[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Panna MacQuarrie stanęła po drugiej stronie krzesła, żeby być dalej od ognia.- W którym roku pani się urodziła? - usłyszała burkliwy głos.- W tysiąc siedemset dziewięćdziesiątym drugim - odpowiedziała zaskoczona i przestraszona.- A dokładniej?- Dwudziestego siódmego czerwca.Belmore milczał.- Dlaczego Wasza Miłość pyta? Nie odpowiedział.- Wasza Miłość?- Myślę o czymś.- O tym, ile mam lat?- Niezupełnie.- A więc o czym?Spojrzał na Joy i zaczął się do niej zbliżać.W jego oczach malował się jakiś żal.- Myślę o konsekwencjach tego, co zamierzam uczynić.- Och.- Joy zrobiła krok do tyłu.- A co Wasza Miłość zamierza?Alec w milczeniu zrobił krok do przodu, a Joy znowu krok do tyłu.Tym razem zachwiała się, wpadając na krzesło.Chwycił ją za ramiona i przyciągnął do siebie.- O mój Boże!Objął ją, unosząc jej podbródek.Przysuwał wolno usta do ust Joy, a ona, zahipnotyzowana jego spojrzeniem, patrzyła jak szorstkie wargi zbliżają się coraz bardziej.Zmrużyła powieki, czując na ustach jego oddech.Pragnęła pocałunku Aleca i wydawało się jej, że upłynęło wiele czasu, zanim zaczął ją całować.Muskał wargami jej wargi w taki sposób, jakby chciał się o czymś upewnić, a ona tylko błagała los, żeby nie był to sen.Nigdy by się nie spodziewała, że mężczyzna o twarzy bez uśmiechu potrafi całować tak czule i delikatnie, a zarazem zmysłowo.Nie chciała, żeby ten pocałunek szybko się skończył, i pragnęła bardziej namiętnego dotyku ust diuka.Gdy przesunął je do kącika ust Joy, poruszyła głową.Wargi diuka znowu spoczęły na jej wargach.Jakby w reakcji na ten ruch, lekko pochylił jej głowę do przodu.Dotyk ust stał się mocniejszy.Poczuła na piersiach silny męski tors.Diuk przytrzymywał dłonią jej szyję, tak że nie mogła się cofnąć, ale wcale tego nie chciała.Rozkoszowała się pocałunkami, po raz pierwszy w życiu doświadczając ich słodyczy i żaru.Rzeczywistość okazała się wspanialsza od marzeń, jakby Belmore rozbił zimną, niebezpieczną szybę, którą odgradzał się od ludzi.Jedną dłonią gładził biodra Joy i przyciskał jej brzuch do swojego, a drugą pieścił skórę szyi.Ruchy jego rąk były coraz szybsze, a usta natarczywe.Rozchylił wargi Joy i zaczął wodzić językiem po ich wnętrzu.Westchnęła, a on wsunął język głębiej.Gdy zaczął nim drażnić jej język, zadrżała.Przyszło jej do głowy, że doznania, jakich dostarcza taki pocałunek, są z pewnością podobne do tych związanych z lataniem, tyle że pierwsze dają ponadto niewyobrażalną rozkosz.Pocałunek Aleca był tak zmysłowy, że skojarzył się jej ze smakiem tego, co najbardziej lubiła jeść i pić - z imbirowym piernikiem, z napojem z soku cytrynowego i miodu, z maślanymi bułeczkami, z plackiem z truskawkami, ze starym dobrym winem i ze świeżym, jeszcze gorącym chlebem.Czuła lekkość ciała i pulsowanie krwi w żyłach.Słyszała bicie własnego serca.Przeszywały ją dreszcze i ogarniały fale gorąca.Wszystko, co poruszało zmysły, było dla niej nowe, a ruch języka Belmore’a w jej ustach stanowił doznanie najbardziej intymne.Miała wrażenie, że w ten sposób znajduje fizyczny wyraz gra spojrzeń, jaką dotychczas prowadzili.Przysunęła się bliżej, żeby sprawdzić, czy męskie serce bije tak samo mocno jak jej.Jedną ręką zaczęła gładzić klatkę piersiową Aleca, a drugą objęła go za szyję.Poczuła słabość nóg i przywarła do niego, nie chcąc upaść.Natychmiast przesunął ręce na biodra Joy i uniósł ją do góry.W porywie namiętności zacisnęła dłoń na jego płaszczu.Objęła diuka jeszcze mocniej.Pieścił jej szyję, opadające na twarz kosmyki włosów i ucho.Potem gładził ramię, a w końcu zaczął wodzić dłonią po skórze okrywającej żebra, w rytm coraz bardziej zachłannego pocałunku.Joy doznawała takiej rozkoszy, że jęknęła z żalem, gdy odsunął usta od jej ust.Wolno uniosła powieki i spojrzała w jego lazurowe oczy.Dostrzegła w nich trudne do poskromienia zmysłowe pragnienia.To był jeden z tych skarbów, które ukrywał pod maską chłodu.Właśnie zdążył ją już założyć i znowu dzielił go od całego świata okrutny dystans.- Zrobisz to - stwierdził zagadkowo.- Słucham? - spytała trochę nieprzytomnie, usiłując wytropić w oczach Aleca namiętność i wciąż rozkoszując się pierwszym w życiu pocałunkiem.- Co zrobię? - Nie miała pojęcia, że jej oczy zdradzają wszystko, co czuje serce.- Mniejsza o to - odparł, jakby czekał na bardziej stosowny moment, i popatrzył na drzwi.Przestraszyła się na myśl, że może ktoś wszedł do pokoju, a ona w ogóle tego nie zauważyła.Zacisnęła dłonie na ramionach Aleca i w ślad za nim zerknęła na drzwi.Na szczęście nikt ich nie otworzył.W pokoju wciąż byli tylko we dwoje.Belmore postawił ją na podłodze, ale przesuwał dłońmi po jej ramionach.Przez długą chwilę przyglądał się Joy w milczeniu, a jego spojrzenie złagodniało.Nagle uniósł jej podbródek, patrząc prosto w oczy.- Wyjdziesz za mnie.Przez długi czas panna MacQuarrie patrzyła na Belmore’a w osłupieniu.Czuła pustkę w głowie i nie potrafiła wydobyć z siebie słowa.Wydawało się jej, że opuszcza ją rozum, bo uważała, że diuk po prostu nie mógł tego powiedzieć.- Wyjdziesz za mnie - powtórzył.- O mój Boże!Zasłoniła dłońmi usta i zrobiła krok do tyłu.Naprawdę to powiedział.A więc umarła i trafiła do nieba dla czarownic.Znowu uniósł jej podbródek.Długo muskał ustami jej usta.- Wyjdziesz za mnie - szepnął tuż nad jej wargami.- Wyjdziesz.- Nie mogę - odparła, ale dotknęła ustami ust Belmore’a.- Oczywiście, że możesz.Jesteś dorosła - szepnął znowu, uwodzicielsko muskając jej wargi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]