, jakby chcia³a powiedzieæ: Znasz mnie.Znasz mnietak doskonale.Po chwili poruszali siê rytmicznie w mi³os­nym uœcisku.Mi³oœæ ipo¿¹danie, jakie czu³ do tej kobiety, by³y zupe³nie niezrozumia³e, nie mog³awyjaœniæ tego pamiêæ komórkowa ani ¿adne naukowe teorie.Niepokoi³o go to.Zjak¹ ³atwoœci¹ zauwa¿a³a ka¿d¹ zmianê nastroju, ka¿d¹ zachciankê.Jakszczególne by³y ich uniesienia i jak¹ stanowili jednoœæ.Przera¿a³o go to ipodnieca³o.Nadesz³a pó³noc.Czeka³, a¿ siê ubierze.Wysuszy³a mu ubranie w pralnihotelowej.Zaprowadzi³a Petera do swojego samochodu.Obudzi³a œpi¹cego stró¿ajednym s³owem: Toro, a on podskoczy³ przestraszony i otworzy³ bramê.Elizabeth zatrzyma³a auto jakieœ pó³tora kilometra od bazy.Przez kwadranssiedzieli, nic nie mówi¹c, ale nie mog¹c siê rozstaæ.W koñcu Peter otworzy³drzwi i wysiad³.Nim siê odwróci³, ona ju¿ wysiada³a za nim.Ca³owali siê podroz­gwie¿d¿onym niebem tak d³ugo, ¿e przestali siê baæ.Potem patrzy³, jakmanewruje samochodem, by zawróciæ, i odje¿d¿a do Casa del Frances.Przezostatnie dwie godziny ¿adne z nich nie powiedzia³o ani s³owa.Znam j¹, pomyœla³ z przestrachem.Znam j¹ dobrze.Wszystko o niej wiem, nie znam tylko jej imienia.A Beatrice?Przez chwilê nie potrafi³ wyobraziæ sobie twarzy ¿ony, nie widz¹c jednoczeœnietej kobiety.Jakby to by³a ta sama twarz.To wydawa³o siê najstraszniejsze.Elizabeth pakowa³a siê w swoim pokoju.Wygl¹da³o na to, ¿e bêdzie musia³aznikn¹æ.Chwyci³a s³uchawkê, musia³a za­dzwoniæ do kilku osób.do Annie,w³aœciciela mieszkania, które wynajmowa³a, ludzi z Agencji Helvetica.I do Rosê Annê, matki Hansa.By³a pierwsza w nocy, w Zurychu osiem godzin póŸniej.Po³¹czy³a siê zinformacj¹ w Zurychu i poprosi³a o numer RosêAnnê Brinkman.Podano jej dwa numery, R.Brinkman i Rosê Annê Brinkman.Po wybraniu pierwszego numeru zg³osi³a siê m³oda kobieta mówi¹ca po niemiecku.Kiedy Elizabeth poprosi³a do telefonu Rosê Annê, dziewczyna powiedzia³a, ¿e toona.Elizabeth przeprosi³a i wybra³a drugi numer.Us³ysza³a cztery sygna³y.nimktoœ podniós³ s³uchawkê.- Tak?- Rosê Annê? Tu Elizabeth.Cisza.- Rosê Annê, halo?- Elizabeth, gdzie jesteœ? Wydaje siê, jakbyœ dzwoni³a z daleka.Lizzy, nie mówza du¿o - ostrzeg³a sama siebie.- Rosê Annê.Mam szokuj¹c¹ wiadomoœæ.- O mój Bo¿e, powinnam usi¹œæ?- Tak - odpar³a Elizabeth i wziê³a g³êboki oddech.- To o Hansie.- O Bo¿e, co znowu?- Nie, to dobra wiadomoœæ.On ¿yje.- Po drugiej stronie zapanowa³a zupe³nacisza.- Rosê Annê, s³ysza³aœ mnie? Dobrze siê czujesz?Us³ysza³a trzask na linii.- Rosê Annê? Halo?Spojrza³a na telefon, jakby to on mia³ wyjaœniæ tê cisze [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •