[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jest córką Belle.Oczywiście, że jej zależy.A ponieważ dla niego muzyka też była ważna, potrafił to zrozumieć.- Tak, naturalnie.I masz rację.Porozmawiam z twoją mamą.Nie uśmiechnęła się, nie wyglądała na podnieconą ani nie podziękowała mu, jak mógłby się spodziewać.Ale już poprzedniego wieczora zauważył, jaka z niej poważna dziewczynka.Wolał chyba rozbrykane, swawolne maluchy swej siostry i kuzynów, ale wcześniej nie zetknął się z innymi dziećmi i nie znał ich uroku.A sam nigdy taki nie był w dzieciństwie.Nie chciał, żeby dziewczynka odeszła.Dziwnie wzruszyła go jej wiara, że będzie potrafił wpłynąć na Belle.Wyciągnął rękę do małej Jacqueline.Nie chciał jej zmuszać, by nudziła się idąc równym krokiem w towarzystwie dorosłych, podczas gdy inne dzieci biegały dając upust swej energii, jeszcze zanim wszyscy dotarli do jeziora i drzew.Ale dziewczynka podała mu rączkę i Jack ujął ją mocno, czując, jaka jest mała.Córeczka Belle - pomyślał.Sama do niego podeszła i wzięła go za rękę.- Dwie damy zaszczyciły mnie swym towarzystwem - powiedział.- Chyba przewróci mi się w głowie.Zwrócił się do Juliany, wyjaśniając, że Jacqueline gra na skrzypcach lepiej, niż kiedykolwiek zdarzyło mu się słyszeć.Co było oczywistą nieprawdą, gdyż bywał na koncertach wielu profesjonalnych muzyków.Ale naprawdę tak myślał, więc wcale nie skłamał.Czuł, że dziewczynka ma wszelkie zadatki na wielką skrzypaczkę.- Ach - rzekła Juliana - wobec tego musisz wystąpić podczas bożonarodzeniowego koncertu księżnej, Jacqueline.Gdyby dzieci miały tyle siły, co entuzjazmu - zauważył z przekąsem Stanley, kiedy doszli już do jeziora i rozproszyli się po lesie - stratowałyby i ogołociły całą okolicę jeszcze na długo przed przyjazdem furgonu.Lecz na szczęście ostrokrzew ma kolce, sosnowe gałęzie są zbyt grube, a jemioła rośnie zbyt wysoko, by i tym gatunkom groziło wyginięcie.Alex i Zeb, Peregrine i Howard Beckford rwali gałązki ostrokrzewu i podawali je podnieconym dzieciakom z wyraźnym ostrzeżeniem, by uważały na kolce.Mimo to gdy tylko Kenneth dotknął paluszkiem ostrego końca, zaczął płakać na całe gardło i rzucił się w ramiona mamy, by po chwili znowu się wyrywać do zabawy.Z kolei Meg, najstarsza córka Stanleya, złajała Davy'ego za to, że ładuje zbyt dużo gałęzi na ręce Kitty.Marcel dzielnie dotrzymywał kroku starszemu koledze, składając całe naręcza choiny na stos, który potem miał zabrać furgon.Bez słowa skargi ssał też skaleczony palec.Sam, Freddie, Anthony i Bertrand ścinali gałęzie sosny, a panie i reszta dzieci ciągnęły je razem na miejsce obok rosnącej sterty ostrokrzewu.Robert, Alice i bliźnięta, trzymając się za ręce, tańczyli wokół sosny i śpiewali własną wersję piosenki „Koło graniaste”, którą zwykle przedpołudniami zabawiały ich niańki.Jack ruszył na poszukiwanie jemioły, zabierając ze sobą Julianę.Ale dziewczyna zdecydowanie nie znała reguł zalotów czy nawet flirtu - pomyślał, kiedy wskazała ogromną kępę rosnącą na dębie, wcale nie będącym poza zasięgiem wzroku innych.Ale pod jemiołą nie trzeba się kryć - stwierdził.- Dobrze - powiedział spojrzawszy najpierw w górę, a następnie na swe błyszczące buty.- Jak myślisz, czy uda mi się tam wspiąć, a potem zejść nie rozbijając sobie głowy?Uśmiechnął się do niej.Wiedział, jak budzić w kobietach instynkty opiekuńcze.Nie zawiódł się.W jej oczach od razu zobaczył niepokój.- Ojej, uważaj na siebie - rzekła.- Obiecuję - powiedział - że nie będziesz musiała mnie łapać.Mógł wejść na drzewo i zejść w jednej chwili.Ale czemu nie wykorzystać sytuacji i nie przykuć jej uwagi czymś spektakularnym? Wspinał się powoli, pozwalając w pewnej chwili, by but obsunął mu się z pnia.Dziękował przy tym niebiosom, że jego kuzyni są w oddali tak pochłonięci swymi zajęciami, że nie widzą tego przedstawienia, boby umarli ze śmiechu.- Nie ma się czego bać - rzekł, kiedy już wspiął się na gałąź, na której mógł jako tako usiąść.Spojrzał na wzniesioną ku niemu twarzyczkę o rozszerzonych lękiem oczach.- Naprawdę nic mi już nie grozi.- Bądź ostrożny - powtórzyła.Może uda się odejść trochę między drzewa, kiedy już zejdę na ziemię - pomyślał zbierając jemiołę i rzucając ją na dół pod jej stopy.Czuł, że powinien posunąć się dalej w swych zalotach, a czyż w ciągu tygodnia trafi się lepsza ku temu sposobność? A jeśli pocałuje ją namiętnie, to może jego myśli skoncentrują się na niej, zamiast błądzić w niepożądanym kierunku.Przeklęta Belle, że też musiała przyjechać do Portland House! - pomyślał.Do diabła! Ani przez chwilę nie wierzył, że nie wiedziała albo nie dbała o to, czy on zjawi się tu na święta.Skwapliwie skorzystała z zaproszenia.Chciała przez tydzień być blisko niego.Pozadzierać nosa i pokazać mu, jaką osiągnęła pozycję, i to bez jego pomocy.Wykorzystała go, by wspiąć się na pierwszy szczebel kariery, a potem sama już łatwo dostała się na szczyt.Przeklęta Belle!Pośliznął się w czasie schodzenia i wylądował na ziemi szybciej i z większym impetem, niż zamierzał.Ale efekt był tego wart.Juliana zakryła dłońmi usta, robiąc krok w jego stronę.- Nic ci się nie stało?! - zapytała.Uśmiechnął się niewyraźnie.- Ależ skąd - skłamał krzywiąc się, gdyż bolało go kolano i otarł sobie rękę.- Zobaczmy, czy jemioła warta była zachodu.- Schylił się i podniósł jedną gałązkę.- Jak sądzisz?Podeszła jeszcze o krok, niczego się nie domyślając.Ta dziewczyna jest rzeczywiście całkiem niewinna.Albo wychodzi naprzeciw temu, co nieuniknione.- Myślę, że można to sprawdzić tylko w jeden sposób - rzekł patrząc jej w oczy i powoli unosząc jemiołę nad jej głowę.Usta dziewczyny, które znalazły się pod jego ustami, były chłodne - podobnie jak jej policzki.Drugą ręką objął ją wpół i przyciągnął do siebie.Była drobna, ciepła i taka przyjemnie kobieca.Może nie będzie trzeba kryć się za drzewami.Przecież w końcu trzyma jej nad głową jemiołę, do świąt pozostał niespełna tydzień i wszyscy wiedzą, że stara się o jej rękę i że ich zaręczyny zostaną ogłoszone w Boże Narodzenie.Brat dziewczyny, nawet jeśli ich zobaczy, na pewno nie uderzy go w twarz rękawicą.Jack uchylił usta, by ogrzać jej wargi, i musnął je językiem.Juliana odepchnęła się rękami od jego piersi i zrobiła krok w tył.Przez chwilę, zanim zdążyła się opanować, zobaczył w jej oczach panikę.Obiecałem sobie, że będę cierpliwy i delikatny - pomyślał opuszczając ramię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]