[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystko zaroi³o siê, zakot³owa³o.Ksi¹dz Anastazy, oblegany przez wszystkich, p³acz¹c gorzko, powiedzia³:- Nic wam, bracia i siostry, nie mogê powiedzieæ, choæ wiem wszystko.Samiwiecie, ¿e nie mogê nic powiedzieæ, com s³ysza³ na spowiedzi.Tylko to jedno:módlcie siê za ni¹ gor¹co, bo to nie jest samobójczyni.To jest ofiara.Ludzie proœci padli zaraz na kolana tu¿ przy drzwiach pokoju Karoliny.Ksi¹dzupad³ na twarz tu¿ przy ³Ã³¿ku i wœród p³aczu g³oœno siê modli³.Cezary sta³ wprogu izby.Patrza³ na œniad¹, prawie czarn¹ twarz Karoliny.Œni³o mu siê, ¿eju¿ dawno tak¹ sam¹ twarz widzia³, gdy wywozi³ trupy z Baku.Tak samo do niegojedna wo³a³a, choæ ju¿ jej s³Ã³w s³ychaæ nie by³o.Ledwie ludzie skoñczyliszeptanie modlitwy, szmer ich, gwar, be³kot rozniós³ siê po ca³ym domu.Z dworuwytoczyli siê na dziedziniec, w gumna i czworaki, do zabudowañ we dworze i nawsi.- Có¿ to siê sta³o? Jakim sposobem? Dlaczego? Kto winien? Poczêto zbieraæ danedla ustalenia historii tego dnia.Ale to sz³o z trudem, gdy¿ Karolina zazwyczajby³a wszêdzie, wci¹¿ siê krz¹ta³a, wci¹¿ biega³a dok¹dœ i sk¹dœ sz³a zpowrotem.Jak¿e tu by³o ustaliæ dok³adne dane? Maciejunio stwierdzi³, i¿ onpierwszy us³ysza³ jej krzyk, wo³anie o pomoc na ganku.Domyœla³ siê przeto, ¿eprzysz³a z ogrodu.Lecz w ogrodzie i w parku nikt jej nie widzia³, gdy¿ tamby³o o tej porze pusto.Poczêto œledziæ krok za krokiem, minutê za minut¹,gdzie Karolina tego dnia by³a: w oborach, w domu ekonoma, w czworakach, w domurz¹dcy, w kurniku, w chlewach.Poczêto ustalaæ œcis³¹ chronologiê tych jejwypraw i stwierdzono, ¿e po obiedzie, wiêc najpóŸniej, by³a w mieszkaniurz¹dcy, pana Turzyckiego.A wiêc wszyscy, nawet pani Wielos³awska, obiedwieciotki, wuj Micha³, Hipolit, Cezary, Maciejunio - pobiegli do „Arianki”.PaniTurzycka, stale zatrudniona, je¿eli nie w kuchni, to w jej okolicach, nic niewiedzia³a, co siê sta³o „na dworze”.Gdy jej oznajmiono, ¿e Karolina nie ¿yje,zupe³nie zaniemówi³a.Siad³a na krzeœle i wytrzeszczonymi oczyma patrzy³a naten zbiór wysoko postawionych person.Coœ niezrozumia³ego mamrota³a i glêdzi³aw kó³ko.Wreszcie wybuch³a:- Ale przecie panna Karusia by³a tutaj u nas nad wieczorem! Zdrowa jak rybka!Naj³askawsza, najmilsza osoba! Co te¿ pañstwo mówi¹!- O której godzinie Karolina by³a tutaj? - spyta³ wuj Micha³.- O której godzinie? Zaraz.Bo to nie patrzy³yœmy na godzinê.Rozmawia³yœmysobie, gadu-gadu.Wesz³a, zamknê³a drzwi, bo przez te drzwi wieje zawsze,usiad³yœmy w tym naszym, ¿al siê Bo¿e! saloniku - i tego.Która to by³agodzina, jak tu u nas by³a panna Szar³atowiczówna, Wandziu, gdzie ty jesteœ?Wandziu!Z drugiego pokoju da³ siê s³yszeæ g³os nieœmia³y panny Wandy Okszyñskiej.Najprzód zwyk³e chrz¹kniêcie, a póŸniej g³os:- By³a czwarta.Po czwartej.- Czwarta - powtórzy³a pani Turzycka z dok³adnoœci¹.- Po czwartej.- Czy Karolina jad³a tutaj co u pañstwa albo mo¿e pi³a? - zapyta³ Micha³Skalnicki w sposób niewinny i jakby plotkarski, gromadz¹cy wszelkie wersjeprzedpogrzebowe, jak to bywa.- A pi³a.Lubi³a wodê z sokiem porzeczkowym.Zawsze u nas pi³a albo wodê zporzeczkowym, albo herbatê z ¿urawinowym.Zrobi³am trochê tego sokuporzeczkowego na zimê.To panna Karolina pi³a ten sok.Jak przysz³a, mówiêgrzecznie: „Paniusia siê napije herbatki z ¿urawinami.” A panna Karolina nato.- Ca³¹ szklankê wypi³a`?- Tak, ca³¹.Zdaje siê, ¿e ca³¹ szklankê.A mo¿e i co zosta³o.Tego niepamiêtam, proszê pañstwa.Rozmawia³yœmy.Czy to mo¿na.- Proszê pani.A mo¿e tu jeszcze stoi gdzie ta szklanka, z której nieboszczkaKarusia sok pi³a? Trzeba by zobaczyæ, co to za sok, ¿e jej tak zaszkodzi³!- Sok porzeczkowy zaszkodzi³!.- przerazi³a siê pani Turzycka.Mój sok! -Zbiela³a wszystka na twarzy i zatrzês³a siê ca³ym obfitym cia³em.- Ten sokmóg³by zaszkodziæ pannie Karolinie? Sok, który ja sama, w³asnorêcznieprzygotowa³am? Nie, proszê pana! Wszystko mo¿na na mnie powiedzieæ, ale sok,który ja przygotowa³am, pannie Karusi nie móg³ zaszkodziæ! To ju¿ trudno idarmo! - zdecydowa³a z godnoœci¹ i dum¹ obra¿on¹.- Sama pani podawa³a jej szklankê z wod¹ i sokiem?- Czy ja sama poda³am? Zaraz! Sama pobieg³am do kuchni, jak panna Karusiaobjawi³a sw¹ wolê, ¿e napi³aby siê wody - nabra³am szklankê wody z blaszanegowiaderka.Woda przecie z naszej studni, najczystsza w œwiecie.Potem wesz³am doœpi¿arki i wynios³am stamt¹d flaszkê z sokiem.Postawi³am tê flaszkê na tacce.Obok flaszki wodê w szklance.Zawo³a³am moj¹ siostrzeniczkê, tê Wandziê,biedactwo, co j¹ pañstwo byli ³askawi zabraæ na zabawê do Odolan - ¿ebyzanios³a tackê do pokoju i ¿eby poda³a pannie Karusi, bo sama posz³am zamkn¹æœpi¿arkê.Nieraz siê tak zostawi œpi¿arkê na dwie minuty, a potem tego brak,tamtego nie ma.Kto wzi¹³, kto rusza³ - utnij g³owê, wbij zêby w œcianê - niewiadomo.- A wiêc to panna Wandzia przynios³a wodê z sokiem z kuchni do pokoju? - pyta³uprzejmie wuj Micha³.- Tak, Wandzia.- A gdzie¿ jest panna Wandzia, siostrzeniczka pani dobrodziejki?- Wandziu - chodŸ ino tutaj! - zawo³a³a pani Turzycka.Z s¹siedniego pokojuwysz³a panna Wanda i dygnê³a przed zebranymi.Zna³a ju¿ wszystkich, czêstobywa³a we dworze, doœwiadczy³a wielu ³ask i niema³o przyjemnoœci od tych osób,wiêc nikogo siê ju¿ nie lêka³a.Zreszt¹ oswoi³a siê towarzysko podczas tego nawsi pobytu, nabra³a pewnej og³ady w obcowaniu.Blask lampy naftowej niewyraŸnieoœwietli³ twarz panny Okszyñskiej.Sta³a spokojnie niedaleko drzwi, skubi¹cwed³ug swego na³ogu pensjonarskiego brzeg fartucha.- To pani poda³a wodê w szklance naszej kuzynce, Karolinie Szar³atowiczównie? -pyta³ pan Skalnicki wystêpuj¹c niejako w imieniu wszystkich zebranych.Mówi³dobrotliwie, po ojcowsku i bardzo grzecznie.- Tak.Ja poda³am - odrzek³a Wanda.- Czy poda³a jej pani sok osobno we flaszce, a wodê osobno w szklance, czy te¿sama pani nala³a soku do szklanki?Panna Wanda nie odpowiada³a od razu.Robi³o to wra¿enie, ¿e zbiera myœli iprzypomina sobie te drobne wydarzenia.Odpowiedzia³a wreszcie:- Panna Karolina nala³a sobie soku z flaszki do szklanki.- Tak ¿e pani nic innego nie robi³a, tylko przenios³a tacê z kuchni do tegosaloniku i tu pani na stole tacê postawi³a?- Jeszcze.Jeszcze wziê³am z szafy w tamtym pokoju cukier w srebrnejcukiernicy i postawi³am na tacy.- Bo czasem - wtr¹ci³a z poœpiechem pani Turzycka - panna Karusia dok³ada³acukru.Choæ ten sok by³ s³odki.- Bo¿e drogi! Jeszcze jak, ale oczywiœcie zkwaskiem, wiêc lubi³a dos³odziæ.Wandzia, poczciwoœci dziecko, wziê³a z szafycukier wiedz¹c ju¿ z góry o guœcie panny Karoliny, postawi³a na tacy iprzynios³a.- A czy pani, panno Wando, os³odzi³a tê wodê dla naszej kuzynki, czy to zrobi³aona sama? - spyta³ Hipolit.- Ja os³odzi³am tê wodê.- Pani`? - pochwyci³ Micha³ Skalnicki.- W tym pokoju czy w tamtym? - pyta³ Hipolit [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •