[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Żony Belmore’ów zawsze zajmowały się jednym i drugim - ciągnął Alec.- O ile wiem, moja babka uchodziła nawet za zbyt gorliwą w spełnianiu swych obowiązków.- A kto w tym pałacu sprawuje nad wszystkim pieczę?- Mąjordomus.To znaczy, będzie sprawował, gdy, psiakrew, wróci ze świąt.- Czy chciałbyś, żebym zajmowała się służbą?- A jak mogłabyś to robić? Nie masz żadnego doświadczenia.- Zmrużył oczy.Uśmiechnęła się do niego blado i pstryknęła palcami.- Boże Wszechmogący, żadnej magii! - Podniósł kieliszek do ust.- I więcej już nie kichaj.Była przygotowana na taką reakcję męża odnośnie czarów, ale ciekawiło ją, co powie na temat jej zwykłych zajęć.- Skoro nie mogę korzystać z mojej magicznej mocy, to co z targiem? - spytała słysząc, że mruknął coś pod nosem, gdy wspomniała o magii.- O co ci konkretnie chodzi? - Gwałtownie uniósł głowę i spojrzał na żonę podejrzliwie.- Czy mogę pójść?- Nie.- Aleja chciałabym zajmować się wynajmowaniem służących.Ten obowiązek spoczywa przecież na duchessie.- Nie.- Przed chwilą powiedziałeś, że tak.- Powiedziałem.Spoczywa i nie spoczywa.Nie pójdziesz na targ.- Powiedziałeś, że powinnam spełniać swoje obowiązki.- Jeszcze nie teraz.- Ale.- Nie.- Po prostu nie wierzysz, że im podołam.- Nie.- Tylko powtarzasz słowo „nie”.Potwierdził gestem dłoni.- Nawet mnie nie słuchasz.- Po chwili zadumy spytała: - Jak mam się wdrażać do moich obowiązków, skoro nie pozwalasz mi nic robić?- Nie.- Och, to nie jest właściwa odpowiedź, bo nie zadałam pytania, na które należało odpowiedzieć „tak” lub „nie”!- R2eczywiście, nie zadałaś takiego pytania, ale bez względu na to, o co spytasz, odpowiedź wciąż będzie negatywna.- Myślałam, że jesteś sprawiedliwy, a ty nawet nie podałeś mi powodu odmowy.- Są takie powody.- Ale chciałabym zobaczyć targ.- To nie jest taki targ, o jakim myślisz.- To dlaczego nazywają go targiem?- Innym razem zabiorę cię na targ.- Zmrużył oczy, zmęczony uporem Joy.Wstał z szezlonga i napełnił kieliszek.- Ale ja chcę zobaczyć jutrzejszy.- Będę przez cały dzień zajęty, a ty jeszcze nie potrafisz poruszać się po Londynie samodzielnie.- Mogłabym pojechać z Hensonem.- Nie.- I z Polly.- Nie.- I z Carstairsem.Alec rzucił jej wściekłe spojrzenie.Westchnęła ciężko.Anglików rzeczywiście cechuje tępy upór.Bębniąc palcami po oparciu sofy, zaczęła się rozglądać po salonie.Kiedy panujące tu milczenie było już nie do zniesienia, zerknęła na męża.W zadumie spoglądał na kieliszek.Spróbowała ponownie skłonić go do podania powodów odmowy, chcąc by się otworzył, ponieważ od kiedy zobaczył w gospodzie maślnicę samodzielnie robiącą masło oraz ocean róż opancerzył się jak nigdy dotąd.Joy wcale się jednak nie poddała, przeciwnie, zamierzała skruszyć powłokę, w której tkwił Alec, nawet za pomocą magii.Wytrwałość zawsze stanowiła jej mocną stronę.Poza tym on potrzebował jej, Joyous Fiony MacQuarrie, choć nie uświadamiał sobie tego z powodu swej angielskiej przyziemności.I nie wiedział, że oświadczając, iż nie będzie się więcej z nią kochał, rozpętał między nimi wojnę.Duchessa postanowiła znaleźć sposób na przełamanie oporu męża, ponieważ tylko wtedy, gdy się kochali, porzucał pancerz.Musiała obmyślić skuteczny plan.- Idę do swojego pokoju - oznajmiła wstając z sofy.- Sypialnie nie są jeszcze gotowe.Polly i Roberts wiedzą, że tu czekamy.- Zerknął na Joy.- Może jesteś głodna?Potrząsnęła głową i usiadła.W gospodzie przy powozowni, w której zatrzymała dym z komina, zjedli obfity posiłek.Podparła twarz dłonią i w myślach rozgrzeszała się ze swojego uczynku, bo dymu było tam rzeczywiście dużo.Z niedowierzaniem pokręciła głową.- Nie mamy kucharza i majordomusa, więc to chyba dobrze, że nie chce ci się jeść.- Ty mógłbyś gotować - oznajmiła z uśmiechem.Spojrzał na nią ze złością.Wciąż ani śladu poczucia humoru - pomyślała Joy.Bawiła się frędzlami poduszki i rozglądała po salonie utrzymanym w zielonej i złotej tonacji.Sofa i krzesła o jasnozielonych obiciach tworzyły krąg na ciemnozielonym dywanie, który pasował do innego, o barwie malachitu, a także do obramowania i dekoracji kominka.Ozdobny parkiet był wykonany z ciemnego drewna.Salon w Belmore House miał charakter jeszcze bardziej oficjalny niż ten w Belmore Park.Sofa była twarda niczym granitowa skała.Joy zerknęła ukradkiem na męża.Nie wyglądało na to, żeby czuł się choć odrobinę lepiej od niej.Nie wiedziała tylko czy to z powodu twardego szezlonga, czy też krępującej ciszy, jaka niemal bez przerwy panowała w tym przygnębiającym pokoju.Wyciągnęła szyję i zaczęła oglądać malowidło na suficie.- Apollo i nimfy - powiedział natychmiast Alec.- Słucham?- W tej scenie na plafonie - wyjaśnił, również unosząc głowę.- Przypomnij mi, żebym już więcej nie patrzył.- Słucham? Nie patrzył na co?- Nieważne.- Wspomniałeś swoją babkę.Jaka była? - spytała Joy, przerywając krępującą ciszę, która znowu zapadła po dziwnym stwierdzeniu męża.- Nie znałem jej.Umarła przed moim urodzeniem.- A twoja matka?- Co chcesz o niej wiedzieć?- Jaka była?Alec wyglądał na zaskoczonego tym pytaniem.Na chwilę utkwił wzrok w kieliszku.- Jak monarchini, bardzo skuteczna w działaniu i piękna.Była doskonałą duchessa.W przeciwieństwie do mnie - pomyślała Joy, zagryzając wargi i usiłując okazać, że takie stwierdzenie uraża jej dumę.Znowu zerknęła na Aleca.Patrzył na nią znad kieliszka.Przypomniała sobie ich pierwszą wspólną kolację w Belmore Park, bo tak samo jak wtedy wpatrywał się w jej usta.Spojrzenie Aleca zdradzało zmysłową udrękę.Zaraz odwrócił wzrok.Dla Joy nie ulegało wątpliwości, że chce ją pocałować.Zamknęła oczy, dziękując w myślach losowi, ponieważ to oznaczało, że wciąż pociąga Aleca [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rurakamil.xlx.pl
  •