[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stephen czuł się trochę nieswojo, mimo to cieszyła go perspektywa zaspokojenia pragnień.Nie mógł pojąć, czemu jest taki zażenowany - może przyczyną był fakt, że znalazł się w jej domu wtedy, gdy guwernantka i gospodyni już spały.To nie było całkiem w porządku.Czasami miewał wyrzuty sumienia.Kiedy jako młody chłopak prowadził nieco awanturnicze życie, nigdy nie było ono hulaszcze, choć wszyscy - nawet on sam - spodziewali się tego.Ku jego uldze nie natknęli się na nikogo.Tylko jedna świeca paliła się w ściennym lichtarzyku na dole i jedna na piętrze.W przyćmionym świetle mógł dostrzec, że dom wygląda przyzwoicie, choć jest podniszczony.Domyślił się, że go wynajęła, i to razem z umeblowaniem.Wprowadziła go do małej sypialni u szczytu schodów i zapaliła świecę na ciężkiej gotowalni, przechylając lustro w taki sposób, że nagle w pokoju zrobiło się jasno, jakby płonęło ich kilka.Zamknął za sobą drzwi.Przy drzwiach wiodących zapewne do garderoby stała pękata komoda.Po każdej stronie łóżka ustawiono po jednym stoliku, każdy z nich miał trzy szufladki.Samo łoże było obszerne, z ciężkimi, spiralnymi kolumnami i ozdobnym baldachimem ze spłowiałej, ciemnobłękitnej tkaniny.Z tego samego materiału zrobiono kapę.Nie był to ani elegancki, ani ładny pokój.Unosił się w nim jednak ten sam znany mu już zapach kwiatowych perfum, jakich używała.Ten pokój go wabił.A on jej pragnął.O tak, pragnął jej bardzo.Nie widział też żadnego rozsądnego powodu, by tego nie robić.Był nieżonaty i nie związał się dotychczas z żadną kobietą.Ona zaś owdowiała, i to właśnie od niej wyszła inicjatywa.Nikogo nie skrzywdzą, zostając dziś kochankami, a może nawet będą nimi przez całą resztę sezonu.Po prostu zaspokoją się wzajemnie.Nie widział w tym nic złego.To przecież całkiem uczciwe.Niczego od siebie nie oczekiwali i nie ranili niczyich uczuć.Ona stanowczo twierdziła, że nie szuka męża i nie zamierza go szukać.Wierzył jej.A on nie szukał żony.W każdym razie jeszcze nie teraz i przynajmniej nie przez najbliższych pięć czy sześć lat.A jednak czuł się nieswojo.Czy to z powodu krążących o niej pogłosek? Czy rzeczywiście zabiła męża? Czy się jej bał, a może powinien się bać? Nie, to nie to.Nękał go tylko jakiś dziwny lęk.Nie znał jej, ale nie to go niepokoiło.Nie znał też w końcu kobiet, z którymi sypiał wcześniej.Zawsze traktował je uprzejmie, z szacunkiem i był wobec nich szczodry, ale nie znał żadnej z nich ani też znać nie chciał.Czy zatem chciał bliżej poznać lady Paget?Stała koło toaletki i patrzyła na niego w blasku świecy z tym swoim dziwnym uśmieszkiem, zarówno zachęcającym, jak i wzgardliwym.Zorientował się, że zbyt długo stoi przy drzwiach i zapewne wygląda jak wystraszony uczniak, który dopiero co zdołał się wyrwać na swobodę.Podszedł do niej i mocno objął jej zadziwiająco wąską talię.Nachylił ku niej głowę i dotknął wargami żyłki pulsującej u nasady szyi.Jej ciało było ciepłe, miękkie, pachnące i jakby stworzone dla niego.Przywarła piersiami do jego torsu, poruszając lekko biodrami, tak żeby być jak najbliżej niego.Czuł, że krew szumi mu w uszach, a ciało pręży się i sztywnieje.Uniósł głowę i pocałował jej rozchylone wargi, zagłębiając język w wilgotnych ustach.Odpowiedziała mu tym samym, przesuwając dłońmi po jego plecach, po surducie, kamizelce i niżej, wciąż poruszając biodrami.Jego pobudzona męskość sztywniała coraz bardziej.Zaczął pracowicie rozpinać małe guziczki z tyłu jej sukni.Cofnął się nieco, kiedy się już z nimi uporał, i delikatnie obnażył jej ramiona, ręce i całe ciało.Potem zrobił to samo z koszulą, odsłaniając wspaniałe piersi, szczupłą talię, krągłe biodra i długie, kształtne nogi.Ubiór opadł, formując mały, zielono - biały kopczyk u jej stóp.Została tylko w białych rękawiczkach, pończochach i srebrzystych pantofelkach do tańca.Nie mógł od niej oderwać oczu, zdał sobie jednak sprawę, że jest w tym ciele coś bardziej nęcącego niż sama nagość.Zaczerpnął tchu powoli i głęboko.Stała, patrząc na niego, ze wpółprzymkniętymi powiekami i rękami zwisającymi wzdłuż ciała, aż wreszcie podała mu jedną, a on powoli ściągnął z niej rękawiczkę i rzucił na podłogę.Wyciągnęła drugą, wciąż z uśmiechem kusicielki.Kiedy uporał się z rękawiczkami, przyklęknął na jedno kolano i ściągnął z jej nóg pończochy, usuwając wpierw podwiązki.Ona sama strząsnęła pantofle.Ucałował obie jej stopy, a potem kolana, nim wstał.Była równie piękna, jak się spodziewał, a może nawet bardziej.Nie nazwałby jej filigranową, ale miała doskonałe proporcje i foremne kształty.Była wspaniała.Co też dotychczas widział atrakcyjnego w szczupłych, młodziutkich panienkach?Spodziewał się, że teraz ona rozbierze jego, lecz zamiast tego uniosła nagie ramiona, nie przestając na niego patrzeć, i zaczęła wyciągać szpilki z włosów.Robiła to powoli, leniwie, jakby się jej wcale nie spieszyło i jakby nie dostrzegała, co dzieje się z jego ciałem, lecz uśmiech świadczył, że doskonale zdaje sobie z tego sprawę.Przymknięte powieki zdawały się mówić, że i ona pragnie go z równą mocą.Patrzył, jak jej włosy opadają kaskadą na twarz, ramiona i plecy.Z trudem przełknął ślinę.Jedno ciężkie, kręte pasmo ześliznęło się po piersiach, a potem spoczęło w rowku pomiędzy nimi.Miała ciężkie, błyszczące, jaskraworude włosy.Były prawdziwą koroną wieńczącą jej urodę.Przynajmniej raz to wyświechtane powiedzonko mówiło prawdę.Znów musiał przełknąć ślinę.- Chodźmy do łóżka - powiedziała.Już chwytał za surdut, tuż nad wyłogami, ale nakryła jego dłoń swoją.- Nie.Proszę tylko zdjąć buty, lordzie Merton.Dotknęła dłonią jego spodni.Palce zręcznie manewrowały przy guzikach, kiedy patrzyli sobie w oczy.- A teraz - szepnęła, miękko dotykając wargami jego ust - jest pan gotowy.Obydwoje jesteśmy gotowi.Kładźmy się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]